1/ O. Mateo Crawley-Boevey, Jezus Król Miłości: POTRZEBA WIARY



„Adauge nobis fidem"

Wiara jest podstawą wszelkiego życia duchowego i wszelkiej działalności apostolskiej. Przekonać drugich może tylko ten, kto sam jest przekonany. A kto będzie miał nadprzyrodzone, Boskie przekonanie, kto potrafi zna­leźć nadprzyrodzoną argumentację? Tylko ten, którego oświeca Jezus! Tylko ten, kto prawdziwie zna Jezusa Chrystusa, tj. nie znajomością jakąś niewyraźną, powierzchowną, lecz znajomością bliską, dokładną i głęboką. Odnosi się to w równej mierze do kapłanów, zakonników, jak i wiernych żyjących w świecie.

Czemu brak nam nieraz nadprzyrodzonej argumentacji? Czemu brak nam tematów do kazań? Bo brak nam po­znania Jezusa. Nie znamy Jezusa i dlatego nie potrafimy o Nim mówić.

Ten tylko zna Jezusa, komu On sam raczył odkryć ta­jemnice swej miłości i tajniki swego Boskiego Serca. Kto słucha głosu Jezusowego, kto wpatruje się w Zbawiciela oczyma wiary, ten zna Jego Boskie Serce i jest Jego przyjacielem. Tylko Chrystus mógł wyrzec te słowa, które zapisał nam św. Jan: „Już was nie nazwę sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, lecz nazwałem was przyjaciółmi, bo wszystko, cokolwiek usłyszałem od Ojca, oznajmiłem wam" (35, 15—16). I jeszcze inne słowa za­pisał nam św. Jan: „Jam jest światłość świata — mówi Chrystus — kto idzie za mną, nie chodzi w ciemnościach, ale będzie miał światłość żywota" (8, 12).

Jezus jest Światłem, bo jest Mądrością Boga. Cóż znaczy u kapłana czy zakonnika mądrość ludzka, o ile nie jest ona promieniowaniem Boskiego Słońca, jakim jest Jezus.

Nieszczęściem naszym jest to, że jesteśmy zbyt mądrymi wedle świata i za wiele filozofujemy. Z nadprzyrodzonego punktu widzenia największymi mędrcami są święci. Jeśli mądrość kapłana, zakonnika, apostoła Serca Jezusowego nie pochodzi od Boga i Jego mądrości — na cóż się zda?! Jeśli jest owocem ich własnego doświadczenia i własnych zabiegów, mały pożytek przyniesie duszom, albo nawet w ogóle na nic się nie przyda.

Czy wiecie czego potrzebujemy? Nie uczonych profe­sorów na katedrach uniwersyteckich, którzy spełniają przecież bardzo pożyteczne zadania, lecz potrzebujemy proboszczów z Ars. Zdziałają oni więcej dla dusz, przy całej swojej prostocie, niż niejeden uczony w sutannie czy w habicie zakonnym. Dlaczego? Bo chociaż nie mają ty­tułów naukowych, mają jednak udział w świetle Bożym, w świetle wiary. Promieniują Jezusem, Jego światłem i miłością Jego Boskiego Serca.

Potrzeba, powtarzam to z naciskiem, żywej wiary. Trzeba żyć życiem wiary — wiary mocnej, świetlanej, czynnej! Odnosi się to do wszystkich, którzy otrzymali sakrament chrztu św., ale przede wszystkim do nas apostołów miłości Boskiego Serca. Apostoł Serca Jezusowego powinien być człowiekiem przebóstwionym przez ducha wiary. Powinien wraz z Apostołami błagać Chrystusa o pomnożenie wiary: „Adauge nobis fidem". Powołaniem apostoła Serca Jezu­sowego jest objawianie duszom Syna Bożego. Mamy uka­zać Jezusa, aby inni poznali Go również i zapłonęli mi­łością ku Jego Boskiemu Sercu. Kto nie ma wiary nie może promieniować wiarą. Kto nie zna Chrystusa w świe­tle wiary, jakże da Go poznać innym?!

Człowiek nie udzieli nam tej Boskiej wiedzy, bo to dar nieba, który otrzymuje się dzięki łasce, który zdobywa się siłą modlitwy i ofiary. Czyż św. Mateusz nie zapisał nam pouczających słów Jezusa: „Wszystko dane mi jest od Ojca mego. I nikt nie zna Syna, jeno Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, jeno Syn i komu by Syn zechciał objawić" (12, 27). Coraz lepsze poznanie Syna Bożego dokonuje się przez żywą wiarę... „Adauge nobis fidem"...

Potrzebujemy wielkiej wiary, aby wniknąć w Serce Jezusowe i aby znaleźć Jezusa nieuszczuplonego, nieumniejszonego — że się tak wyrażę — nie w karykaturze, lecz Jezusa w pełni Jego piękna, w całym blasku i prze­pychu Jego miłości i miłosierdzia. Trzeba, abyśmy głębiej niż włócznia Longina wniknęli w Serce Jezusowe, by w wielkim świetle wiary zrozumieć skarby, jakie Zbawiciel zachował dla swoich przyjaciół i apostołów.

Jeśli prawdą jest, że „Deo servire regnare est", to ośmielę się dodać: to więcej niż królować...

Temu, kogo przebóstwi światło wiary, już niczego nie potrzeba, bo spoczywa on w Bogu i w Nim wszystko znajduje. Wówczas cierpienia, ofiary stają się drobiaz­gami... lub raczej zamieniają się w bogactwa o bezcennej wartości.

W jaki sposób uczy nas Jezus poznawać Ojca niebie­skiego?

Przez wiarę, przez modlitwę, przez poufne życie z Jego Boskim Sercem. Dlatego ludzie prości mają w tej dzie­dzinie nieraz więcej wiedzy niż uczeni katoliccy. Dziecko czy człowiek prosty, niewykształcony, ale umiejący modlić się prawdziwie, ma w rzeczach Bożych tyle światła i wia­domości, ile nie posiada żaden uczony.

Jeśli apostoł Serca Jezusowego ma być mężem wiary, to musi być również, lub raczej najpierw, mężem modli­twy. W modlitwie ma sobie wypraszać obfite światło wiary.

Przypominam sobie pewnego wieśniaka w Lourdes. Za­gadnął mnie następująco:

— Czy to ty, ojcze, miałeś kazanie?

— Tak jest.

— Pięknie mówiłeś: Jezus Chrystus, Król Miłości; Jezus Chrystus, Król Miłosierdzia. Przecież o to naprawdę chodzi.
Od 10 lat przystępuję codziennie do Stołu Pańskiegoi w każdy czwartek odprawiam godzinę św. Jezus Chrystus przedstawia mi się coraz bardziej jako Król Miłości i Miłosierdzia... Dwadzieścia lat mija, jak proszę Boga, by dał poznać światu te wielkie rzeczy, które głosiłeś, ojcze, dziś z ambony...

Czy to nie jest uderzające? Ten prosty człowiek wie, czym jest Bóg i Jego miłość. Dlatego od 20 lat prosi Boga, aby rozszerzało się królestwo miłości Jego Boskiego Serca.

Kto wie, czy właśnie ten pobożny wieśniak nie dał początku intronizacji? Dwie godziny mówił mi z obfitości swego serca o Królestwie Chrystusa. Słuchałem wzru­szony. Jego teologia zawstydzała mnie. Kiedy mieliśmy się rozstać, powiedziałem mu: Czy nie zechciałby pan, przed pożegnaniem, pozwolić mi nazwać się przyjacielem?

On, szczerze, z pewnym odcieniem protekcjonalizmu dał mi odpowiedź twierdzącą. Z mej strony otrzymał po­dziękowanie. Wyjaśniłem mu, że jeśli mamy być przy­jaciółmi, to musimy utrzymywać ze sobą jakiś związek, tym bardziej, że on zostaje tu na miejscu, a ja dalej prowadzić będę żywot tułacza.

Związkiem tym może być wymiana korespondencji. Niech mi pan obieca — mówiłem — że będzie do mnie pisywał.

Od czasu do czasu napisze mi pan na dużych arkuszach ołówkiem to wszystko, co przyjdzie panu na myśl na temat Serca Jezusowego... Pozostawię papier i gotowe koperty ze swym adresem. I co dwa lub trzy tygodnie otrzymam list z myślami o Sercu Jezusowym. Na taką propozycję człowiek ten wybuchnął śmiechem... Ojcze — powiedział — to niemożliwe, bo przecież nie umiem ani czytać, ani pisać... Gdy stałem osłupiały, on ciągnął dalej:

— Oto ojcze, powiedzmy, że ten stół jest ołtarzem. Ty stoisz z tej strony i trzymasz w palcach Hostię Przenajśw., a ja jestem z drugiej strony w tej samej odległości. Po­między nami, tuż obok, jaśnieje Słońce, jakim jest Jezus. Ja widzę, a ty, ojcze nie widzisz?... To chyba nie wina Boskiego Słońca-Jezusa, lecz wina twoich oczu...

Cóż za wzniosła nauka! Cóż za teologia!

Któż więc zna Pana zastępów, Boga miłości? Czy czło­wiek wykształcony, czy kapłan, zakonnik, zakonnica? Nie zawsze!

Któż zatem zna Jezusa i miłość Jego Boskiego Serca? Zna te skarby zarówno człowiek prosty, jak i uczony, byle tylko umiał zbliżyć się do Boskiego Słońca miłości, jakim jest Jezus Chrystus, byle tylko z głębi Najśw. Serca czer­pał to światło, jakiego żadna książka dać nie może!... „Adauge nobis fidem"...

Kto przez ściany tabernakulum potrafi usłyszeć tajem­nice niebieskie u stóp Mistrza, w tajemniczym sam na sam ze swym Bogiem, ten jest prawdziwym znawcą rzeczy Bożych, choćby to był tylko prosty człowiek, który za­miata ulice.

Jeśli mi kto zada pytanie, jak trzeba się modlić, by modlitwa potęgą swoją rozdarła zasłony tajemnic Bożych, odpowiem bez wahania: Jak kto miłuje, tak się też modli!

W jaki sposób dziecko przemawia do swej matki? Czy czyni to przy pomocy mądrego rozumowania i uczonych zdań? Nie! Przemawia raczej ze sercem na ustach. Gdy miłość wychodzi na spotkanie drugiej miłości, gdy serce kołacze do serca, wówczas wystarcza jedno słowo czy jedno spojrzenie. Jezus Chrystus nie chce być w stosunku do nas czymś innym niż matka. Nie chce On, by Go uważano za mniej przystępnego, za mniej skłonnego do zrozumienia nas i do wysłuchania niż matka! Wszak to On uczynił serca matek tym, czym są. Wyryjmy więc w sercu naszym tę prostą a podstawową odpowiedź: Jak kto mi­łuje, tak też się modli. Nie zapominajmy, że modlitwa, że duch modlitwy jest ową wielką, tajemniczą krynicą nadprzyrodzonego światła, tryskającego z Serca naszego Boskiego Przyjaciela. Prośmy Jezusa, aby nauczył nas modlić się i aby dał nam ducha żywej i głębokiej wiary... „Domine, doce nos orare... Adauge nobis ftdem"...

Potrzeba koniecznie, by nasza modlitwa była prosta, bardzo prosta. Nie potrzebujemy jakichś specjalnych syste­mów i wyszukanych sposobów modlitwy, aby dotrzeć do Boga. Idźmy za odruchem duszy, poszukującej prawdy i miłości w ich pierwotnym, odwiecznym źródle. Raz jesz­cze powtarzam: Jak kto miłuje, tak też się modli. Jaka miłość taka nasza modlitwa.

Z pełnej miłości modlitwy, z tego zbliżenia się do Pana Boga, płynie jeszcze inne światło: poznanie siebie samego.

Kto zna siebie samego? Czy ten, kto robi codziennie dwa lub trzy rachunki sumienia?

Nie! Raczej ten, kto żyjąc z wiary, z zadziwiającą jasno­ścią ogląda w świetle Jezusa, niejako w zwierciadle Jego Boskich oczu, przepastne otchłanie własnego sumienia. Widzi on zarówno swą nędzę, jak i swoje zalety. Prze­nika się całkowicie i poznaje się takim, jakim jest w oczach Boga. Światło wiary jest światłością jego duszy i jego su­mienia. Mamy bowiem wady i nędze, ale mamy również strony dodatnie. Bylibyśmy niewdzięczni, gdybyśmy ich nie uznawali. Udzielił nam ich Zbawiciel. Sami ze siebie nic nie znaczymy. Jesteśmy jakoby naczyniem glinianym, lecz spodobało się Bogu złożyć w te kruche naczynia wiel­kie skarby.

Dlaczego?

Bo w miłosierdziu swoim tak postanowił. Potrzebujemy mocniejszego światła niż światło ludzkie, aby poznać sa­mych siebie prawdziwie, szczerze, bez pychy i bez znie­chęcenia.

I otóż wiara ukazuje nam nasze nędze, nasze wady i winy, ale równocześnie wskazuje, że lekarstwa na nie należy szukać w Jezusie Chrystusie. Z drugiej znowu strony wiara ukazuje nam dary Boże w nas oraz użytek, jaki z nich według woli Bożej mamy czynić.

Potrzeba wreszcie wiary, aby być apostołem Serca Je-sowego i poznać panowanie Jego miłości... „Adauge nobis fidem"... Niech te słowa będą często na naszych ustach, a jeszcze częściej w naszych sercach.

Jak byśmy zdołali sprostać naszemu powołaniu, gdy­byśmy nie mieli wiary? Tylko brak wiary rodzi nieufne skargi, jakie nieraz słyszymy: O, gdybym miał zdrowie, gdybym był bogaty, gdybym posiadał więcej czasu, wtedy dużo zdziałałbym dla chwały Boga i zbawienia dusz; nie­stety, jestem chory i mam czas zajęty. Takie wywody zdradzają wiarę nader ubogą i chwiejną.

Gdy Jezus myślał o apostolstwie, czy wybrał w tym celu ludzi uczonych, bogatych, ludzi ze stanowiskiem, ludzi w mniemaniu świata wielkich?

Nie! Wybrał ludzi prostych i bez zasobów materialnych. Tacy właśnie roznoszą chwałę Jego. Albowiem — jak mówi św. Paweł w I liście do Koryntian — spodobało się Bogu, aby przez głupstwo przepowiadania dać zbawienie tym, którzy uwierzą w Jezusa Chrystusa (1, 21). Obrał On bardzo pospolite narzędzia, by głosiły chwalę Jego. Wów­czas widać jasno, że On sam jest sprawcą wszystkiego, co dokonuje się w duszach ludzkich.

Czyż nawracanie dusz jest dziełem ludzkim? Świat jest pełen księgozbiorów, a w nich pełno jest gruntownych prac, które nikogo nie nawróciły.

Nawracanie dusz jest dziełem Bożym, jest dziełem Jego łaski.

W nieuświadomieniu naszym przypisujemy często powo­dzenie w pracy apostolskiej widzialnemu narzędziu — kaznodziei. Tymczasem bywa on nieraz nie najprzedniej­szym narzędziem. Świat przypisuje nieraz zbyt wiele wymowie i argumentacji kaznodziei. Miejmy zawsze wielką i głęboką wiarę w Jezusa Chrystusa i Jego wszechmoc. Ufajmy Mu w dniach triumfu i w chwilach pozornych klęsk. Mówię „pozornych", bo dla nas prawdziwych prze­granych nigdy nie ma. Nasze zwycięstwo, to wielkie zwy­cięstwo Serca Jezusowego i Jego miłości.

Niestety, podobnie jak ongiś św. Paweł, mamy często jakoby łuski na oczach. Oby opadły one w czasie tych dni! Obyśmy uwierzyli w miłość i potęgę Serca Jezusowego!

W kogo mielibyśmy zwątpić? W siebie?... Kiedy to nie my działamy! Działa Zbawiciel przez swoją łaskę. Czy w Niego rnamy zwątpić? Przenigdy!

„Adauge nobis fidem"... Wierzmy w Zbawiciela i w Jego Serce. Śmiało ruszajmy naprzód, bo On jest wszechmocny, Módlmy się o pomnożenie naszej wiary, o łaskę patrzenia na wszystko oczyma wiary. Kiedy mnożą się przed nami trudności, tym bardziej wierzmy i ufajmy Sercu Jezu­sowemu.

„Panie, spraw, abym przejrzał"... abym ujrzał potęgę i miłość Twego Boskiego Serca.

„Gdybyś znała dar Boży — powiedział Jezus do Sama­rytanki -i kim jest ten, kto ci to mówi, tedy byś go prosiła, a dałby ci wody żywej"... „Gdybyś znała"... Aby żyć miłością, potrzeba światła — światła wiary!

Cóż to jest życie? Życie nasze, to ruch, to coś, co podlega ustawicznym przemianom. Dlatego potrzebuje ono silnej, niewzruszonej podstawy, która dawałaby mu pokój i świętość. Potrzebujemy takiego niewzruszonego ośrodka, wokół którego moglibyśmy grawitować. Jedynym ośrodkiem, jedyną najwyższą podstawą naszego życia wewnętrznego jest Chrystus. Nasza mądrość i nasze szczęście polega na poznaniu i ukochaniu Jezusa Chrystusa.

On jeden nam wystarczy!

Żyć żywą wiarą, to niezbędny warunek, aby Bóg mógł w nas działać i przez nas urzeczywistniać swoje zamiary. „Czy wierzysz?" — pyta zawsze Jezus, ilekroć pragnie dokonać nowego dzieła swej miłości. Czy wierzysz — pyta Jezus — w potęgę i wszechmoc mego Serca? Czy wierzy­cie, że mogę was uzdrowić i przywrócić wam wzrok? — pyta Jezus ślepców, a oni odpowiadają: Tak, Panie, wie­rzymy. I wtedy dokonał się cud uzdrowienia (por. Mt 9, 28).

Do Apostołów Jezus powiedział: „Za kogo ludzie mają Syna człowieczego?... Rzekł im Jezus: A wy za kogo mnie macie? Odpowiadając Szymon Piotr rzekł: Tyś jest Chry­stus Syna Boga żywego" (Mt 16, 13 i 15—16). Ilekroć proszą Jezusa o czyn wszechmocy i miłosierdzia, Jezus odpo­wiada: „Jeśli możesz uwierzyć, wszystko jest możliwe wie­rzącemu" (Mr 9, 22).

W ten sposób przemawia Jezus w Ewangelii. Nie inaczej mówi też do św. Małgorzaty Marii Alacoque:

„Kiedy przedstawiałam — pisze ona — Zbawicielowi swoje malutkie prośby w sprawach, po ludzku sądząc, bez­nadziejnych, wówczas zdawało mi się, że On odzywa się do mnie w te słowa: ,Czy wierzysz iż mogę to uczynić? Jeśli wierzysz, ujrzysz potęgę mojego Serca i całą pełnię jego miłości' ".

Wiara, żywa i głęboka wiara, jest podstawą świętości i zarazem podwaliną pracy apostolskiej.

Święci żyli przeważnie tak samo jak my, tym samym na pozór zwyczajnym trybem życia jak my, lecz w duszy ich jaśniało przedziwne Słońce: Jezus! Nosili oni w swej duszy Bożą światłość, jaką daje Jezus. Dlatego, chociaż nieraz podlegali tym samym słabościom co wszyscy ludzie, to jednak byli niewzruszeni w pokoju i ufności. Skąd oni czerpali tę zdumiewającą pewność?

Świat uważał ich za szaleńców... lecz było to szaleństwo mądrości Bożej!


Święci, to niejako szaleńcy wiary, to istoty światłości, zrodzone ze światła wiary i promieniujące wiarą. Jezus umiłował nas ponad wszelką miarę — „in finem dilexit". W tak szczytną prawdę nie można wniknąć przy pomocy słabej, przeciętnej tylko wiary. Gdyby chrześcijanie, zwłaszcza kapłani, wierzyli w miłość Jezusa, w Jego Bo­skie Serce, odrodziliby miłością świat...„Adauge nobis fidem"... Daj nam, Zbawicielu, wszechpotęgę wiary świę­tych, którzy wierzyli w miłość Twoją!

Prośmy usilnie i z wytrwałością o wiarę świętych. Nie polega ona na tym, by wierzyć w jakiegoś nieokreślonego, dalekiego Boga, lecz na tym, by żyć Jezusem, tym naj­wyższym Objawieniem Boga, by żyć w Jezusie, Emanuelu, by żyć w odwiecznej światłości Syna Bożego, która zstą­piła z niebios, aby nam ukazać prawdziwą drogę do Ojca niebieskiego.

Jezus nie przyszedł na ziemię tylko na parę lat. Prze­bywa On z nami nieustannie — zawsze jest z nami! Żyć wiarą, to żyć w braterstwie z Jezusem. Powołani jesteśmy do tego, aby napełniać duszę nadprzyrodzoną światłością i miłością. Idźmy więc po to Boże światło do Tego, który jest „światłością świata". Niech Jezus sam będzie wiel­kim światłem na drodze naszego życia. Słowa ślepca ewan­gelicznego: „Panie, spraw, abym przejrzał" — zastosujmy do potrzeb naszej duszy. Wołajmy do naszego Boskiego Mistrza: Panie, spraw, abym Ciebie widział i abym patrzył na Twe Serce oczyma wiary i miłości...

Życie takie byłoby przedsmakiem nieba.

Na czym polega szczęście wieczne? Na błogosławionym oglądaniu — visio beatifica — istoty Bożej. Zaprawdę, kto żyje wiarą, ten jest szczęśliwy. W ten sposób płynęło życie św. Rodziny w Nazarecie. Ludzie mieli Jezusa za maleńkiego chłopca. Natomiast Maryja i Józef przenikali swą wiarą niezgłębione i niewypowiedziane tajemnice mi­łości. Z dala od wzroku ludzkiego, w skromnej mieścinie, przeżywali oni z Jezusem prawdziwie rajskie szczęście. Posiadali we własnym domu niebo, które im odsłaniała bezgraniczna wiara. Obyśmy więcej rozmyślali nad ży­ciem św. Rodziny w Nazarecie!

Rozkoszujmy się — „delectare in Domino" — tym Bo­skim obcowaniem w wierze, tym wzajemnym przenikaniem się trzech serc w Nazarecie. Uczymy się na podobieństwo Józefa i Maryi modlić się, cierpieć i zdobywać zasługi na życie wieczne w towarzystwie Boskiego Nazarejczyka — Brata naszego według ciała.

W gruncie rzeczy warsztat w Nazarecie pozostał ten sam — to tabernakulum! W warsztacie św. Józefa w Na­zarecie i w tabernakulum jest ten sam Jezus! Żyjmy z Nim, w Nim i przez Niego w duchu wiary, ściśle z Nim zjednoczeni na drodze do Ojca niebieskiego.

Dzięki realnej obecności Jezusa wśród nas łatwo mo­żemy odtworzyć życie nazaretańskie w naszym codzien­nym życiu.

Dla zrozumienia tej cudownej nauki o duchu wiary, jaką daje Nazaret, pożyteczną jest rzeczą rozmyślanie nad ży­ciem św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Powiedział ktoś, że po św. Józefie żaden inny święty nie potrafił lepiej od niej odczuć i odtworzyć tak prostego a zarazem tak wzniosłego życia Króla i Królowej w czasie trzydziestu lat wspólnego życia w Nazarecie.

Wszystko to sprawił duch żywej wiary, posunięty aż do bohaterstwa.

W jaki sposób mamy widzieć we wszystkim Jezusa? Jak Go dosięgnąć i posiąść Go? Nie wystarczy bowiem myśleć o Nim w jakiś nieokreślony sposób lub patrzeć na Niego z dala, niby na słońce ukryte za daleką chmurą. Nie, tonie jest objaw żywej wiary! Trzeba widzieć Jezusa w so­bie i przy sobie, a więc w wypadkach życia, w doświad­czeniach i radościach, we wszystkich darach... We wszyst­kim mamy widzieć Jego rękę i za wszystko mamy Jemudziękować. Wdzięczność sprowadza bowiem ocean łask.

Mamy widzieć Zbawiciela w naszej modlitwie — Jego i tylko Jego! On nas do niej pobudza. On sam czyni jąskuteczną, przyjmując uwielbienia i nasze najpokorniejsze prośby z nieskończoną słodyczą.

Widzieć mamy Jezusa podczas pracy, bo On jest przy naszym boku, pragnąc naszego uświęcenia przez pracę. Przebóstwiajmy — że tak powiem — naszą pracę, każde nasze zajęcie za przykładem świątobliwego Gerarda Majelli, który za każdym ściegiem powtarzał: „Miłuję Cię, Panie, zbaw jedną duszę!" Gdy ręce nasze pracują, gdy umysł zajęty, niech serce ustawicznie czuwa u stóp Mistrza.


Starajmy się widzieć Jezusa towarzyszącego nam przy stole, dzielącego niejako nasz posiłek. Starajmy się Go widzieć jako naszego Boskiego Brata i Przyjaciela, który nam daje chleb żywota wiecznego. Szukajmy Jezusa w na­szym spoczynku. Spoczywajmy na Jego Sercu jak św. Jan! Oby każde uderzenie naszego serca stało się tętnem mi­łości. Mamy widzieć Jezusa w naszych cierpieniach i ofia­rach. Jezus na krzyżu ma być naszym żywym wzorem. Aby zaś nasze cierpienia i umartwienia nabrały wyższych cech, jednoczmy je z raną Serca Zbawiciela świata...

Starajmy się widzieć Jezusa w godzinach trwogi we­wnętrznej, w tych getsemańskich godzinach smutku i śmiertelnego ucisku, o których nikt, prócz Jezusa, nie wie. Czyż potrzeba nam innego Cyrenejczyka? Jezus jest naszym Boskim Cyrenejczykiem, bo On jeden potrafi nam pomóc i On może nas pocieszyć. Widzieć mamy Go wów­czas, gdy ludzie sprawiają nam zawód, gdy ranią nasze serca. W takich chwilach Jezus szczególnie pociąga nas ku sobie!

Rozczarowania i zawody są potrzebne, aby serca nasze nie przylgnęły zbytnio do tej ziemi i abyśmy trwali w prze­konaniu, że tylko Jezus jest dobrocią i że Jego Serce nam wystarcza.

W chwilach pokusy, w chwilach wielkiej nędzy moral­nej — której nie znała tylko Najśw. Dziewica — otwórzmy oczy wiary, a ujrzymy Jezusa, zaś w Jego Sercu znaj­dziemy zawsze pewne schronienie... A jeśli nawet ciężko upadłeś, oglądaj się za Jezusem. Wszak przychodzi On po to, aby nam dodać odwagi! On wyrozumie nasze upadki i słabość. Przecież On jest Bogiem i Jezusem! Gdyby był aniołem, moglibyśmy się lękać, lecz On jest miłością i mi­łosierdziem! On nie opuszcza duszy, która Mu zaufała i przyjęła dar Jego Serca. Nie opuszcza jej nawet wtedy, gdy w chwili słabości chciała Go porzucić. On nie pozwoli zatracić się duszy odkupionej ceną Jego życia i Jego Krwi... On się nad nami pochyli, podniesie nas i do Serca swego nas przyciśnie, nawet wówczas, gdyśmy co dopiero byli pogrążeni w trądzie grzechu. On, Boski Samarytanin, pragnie złożyć na czole trędowatego pocałunek przeba­czenia, miłości i pokoju.

Nawet wyrzuty sumienia są Jego spojrzeniem... to spójrzenie na św. Piotra... spojrzenie pełne łez i miłości, w któ­rym przebija się Jego Serce, pełne miłości i miłosierdzia. Słuchaj, co wśród trosk i niepokojów mówi ci Jezus: Czemu się niepokoisz, czemu się lękasz, mój synu?...

Pax — pokój z tobą! Wszak jesteśmy razem. To niech ci wystarczy. Pax tibi, pax multa!

Mamy prosić o pomnożenie wiary i mamy widzieć Jezusa wśród ciemności, kiedy w duszy panuje noc; mamy Go widzieć w samotności i opuszczeniu. Mówmy wówczas: Panie, mimo ciemności duszy widzę Ciebie. Mocniej niż kiedykolwiek wierzę w miłość Twoją. Noszę w sobie, w swej duszy Twoją przyjaźń i to mi wystarczy... Mamy wreszcie widzieć Jezusa w trudnościach, jakie nas spo­tykają, gdy chcemy czynić dobrze.

Pragniemy wzlotu, a podcinają nam skrzydła. Ci, którzy powinni nas zachęcić, stają nam w poprzek drogi, w prze­konaniu, iż czynią dobrze.

Są to pozorne przegrane... ale przygotowują one wspólne zwycięstwo.

Gdy ustawicznie patrzeć będziemy na Jezusa, widząc Go wszędzie i we wszystkim, wówczas dojdziemy do stanu, który ośmielam się nazwać „świętym szaleństwem".

Zaprawdę będziemy przejęci miłością i w woli Bożej, czy w dopuście Bożym widzieć będziemy Jezusa. Będziemy przekonani, że Zbawiciel z każdego cierpienia, z każdej naszej wady moralnej, ze wszystkich niedoli życia potrafi wyciągnąć korzyść duchową dla nas a chwałę dla siebie!

Opowiadano pewnego razu w obecności św. Teresy od Dzieciątka Jezus o ludziach, którzy posiadają siłę hipno­tyzowania i opanowywania wszystkich władz duszy u in­nych osób. „O — zawołała natychmiast św. Teresa — jakże chciałabym, aby w ten sposób opanował mnie Pan Jezus. Z jakąż radością oddałabym Mu swoją wolę". Trafne są to słowa, wyrażające doskonale żywą wiarę, która oświeca i zarazem przenika do głębi serce!

Jeśli wahamy się uwierzyć w to, że ta wielka Rzeczy­wistość, jaką jest Jezus, mogłaby w życiu naszym zająć takie miejsce, to przypomnijmy sobie potęgę uroku, z jaką spotykamy się nieraz u ludzi.

Ileż to szaleństw popełniają nieraz ludzie opętani ziem­ską urodą i ludzkimi wdziękami?!

Niestety, na palcach policzyć można „szaleńców" roz­miłowanych w piękności nadprzyrodzonej, w piękności nieskończonej!...

Weźmy dla przykładu uczonego, zatopionego w swoich studiach i całkowicie oddanego swym poszukiwaniom. Zapomina on nawet o potrzebach życia. Niszczy swoje zdro­wie, traci nieraz życie dla zdobycia wiedzy, dla osiągnięcia określonego celu...

Weźmy też pod uwagę artystę... Trawi go namiętność sztuki, z której czyni przedmiot swych marzeń. Nie obcuje on z ludźmi. Zatraca zmysł życia. Depce szczęście doczesne, byle tylko mógł się ziścić jego sen, jego marzenie o sztuce... Apostołowie Króla Miłości! Apostołowie miłości Serca Jezusowego!... Czyż Jezus, Piękno nieskończone, Stwórca i Pan wszelkiego piękna, wszelkiej doskonałości, zachwy­cenie aniołów, odblask Ojca niebieskiego, nie jest mocen wypełnić naszego życia?

Pozwólmy, by to Boskie Słońce olśniło oczy nasze. Niech nigdy nie znika sprzed naszego wzroku. Niech ku Niemu kierują się nasze myśli i nasze uczucia... Jezu! Spraw, abym nie umiał żyć bez Ciebie! O Boskie Światło mego serca, bądź moim drogowskazem do Twego Serca...

Do Samarytanki Jezus mówił o niepojętym i bezcen­nym skarbie. Aby ujrzeć ten skarb i cenić jego wartość trzeba światła wiary. Dlatego prośmy: Panie, daj nam wiarę żywą i głęboką!... „Adauge nobis fidem"...


Jezus, Król Miłości cz. 2: http://wezwanie.blogspot.com/2011/06/o-mateo-jezus-krol-miosci-zycie-z.html