Apostoł miłości i cierpienia

O. Mateo Crawley – Boevey ss.cc.

Dnia 1 lipca 1960 r. „L'Osservatore Romano" (wydanie francuskie) zamieściło pośmiertny artykuł o  ojcu Mateo. Było to krótkie i treściwe przypomnienie jego życia i działalności. Dziennik podał, że ojciec Mateo Crawley-Boevey w samych tylko Włoszech pracował w 135 diecezjach. Dla dokładności wypada przypomnieć, że diecezje włoskie terytorialnie są bardzo małe. W ciągu blisko 85 lat życia głosił kazania dla milionów w języku hiszpańskim, francuskim,  portugalskim,  włoskim,   angielskim  i  łacińskim. Pod koniec życia musiał zaprzestać prawie zupełnie zewnętrznej działalności apostolskiej, co dla człowieka o bardzo ruchliwym usposobieniu było wielką  ofiarą.  Jednak pióra  nie wypuszczał z  rąk  prawie do  ostatniej   chwili swego życia. W Chile odbył długą drogę krzyżową. Przed operacją, która zakończyła się amputowaniem lewej nogi, oświadczył: „Ofiaruję wszystko dla chwały Najśw. Serc Jezusa i Maryi i dla dobra zgromadzenia; przyjmuję wszystko nie tylko z rezygnacją, ale i z radością".
Tak wygląda w bardzo zwięzłym streszczeniu życie i działalność ojca Mateo. Przypatrzmy się pokrótce temu życiu ze szczerością i soborową odwagą, która pozwoli widzieć człowieka z wszystkimi jego zaletami i niedoskonałościami. Tym, którzy by ewentualnie chcieli zgorszyć się niektórymi wydarzeniami tu przytoczonymi, podajemy, że pierwsza biografia ojca Mateo, na której się tu głównie opieramy, napisana przez M. Bocqueta została przedłożona papieżowi Pawłowi VI. Papież przyjął ją bardzo życzliwie i zachęcił z tej okazji do szerzenia nabożeństwa do Najśw. Serca Jezusowego na wzór ojca Mateo i według wskazówek Stolicy świętej[43].
Tak samo życzliwie i entuzjastycznie przyjęli życiorys ojca Mateo kardynałowie i biskupi. Niech wystarczy, że wymienimy tu tylko kardynałów Gerliera, Meyera, Antoniuttiego i Jana Rickettsa, aktualnego arcybiskupa Limy, siostrzeńca ojca Mateo.
Kardynał Gerlier, serdeczny przyjaciel ojca Mateo, z okazji przesłania mu biografii M. Bocqueta pt. „Uamour present au monde. Le pere Mateo" (Roma 1963), nazywa tę książkę przykuwającą lekturą, odświeżającą tyle drogich mu wspomnień.
Zapoznanie się z życiem i działalnością ojca Mateo pozwoli lepiej zrozumieć jego twórczość.
Zanim przejdziemy do szczegółów pragniemy przypomnieć, że z ludźmi świętymi i genialnymi trudno jest nieraz żyć. Ale również święci i geniusze nie mają łatwego życia i wcale nie należy to do wyjątków, że popadają w konflikty z otoczeniem. Ojciec Mateo należał do charyzmatyków i geniuszów wielkiej klasy. Nic więc dziwnego, że nie wszyscy go rozumieli. Nawet wtedy, gdy miał on pełną aprobatę papieży, musiał staczać boje z tymi, którym przysługiwały znacznie niższe kompetencje niż papieżom.
Edward   Maksym   Crawley-Boevey,   późniejszy   ojciec Mateo, urodził się dnia 18 listopada 1875 r. w Peru. Ojciec jego Carlos Octavio pochodził z Anglii i był protestantem, matka zaś była z pochodzenia Hiszpanką i wyznawała religię  katolicką.  Na  temat  swej  rodziny ojciec  Mateo  do końca   życia   zachowywał   prawie   absolutną   dyskrecję. Toteż nic dziwnego, że jesteśmy pozbawieni bardzo wielu szczegółów dotyczących jego życia, życia ojca, matki i rodzeństwa. Małżeństwo protestanta z katoliczką  stanowiło jednak związek głębokiej miłości i jedności. Trzeba podkreślić, że konwersja męża na katolicyzm była tylko czymś zewnętrznym, a nie prawdziwym przejściem na łono Kościoła  Katolickiego.  Jego  konwersja  nie  była  szczerym, głębokim aktem wewnętrznym, lecz była niejako warunkiem, środkiem do osiągnięcia tej niewiasty, którą pokochało jego serce. Mimo konwersji Carlos Octavio pozostał w swej mentalności i praktyce życia nadal protestantem. Archiwum sercańskie posiada dokument, z którego wynika, że Carlos Octavio przybył na uroczystość profesji swego syna w dniu 11 listopada 1892 r. W jednym z listów ojca Mateo,  pisanym  do  swej   rodziny  w  Anglii,  znajdujemy wzmiankę, że jego ojciec Carlos Octavio nawrócił się jednak naprawdę, ale nie było to przed zawarciem małżeństwa, lecz znacznie później.
Od ojca Mateo dowiadujemy się również, że kiedyś jego matka obchodziła jakąś osobistą uroczystość. Carlos Octavio chcąc sprawić przyjemność swej żonie, poszedł z nią na Mszę św. Tak się złożyło, że Najśw. Ofiarę celebrował kapłan, który wykazywał mało skupienia i pietyzmu przy ołtarzu. Po powrocie do domu mąż zapytał się swej żony:
—  Czy ty wierzysz, że ten kapłan naprawdę wierzy, że po  konsekracji  trzyma on  w  swoich rękach  Ciało  Pana Jezusa, jak to naucza wasza wiara?
Małżonka odpowiedziała, że naprawdę wierzy, a wtedy ze strony męża padły następujące słowa:
—  Jeśli on w to wierzy, to jest albo błaznem albo kryminalistą! W ten sposób nie traktuje się Boga.
Z wielkim bólem trzeba czytać takie słowa protestanta o kapłanach katolickich i trzeba koniecznie wyciągać z nich wnioski dla własnego życia kapłańskiego.
Zwróćmy uwagę na to, że przez matkę ojciec Mateo posiadał domieszkę krwi hiszpańskiej, która stanowiła o jego wielkiej uczuciowości, impulsywności i ruchliwości. Przez ojca znowu posiadał domieszkę krwi angielskiej, która tworzy naturę zimną, spokojną i stałą. Mieszanina krwi hiszpańsko-angielskiej sprawiła, że ojciec Mateo był typem człowieka niezwykle uczuciowego, gorącego, oddającego się działalności całą duszą, a równocześnie był człowiekiem niezwykle konsekwentnym w wieku starszym, a w młodości upartym. Znane adagium teologiczne mówi, że łaska nie niweczy natury, lecz na niej buduje: Gratia non tollit, sed supponit naturam. Pamiętając o tej prawdzie teologicznej i mając na uwadze naturę ojca Mateo, możemy powiedzieć, że Opatrzność wyposażyła go bogato w dary natury, aby łaska mogła te przymioty udoskonalić i wprząc je w  apostolstwo miłości.
Na charakter, na konsekwencję w działaniu ojca Mateo może rzucić światło pewien szczegół z jego dzieciństwa. Mały Edward Crawley-Boevey był uparty. Jeśli chciał coś otrzymać, to działanie jego w tym kierunku kończyło się dopiero wtedy, kiedy rzeczywiście zamiar jego został spełniony. Wszystkie swoje dziecięce plany musiał zawsze realizować. Kiedy starsi nie chcieli spełnić jego woli, naginał ich wolę przy pomocy płaczu. Płakał całymi godzinami i dniami... tak długo aż otrzymał upragnioną rzecz. Gdy miał 5 lat, nie chciano spełnić jakiejś jego dziecięcej prośby. Krzyczał wtedy długo i płakał wiele godzin. Kiedy przestał płakać ciotka stawiła mu pytanie:
—  No i jak Edwardzie,  przestałeś krzyczeć? Nareszcie przestałeś płakać?...
—  Nie,    odpoczywam   tylko   —   odpowiedział 5-letni chłopiec.
Edward jako dziecko był niezwykle uparty, ponad wszelką miarę i wyobrażenie. Ale kiedy w dziedzinę temperamentu i uporu wkroczyła łaska, wtedy z naturalnej słabości i niespotykanego uporu zrodził się nieugięty człowiek, konsekwentny w działaniu, nie cofający się przed żadnymi trudnościami. Łaska nie zniszczyła naturalnych przymiotów,  ale je udoskonaliła.
Ojciec Mateo urodził się w 1875 r., a ojciec Damian zmarł w 1889 r. W czasie kiedy młody Edward decydował się na wybór zgromadzenia zakonnego, sława świętości ojca Damiana szeroko już rozeszła się po świecie i wywarła również określony wpływ na wybór Zgromadzenia Najśw. Serc, do którego należał ojciec Damian. Po złożeniu profesji zakonnej i po skończonych studiach ojciec Mateo otrzymał święcenia kapłańskie. Prymicyjną Mszę św. odprawił w dniu 25 grudnia 1898 r. w Valparaiso (Chile). Matka prymicjanta przyjęła wtedy z rąk syna Komunię św. Przystąpiła wówczas także do pierwszej Komunii św. jego młodsza siostra Blanka.
W Valparaiso powstał ośrodek społeczny i studium prawa, których stworzenia domagała się ówczesna sytuacja religijna i społeczna w Chile. Dyrektorem ośrodka został ojciec Mateo. Był to chyba najlepszy wybór. Młody kapłan był pełen energii. Miał szerokie zainteresowania i żelazną konsekwencję w realizowaniu zamierzonych celów. Wszystkie dotychczasowe opinie o tym kapłanie brzmiały jednoznacznie: młody, czarujący, wzór pobożności, umartwienia i charakteru; wyśmienity kaznodzieja i kierownik, który posiada ducha świętych i ducha zgromadzenia oraz cieszy się absolutnym zaufaniem profesorów i studentów[44]. Gorzej jednak było z jego zdrowiem. Był podatny na przeziębienia i łatwo chorował na gardło. Toteż nic dziwnego, że matka mówiła:
— Jeżeli Pan Bóg chce, abyś był kapłanem i kaznodzieją, to musi uczynić cud. Bez cudu będziesz niemową...
Chile jest krajem nawiedzanym przez trzęsienia ziemi. Jedno z kolejnych nieszczęść trzęsienia ziemi nastąpiło 16 sierpnia 1906 r. Było to około godziny 8 wieczorem. Wskutek nagłego trzęsienia ziemi domy zaczęły się rozpadać i zapadać. Valparaiso przedstawiało przerażający widok. Całe mieszkanie ojca Mateo zamieniło się w ruinę. Został tylko kawałek ściany, na którym wisiał obraz Serca Jezusowego (tzw. obraz Garcia Moreno). Od tej chwili apostolstwo ojca Mateo przeszło na inne tory.
Na widok nieszczęść młody kapłan mobilizował wszystkie siły, aby ulżyć nędzy ludzkiej. Pracował całymi dniami i nocami. Nie myślał o spaniu i nie miał czasu na jedzenie. Taki tryb życia musiał się fatalnie odbić na jego organizmie.
Ojciec Mateo ciężko zachorował. Procesy myślowe uległy zakłóceniu. Nie mógł mówić. Bez pomocy drugiego kapłana nie mógł odprawić Mszy św. Diagnoza postawiona przez kilku lekarzy była przerażająca: organizm wyczerpany do ostatnich granic, serce ciężko chore; u chorego występują objawy neurastenii; nie może przez rok wykonywać żadnej pracy,  a co będzie potem?...
W tej ciężkiej dla niego i dla zgromadzenia sytuacji ojciec Mateo wyjeżdża do Europy. Jedzie też do Francji, do Paray-le-Monial, gdzie Serce Jezusowe objawiło się św. Małgorzacie Marii Alacoque. Jedzie tam nie w tym celu, by prosić o cud uleczenia z beznadziejnej choroby, lecz by przygotować się raczej na śmierć. Kiedy ks. Aleksander Żychliński spotkał się w 1929 r. z ojcem Mateo, ten wyraźnie mu powiedział, że pojechał do Paray-le-Monial dobrze przygotować się na śmierć, a nie prosić o zdrowie. W 1907 r. młody kapłan, beznadziejnie chory klęczy w kaplicy cudownych objawień. Zdaje sobie sprawę, że jest naprawdę ciężko chorym człowiekiem. Tu otrzymuje zdrowie i pełnię nadprzyrodzonego światła. W Paray-le-Monial zrozumiał posłannictwo, jakie wyznaczyła mu Opatrzność. Wyszedł z kaplicy w pełni zdrowia z gotowym planem przeprowadzania intronizacji w rodzinach katolickich i głoszenia światu nieskończonej miłości Boga, której  Serce Jezusowe jest siedliskiem i symbolem.
Św. Franciszek z Asyżu wydał kiedyś okrzyk zdumienia: „Miłość nie jest miłowana". Opatrzność wyposażyła ojca Mateo hojnie swoimi darami, aby rozniecał ogień miłości Bożej w sercach ludzkich. Św. Jan apostoł pisze w swoim pierwszym liście, że „Bóg jest miłością" (4, 16). Miłość jest istotą Boga i streszczeniem Ewangelii. Jeśli Bóg i Jego działanie jest miłością, toteż nic dziwnego, że centralnym tematem apostolstwa ojca Mateo jest miłość — miłość często zapoznana, miłość, która nie jest miłowana.
Ojciec Mateo jest naturą upartą i wojowniczą. Nigdy jednak nie kwestionuje prawomocnych i ostatecznych decyzji kompetentnych przełożonych. Z Paray-le-Monial jedzie do Rzymu, by papieżowi Piusowi X przedstawić swój plan. Nie chce działać na własną rękę. Chce współpracować w zgodzie ze swoimi przełożonymi w zgromadzeniu   i   z  hierarchią  diecezjalną. Chcę  zyskać od  Namiestnika Chrystusowego aprobatę dla swego posłannictwa miłości i pragnie prosić o błogosławieństwo.
Jak wyglądała audiencja młodego kapłana u Piusa X? Ojciec Mateo wyjechał zdrowy z Paray-le-Monial. Odjechał stamtąd z tym wewnętrznym przekonaniem o swoim posłannictwie, jakie mieli prorocy Starego Testamentu. Był przekonany, że głoszenie miłości Serca Bożego, to ukazywanie Chrystusa według Ewangelii, to prowadzenie dzieła intronizacji Serca Jezusowego! Z wewnętrznym, głębokim przekonaniem, z całą płomiennością swej natury przedstawia Piusowi X swój plan i prosi o aprobatę, na co Pius X odpowiada:
—  Nie, synu mój, nie zgadzam się. Nie pozwalam...
—  Ależ — przerywa papieżowi młody kapłan — Ojcze święty!...
—  Nie!  Nie  pozwalam  —  ciągnie  dalej  papież  —  ale nakazuję ci. Rozumiesz — mówi święty papież — nakazuję ci, abyś tej sprawie poświęcił swe życie...
Pius X szeroko otworzył ramiona. Przycisnął młodego kapłana do swego serca i udzielił mu błogosławieństwa.
W ten sposób wyglądała audiencja ojca Mateo u Namiestnika Chrystusowego. Młody kapłan otrzymał pełną aprobatę dla swego dzieła od Piusa X. Na obrazku, na którym ojciec Mateo wypisał akt ofiarowania się, papież własnoręcznie dopisał: „Adimpleat Deus quod operatus est in te".
Papieże uważali zawsze ojca Mateo za twórcę intronizacji Serca Jezusowego. Nie zmienia to oczywiście faktu, że także już przed ojcem Mateo kapłani Towarzystwa Jezusowego położyli w tej dziedzinie duże zasługi i nadal z niemałym rozmachem pracują na tym odcinku apostolstwa miłości.
Skoro już znamy w ogólnych zarysach początki życia i działalności ojca Mateo, a także początek dzieła intronizacji, w całej pełni zaaprobowanego przez papieża Piusa X, możemy przejść do jego pracy apostoła miłości.
Zapytajmy się jednak zaraz, czym intronizacja nie jest, a czym jest w swej najgłębszej treści?
Przez cud dokonany w Kanie Galilejskiej Chrystus poucza, że akceptuje wszystkie wartości tego świata: zabawę, wesołość, miłość i pogodne towarzystwo. Chrystus przez swoje przyjście do rodzin katolickich wcale nie chce, abyśmy stali się biedniejsi. Nie pragnie, abyśmy wyzbyli się radości i zdrowej przyjaźni. Nie chce naszego zubożenia, lecz pragnie nas wzbogacić o wartości nadprzyrodzone — przede wszystkim o miłość swego Boskiego Serca! Jeśli intronizacja Serca Jezusowego w rodzinie katolickiej nie ma być tylko jednorazowym aktem, który nie wywiera głębszego wpływu, musi być dobrze przygotowana i głęboko przeżyta. Intronizacja Serca Bożego nie polega na zewnętrznym i powierzchownym akcie pobożności, który dogadza raczej samolubstwu niż skłania do zmiany życia. Intronizacja nie jest czułostkową, sentymentalną formą pobożności; nie jest okazją do zawieszenia jeszcze jednego obrazu religijnego na ścianie. Nie chodzi też w niej o snobizm, który potrafi czasem wkradać się także do praktyk religijnych. W praktyce codziennego życia może to niekiedy przyjąć następującą formę: sąsiedzi dokonali już intronizacji, a więc wypada też u siebie poświęcić obraz czy figurkę Serca Jezusowego. Intronizacja nie jest zewnętrzną ceremonią, lecz faktycznym uznaniem najwyższej władzy Króla Miłości w rodzinie katolickiej. Ma ona zespolić rodzinę z Sercem Bożym i ma być źródłem nadprzyrodzonego braterstwa  członków  rodziny.
Dzieło intronizacji, to dzieło miłości! Musiało więc rodzić owoce. Dzięki posłannictwu miłości zmartwychwstawały dusze z grzechu. Arcybiskup Montevideo mówił:
— Twoja misja rodzi zmartwychwstanie do życia miłości. To co widziałem, to nie było tylko zmartwychwstanie jednego człowieka, ale to cały cmentarz zmartwychwstał.
Ojciec Mateo przeprowadzał w Chile szeroko zakrojoną akcję intronizacji Serca Jezusowego w rodzinach katolickich, w domach zakonnych i w różnych instytucjach katolickich. Powiadomiony o tym Pius X przesłał specjalne błogosławieństwo, a na liście dopisał własną ręką: „Apostolicam Benedictionem ex animo impertimus". Był to dowód uznania i wielkiej życzliwości względem ojca Mateo i jego akcji. Przypomnijmy tutaj, że nie ma zwyczaju, aby listy wysyłane przez Sekretariat Stanu podpisywał sam papież lub dopisywał na nich jakieś zdania.
W starych legendach można nieraz wyczytać opinie jakoby ludziom świętym lub   wielkim wszystko szło bez trudności i kłopotu. Można by sądzić, że ojciec Mateo z ideą zrodzoną w Paray-le-Monial, zaopatrzony w aprobatę najwyższego autorytetu papieża Piusa X będzie miał otwarty wstęp na ambony wszystkich diecezji świata. Tak jednak nie było. Już od początku jego misji było inaczej, a to że trudności nie złamały tego człowieka, należy przypisać przede wszystkim łasce Bożej i stałości charakteru. Nie będzie to nawet przesadą, jeśli się powie, że jego upór łamał wszystkie przeszkody i wzrastał, gdy one się mnożyły. Omawianie wszystkich podróży i trudności ojca Mateo nie mieści się w ramach tego wstępu. Dlatego też ograniczmy się tylko do omówienia niektórych jego podróży.
Ojciec Mateo wybrał się z Ameryki w podróż apostolską do Europy. Przybył do Paryża 25 sierpnia 1914 r. Nieszczęsny rok 1914! Szalała wojna światowa. Pesymiści wróżyli, że przyjazd ojca Mateo do Europy w takich czasach jest kompletną pomyłką. Nie jest wykluczone, że pesymiści domagali się nawet, aby przełożeni zakonni formalnie, na mocy ślubu posłuszeństwa zakazali mu kazań w Europie. Któż — mówiono — będzie słuchał kazań
O  miłości Serca Jezusowego w czasie, kiedy armie niemieckie przebijają się ku stolicy Francji i kiedy na nią uderzają?  A  jednak  pozornie  triumfujący  pesymiści  nie mieli racji. Ojciec Mateo miał wielkie trudności. Miał niemal wszystkich przeciwko sobie, nawet tych, którzy najbardziej   powinni  mu   pomagać.   Miał   jednak   nie   tylko przeciwników, ale też niezliczone tłumy na swoich kazaniach w Paryżu podczas pierwszej wojny światowej. Geniusze mają nieraz to do siebie, że kiedy się ich uważa za  pokonanych,  oni  właśnie  wtedy wstępują  na  szczyty swoich sukcesów. Tam gdzie inni tracą nerwy i czas na zapobieganie „nierozważnym krokom szaleńców", oni zachowują przedziwny spokój. Przekonani o słuszności swoich planów i ufni w pomoc Bożą, idą konsekwentnie do zamierzonego celu.
Z Francji ojciec Mateo udał się do Hiszpanii. Tu spotkała go życzliwość i równocześnie ogromne trudności. Nie dziwmy się temu, że spotkało go prawie potępienie, mimo że miał aprobatę Piusa X. Dzieła Boże potrzebują ofiary i cierpienia. Św. Franciszek   Salezy powiada: „Apostoli nec aliter pugnant, nisi patiendo..." Cierpienia i przeciwności miały udoskonalić dzieła ojca Mateo. Od trzech miesięcy głosił konferencje dla kapłanów w Madrycie. Głosił kazania dla czcicieli Serca Bożego, prowadził godziny św. Słuchaczy stale przybywało. Sukcesy apostolskie mnożyły się nieustannie. Nagle jednak biskup wydał pismo, w którym oświadcza, że nie może aprobować intronizacji Serca Jezusowego. Jest to bowiem nowość, bez żadnych podstaw teologicznych. Nowość ta podpada — rzekomo — pod dekret potępiający Stolicy Apostolskiej...
Opatrzność dopuściła to doświadczenie na ojca Mateo. Kto by jednak sądził, że przeciwności wprowadzą go na inną drogę niż apostolstwo miłości, dałby tylko dowód, że zupełnie nie zna tej gorącej i wojowniczej natury, w której płynęła hiszpańska krew (ze strony matki).
Z Madrytu ojciec Mateo przyjeżdża znowu do Francji. Jedzie prosto do Paray-le-Monial, by szukać nowego światła i nadprzyrodzonej mocy, ale zamiast światła spotyka cierpienie i krzyż. Napotyka na te same trudności co w Madrycie. Arcybiskup Gauthey, ordynariusz Besancon przestrzega przed intronizacją Serca Jezusowego i uważa ją za niebezpieczną nowość. To jeszcze nie wszystko. Zakazuje ojcu Mateo używania słowa intronizacja. Zresztą Gauthey uważał kult Serca Bożego za swoją domenę. Był on kiedyś kapelanem w Paray-le-Monial. Był biografem św. Małgorzaty Marii Alacoque. Wydał też krytycznie jej pisma. Każdy chciał być wiernym swej idei. Gauthey chciał być wierny nauce, a ojciec Mateo stał nieugięcie przy swej intuicji, przy znaku swego powołania, aprobowanym przez papieży. Przyznać trzeba, że zachodzi tutaj wyraźnie misterium opozycji w stosunku do dobra, do miłości Serca Jezusowego. Zresztą, czy tylko w życiu i działalności ojca Mateo zachodziło takie misterium?
Po doświadczeniu z Gauthey ojciec Mateo kieruje swe kroki do kardynała Sevin, arcybiskupa Lyonu, który przyjmuje go nie z chłodem, rezerwą, zakazami i groźbami, lecz z entuzjazmem i serdecznością ojca. Kardynał prosi, aby ojciec Mateo na szeroką skalę głosił na jego terenie posłannictwo miłości. Ojciec Mateo nie włada jeszcze wtedy biegle po francusku. Toteż wymawia się:
— Eminencjo! Nie mogę przyjąć szerokiego posłannictwa ambony, bo mówię po   francusku jak hiszpańska krowa...
— To nic — odpowiada kardynał — niech ksiądz idzie na ambonę bez niepokoju. W koniecznych wypadkach ja poprawię, sam przetłumaczę ludziom to, co ksiądz chciał powiedzieć...
Kardynał Sevin uważał, że dzieło intronizacji Serca Jezusowego jest ukoronowaniem wszystkich dzieł w jego diecezji. Nic też dziwnego, że w czasie taktycznego milczenia na innych terenach, oddał on do dyspozycji ojcu Mateo wszystkie ambony. Kiedy inni przez milczenie i urabianie opinii chcieli pogrzebać piękne dzieło, kardynał Sevin postąpił jak gdyby na przekór wszystkim przeciwnikom ojca Mateo.
Po cierpieniach i doświadczeniach w Madrycie oraz po zakazie Gautheya przyszły radosne owoce w Lyonie.
Jak wyglądał roboczy dzień ojca Mateo?
Wypełniał wszystkie swoje obowiązki kapłańskie i zakonne. Prócz Mszy św., rozmyślania, brewiarza itd. głosił nieraz dziennie 10 kazań. Spalał się w miłości Serca Jezusowego i w gorliwości apostolskiej. Reguła Zgromadzenia Najśw. Serc mówi, że członkowie mają szerzyć z całą gorliwością nabożeństwo do Serca Bożego. Ojciec Mateo był żywym komentarzem tego przepisu reguły zgromadzenia.
Z Francji ojciec Mateo jedzie do Rzymu. Jest rok 1915. Za pośrednictwem ambasadora Peru przy Stolicy Apostolskiej otrzymuje audiencję u Benedykta XV. Przedstawia papieżowi memoriał ze swego posłannictwa i owoców jakie rodzi łaska Boża. Papież Benedykt XV przyjmuje go z taką prostotą i dobrocią „jak drugi Chrystus". Skoro — mówi papież — Jezus jest Królem Miłości, to ja jestem pierwszym ministrem Króla Miłości. Papież poinformowany został o sukcesach dzieła intronizacji Najśw. Serca Jezusowego oraz o przeszkodach i trudnościach, z jakimi musi walczyć ojciec Mateo. Aby zapobiec dalszym kłopotom, papież obiecuje, że sam napisze list w tej sprawie do ojca Mateo. I rzeczywiście dnia 27 kwietnia 1915 r. Benedykt XV pisze list do ojca Mateo. List ten zostaje opublikowany dnia 6 maja 1915 r. w urzędowym organie Stolicy Apostolskiej — w Acta Apostolime Sedis. Jest to ogromny triumf ojca Mateo. Benedykt XV podaje w tym liście definicję intronizacji i w całej pełni aprobuje to dzieło. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że decyzja papieża automatycznie usunie wszystkie trudności spod nóg naszego  apostoła  miłości  Serca  Jezusowego.
Z Rzymu wraca ojciec Mateo do Francji. Głosi nauki rekolekcyjne dla kapłanów, dla zakonnic; przemawia do czcicieli Serca Jezusowego i prowadzi godziny święte. Potem znowu jedzie do Włoch głosić miłość Serca Jezusowego. Głosi rekolekcje dla kapłanów. Chce ich zbliżyć do Serca Boga i Przyjaciela.
Miejsca cudownych objawień w Paray-le-Monial, Li-sieux i Ars były sanktuariami, które odwiedzał i które dawały mu nowe inspiracje. Mówił o apelu, jaki Jezus rzucił światu za pośrednictwem św. Małgorzaty Marii Alacoque. Szczególnie od św. Teresy z Lisieux przejął jej „małą drogę świętości", polegającą na uświęceniu zwykłych, codziennych zajęć. Gorąca miłość, prostota dziecka i całkowita ufność — to były cechy zapożyczone od św. Teresy. W przemówieniach do kapłanów często nawiązywał do proboszcza z Ars — św. Jana Vianneya.
Z punktu widzenia prawa zakonnego była w życiu ojca Mateo sytuacja paradoksalna. Łatwiej można go było spotkać w Honolulu, Brukseli, Tokio czy Manili niż w domu zakonnym Zgromadzenia Najśw. Serc. Rozwiązania sprawy jego działalności należy szukać w roztropnej adaptacji ducha pikpusowskiego do potrzeb Kościoła. Dzieło intronizacji było dziełem całego Kościoła, któremu musi być podporządkowany każdy zakon. W przeciwnym bowiem wypadku traci rację swego istnienia. Adagium: Suprema lex - salus animarum, obowiązuje nie tylko kleryków na patrologii czy na patrystyce, lecz także każdy zakon i wszystkich jego członków.
Czytając pisma ojca Mateo, można łatwo zauważyć, że jest w nich bardzo mało miejsca poświęconego własnemu zgromadzeniu. Nie mówi nigdzie o ojcu Coudrin, o celach i zadaniach Zgromadzenia Najśw. Serc itd. A jeśli nawet te sprawy gdzieś porusza, to tylko bardzo mało, jakby na marginesie. Ojciec Mateo widział przede wszystkim nie sprawy własnego zgromadzenia, ale wielkie sprawy całego Kościoła. Zresztą, kiedy głosił   rekolekcje dla członków własnego zgromadzenia wtedy mówił im o specyficznych celach. Poza tym patrząc uniwersalistycznie, widział nie ciasne podwórko jednego zakonu, lecz obejmował szerokie horyzonty Bożej niwy.
Ojciec Mateo doskonale rozumiał, czym są własne rekolekcje,   czym   jest   modlitwa   dla   życia   wewnętrznego. Dlatego po apostolskich podróżach szukał czasu na wytchnienie, na rekolekcje, na modlitwę, co mu jednak nieraz bardzo trudno przychodziło.  W  1916 r.  udał się  do Paray-le-Monial,   by  trochę   odpocząć  i  odprawić   swoje rekolekcje. Szybko jednak musiał stamtąd po prostu uciekać. Pielgrzymi w kaplicy, w domu, na ulicach — nigdzie nie dawali mu chwili spokoju. Za poradą przyjacielskiego kapłana pojechał wtedy do trapistów w Sept Fons w nadziei, że tam go nie znają i że tam znajdzie stosowne miejsce i czas na odprawienie swoich rekolekcji. Odprawił tu rekolekcje, które trwały tylko 3 godziny. Po tym czasie przyszedł już przełożony trapistów spytać  się,  ile ojciec Mateo będzie miał nauk  dla  zakonników.  Ojciec  Mateo zrozpaczony, zaczął tłumaczyć, że nie przyjechał tu przecież głosić rekolekcji, ale sam chce je odprawić. O stałości i uporze ojca Mateo już trochę słyszeliśmy. Ale teraz musimy sobie uświadomić, że przełożony trapistów też był uparty i nie myślał ustępować. Nie chciał stracić takiej okazji. Ojciec Mateo „rozrywany" przez wszystkich, niedostępny,  nagle  sam  zjawia  się  w klasztorze  trapistów i jakże tu nie skorzystać z jego rekolekcji!...
— Pojmuję — tłumaczył uparcie przełożony trapistów — że ojciec nie przyjechał prowadzić rekolekcji, ale my też nie prosimy o rekolekcje. Niech tylko ojciec przewodniczy naszym modlitwom i niech głośno prowadzi rozmyślania, a to nam wystarczy i będziemy zadowoleni...

Ojciec Mateo ustąpił.
Nieraz zdarzały się w życiu ojca Mateo sytuacje arcykomiczne.
Ubiór zakonny, peleryna z kołnierzem jaką nosił, jego włosy, kolor cery — wszystko to sprawiało, że nasz apostoł był nieraz przy pierwszym spotkaniu zewnętrznie mocno podobny do Indianina z książek dla dzieci. Kiedyś ojciec Mateo przybył do zakrystii pewnej katedry. Tam przedstawił  się wikariuszowi,  który pełnił tygodniowy  dyżur duszpasterski:
—  Jestem kaznodzieją. Mam tutaj mieć kazania.
—  A, to ksiądz?! Szkoda, że ksiądz w ogóle się tu znajduje.
—  Można   mówić   szkoda   dopiero   wtedy,   kiedy   mnie spotka totalna porażka na ambonie — odrzekł grzecznie ojciec Mateo.
W międzyczasie wikariusz uważał za stosowne zostawić „Indianina" w zakrystii i przeszedł do pomieszczenia obok. W zakrystii pozostał ojciec Mateo, który musiał wysłuchać głośnego myślenia, jakie snuł kościelny:
—  Jestem mocno ciekawy, co też ten dziki amerykanin ma tutaj do powiedzenia... Po co tu przyszedł do katedry...
Po pierwszym kazaniu wspomniany wikariusz zupełnie przepadł. Po drugiej nauce ojca Mateo, przyszedł go przeprosić i poprosić o błogosławieństwo. Inni zaś słuchacze nigdy nie zapomnieli tego amerykanina.
Ojciec Mateo pisał, że dzieło Boże potrzebuje potrójnej konsekracji: 1. aprobaty Kościoła, 2. cudu i 3. przeciwności. Sam odnosił sukcesy, ale musiał borykać się, walczyć z przeciwnościami. Ale właśnie przeciwności utwierdzały go w głębokim przekonaniu, że idzie dobrą drogą. Rok 1918 był dla niego okresem wielkich doświadczeń i przeciwności. Chodziło o byt intronizacji Najśw. Serca Jezusowego i o kompetencje w zakresie tego dzieła. Sprawa oparła się o Benedykta XV. Decyzja Stolicy Apostolskiej ocaliła umiłowane dzieło ojca Mateo. Poza Włochami intronizacja pozostała domeną ojca Mateo. On zaś sam uważał intronizację za dzieło Kościoła, dostępne dla wszystkich, tak dla duchowieństwa zakonnego, jak i diecezjalnego. Dla swego zgromadzenia rezerwował tylko ogólne kierownictwo i inspirację w dziedzinie intronizacji, co dawniej i dziś faktycznie istnieje[45]. Obraz intronizacyjny, przez niego propagowany, rozpowszechniony został w dziesiątkach  krajów.
Czyż można było spodziewać się innego wyniku zakończenia sporu w sprawie dzieła intronizacji? Czyż 10 lat pracy, audiencje i aprobaty papieskie, setki listów ordynariuszy, tysiące broszur miały iść na marne? Czyż wszystko miało ulec zapomnieniu?
Ojciec Mateo mimo trudności głosił miłość Serca Bożego w kilkudziesięciu krajach, a m. i. w Urugwaju, Peru, Argentynie, USA, Kanadzie, Chile, Anglii, Hiszpanii, Portugalii, Francji, Belgii, Włoszech, Luksemburgu, Holandii, Japonii, na Cejlonie, w Szwajcarii... Sukcesy wszędzie były wspaniałe. Jeszcze dziś w kronikach niektórych parafii można przeczytać mniej więcej takie uwagi: Ojciec Mateo przyszedł w dniu powszednim po południu głosić kazania o miłości Serca Jezusowego, a kościół był tak wypełniony, jak w niedzielę[46].
Ojciec Mateo był charyzmatykiem słowa. To był charyzmatyk Serca Jezusowego. Tak też określił go Pius XI. Kiedy w Belgii w katedrze Namurois głosił kazania, to już na godzinę przed kazaniem znajdowało się w katedrze 8 tysięcy ludzi, czyli katedra była wypełniona do ostatniego miejsca. Biskup L. Picard pisał: ,,On nie głosi kazań, on głośno prowadzi rozmyślanie i głośno się modli... To nie jest poeta. On gorąco wierzy w Jezusa i bardzo Go kocha".
Przychodzi czas, aby zapytać się, co było przyczyną wielkich sukcesów kaznodziejskich ojca Mateo? Na pierwszym miejscu łaska Boża! Przytoczone wyżej słowa biskupa Picarda rzucają nam także wiele światła na to zagadnienie. Ojciec Mateo, to był człowiek, który miał swoje ludzkie słabości. Miał usposobienie trudne do współżycia. Borykał się często sam ze sobą. To był człowiek, w którego żyłach płynęła hiszpańska krew. Mimo swoich słabości ojciec Mateo uwierzył dziecięcą wiarą w Chrystusa i umiłował Go całym sercem. To był człowiek, który spotkał Chrystusa i chciał mówić o miłości Serca Bożego całemu światu. Wiara i miłość są kluczem do rozwiązania jego sukcesów kaznodziejskich. Ojciec Mateo stale mówił o miłości Bożej i o nieskończonym miłosierdziu Boga względem  nas. Kiedy zaś zwracano  mu uwagę,  że inne  przymioty Boże są równie realne jak miłosierdzie, odpowiadał:
—  Dzięki   miłosierdziu,   a   nie   sprawiedliwości   jestem katolikiem — ja syn protestanta! Dzięki miłosierdziu jestem apostołem miłości Serca Jezusowego...
Papież Benedykt XV słysząc o sukcesach ojca Mateo, zapytał go na audiencji w dniu 17 maja 1916 r. o przyczynę wyników apostolstwa. Gdy ojciec Mateo powiedział papieżowi, że mówi tylko o miłości, miłosierdziu i o królestwie Serca Jezusowego, papież powiedział:
—  Kiedy  kapłani mówią o miłości, stają się wszechmocni...
Nasz apostoł mówił bardzo prosto. Prostota była jedną z cech charakterystycznych jego kazań. Mówił swobodnie i w sposób naturalny. Słuchacze wiedzieli, że słowa Jego płyną ze szczerej wiary i miłości. Dominantą wszystkich kazań ojca Mateo była miłość.
Papieże doskonale zdawali sobie sprawę, kim jest ojciec Mateo i dlatego w krytycznych momentach dla dzieła intronizacji Najśw. Serca Jezusowego udzielali mu skutecznego poparcia. Żaden z papieży nie chciał też wiązać jego osoby z jakimś określonym terytorium. Sam ojciec Mateo powiedział, że nie chce być proboszczem. Ambasador Peru dwukrotnie interweniował u Stolicy Apostolskiej w sprawie nominacji ojca Mateo na arcybiskupa Limy i jego kreacji na kardynała. Interwencja była zawsze bezskuteczna. Pius XI wytłumaczył osobiście ambasadorowi, że nominacja ojca Mateo na arcybiskupa Limy byłaby związaniem jego osoby z określonym terytorium, a to byłoby stratą dla całego Kościoła. Pius XI nazwał go wtedy latającym żołnierzem Króla Miłości, a nie garnizonem osiadłym w twierdzy.
Ojciec Mateo był częstym gościem w Rzymie. Przedstawiał papieżom swoje plany, składał sprawozdania i prosił o interwencje.
W 1907 r. przyjęty był na audiencji przez Piusa X. Znamy już przebieg tej audiencji i aprobatę papieża dla dzieła ojca Mateo.
W dniu 6 kwietnia przyjęty był na audiencji przez Benedykta XV. Bardzo rzadko zachodzi wypadek, aby papież prosił jakiegoś kapłana do swej osobistej kaplicy z celebrą
Mszy św. Benedykt XV zaprosił ojca Mateo do swej osobistej kaplicy i brał udział we Mszy św. przez niego odprawianej. Wyróżnienie takie nie spotyka nawet biskupów czy kardynałów.
Prefektem Kongregacji Rozkrzewiania Wiary był wówczas kardynał Van Rossum, holenderski redemptorysta. Słyszał on dokładnie o powodzeniu kazań ojca Mateo w Holandii. Pamiętając, że owoc jest znakiem rozpoznawczym dzieła, cały swój autorytet rzucił na szalę ojca Mateo. U Benedykta XV był protektorem dzieła intronizacji. Przyjmował też na audiencjach ojca Mateo. W 1916 r. Benedykt XV dwa razy przyjął naszego apostoła — raz 17 maja, a drugi raz w dniu 19 maja.
Papieże przyjmowali go nie tylko na audiencjach, ale pisali do niego listy, lub też kierowali je do sekretariatów dzieła intronizacji Najśw. Serca. Ważny jest list Benedykta XV z dnia 29 lutego 1916 r., w którym papież nazywa go fundatorem dzieła intronizacji. List ten napisał Benedykt XV po włosku. Czytamy tam m. in.:„...P. Matteo Crawley Boevey, fundatore delia benemerita Opera delia Consacrazione delie famiglie cattoliche al S. Cuore di Gesu..." [47].
Wspomniany już prefekt Kongregacji Rozkrzewiania Wiary, kardynał Van Rossum, pisał w dniu 23 maja 1916 r., że papież pragnie, aby wielkie dzieło intronizacji coraz bardziej się rozwijało i aby rodziny katolickie spełniały pragnienia Bożego Serca.
Na audiencjach u papieża Piusa XI ojciec Mateo był przynajmniej 7 razy.
W dniu 8 marca 1922 r. Pius XI przesłał dla ojca Mateo i sekretariatów intronizacji błogosławieństwo. W dniu 15 grudnia 1923 r. ojciec Mateo otrzymuje list z błogosławieństwem i wskazówkami w sprawie dzieła intronizacji. List podpisany jest osobiście przez papieża: „Pius PP. XI, manu propria peramanter in Domino". W Boże Narodzenie 1932 r. Pius XI przesyła ojcu Mateo przepiękny obrazek z własnoręczną dedykacją: „Ojcu Mateo do Brewiarza. Boże Narodzenie 32. Pius XI, papież".
Można by jeszcze długo omawiać audiencje ojca Mateo u papieży i kardynałów w kurii rzymskiej. Tak samo można by wiele mówić o listach papieży do niego kierowanych. Ograniczymy się jednak tylko do tego, cośmy w tej dziedzinie powiedzieli, a na zakończenie wspomnimy tylko, że krótkie zestawienie listów papieskich, audiencji w Rzymie i listów sekretarzy stanu zajmuje w „Rex Amoris" (1957 r., nr 1, s. 26—84) około 60 stron druku. Z dokumentów tam zestawionych wynika jasno, jaką wagę przywiązywała  Stolica Apostolska  do  dzieła  intronizacji.
Ojciec Mateo jest dość dobrze znaną postacią w Polsce. Częściowo znana jest też twórczość naszego apostoła Króla Miłości. Przynależność zakonna ojca Mateo nie była jednak w Polsce należycie znana. Jedni uważali go za jezuitę, inni za członka zgromadzenia księży eudystów... Z twórczości ojca Mateo w przekładzie polskim ukazały się następujące pozycje: „Jezus, Król Miłości", „Intronizacja" i „Godzina święta". Fragmenty drukowała też prasa w Polsce po drugiej wojnie światowej. Korzystne będzie dla czytelnika dzieł ojca Mateo zapoznanie się z krótkim omówieniem jego twórczości, tłumaczonej na dziesiątki języków świata.
Twórczość ojca Mateo tylko w bardzo niedoskonałym stopniu oddaje to, co wyrażał on całą swoją osobowością: swoim żywym słowem, głęboką wiarą i miłością. Słowa jego, płynące z wewnętrznego przekonania, działały jak miecz obosieczny. Pozwolimy sobie tutaj na drobną niedyskrecję •— jakby powiedzieli rygoryści — a właściwie tylko na podanie pewnych faktów. Faktów nie należy się nigdy bać. Trzeba tylko z nich wyciągać odpowiednie wnioski.
Młode małżeństwo francuskie, zaraz po zawarciu związku małżeńskiego, udaje się w podróż poślubną z Francji do Hiszpanii. Tu małżonkowie wchodzą do kościoła. Czy mieli jakiś specjalny cel? Może weszli na chwilę pomodlić się, a może chcieli tylko zwiedzić piękną świątynię. Trafiają właśnie na kazanie ojca Mateo. Po kazaniu wychodzą z kościoła z definitywną decyzją: ona idzie do karmelitanek, a on wstępuje do seminarium zakonnego. Oto czego dokonywała łaska Boża związana z jednym tylko kazaniem! Osoby, o których mowa, żyją jeszcze dziś. Ona jest u karmelitanek w Belgii. On mieszka w domu swego zgromadzenia
w Paryżu. On został w międzyczasie przełożonym generalnym dużego zgromadzenia, którym kierował od 1938 do 1958 r. Kiedy z okazji kolejnej kapituły generalnej zgromadzenia podniosły się bardzo nieliczne głosy krytyczne przeciwko piastowaniu przez generała urzędu aż przez 20 lat, on sam, mimo dokonanego wyboru, zrezygnował z urzędu przełożonego generalnego. Otworzył tylko kapitułę generalną i w swej szlachetności i bezinteresowności oświadczył, że w krytycznych głosach słyszy głos Ducha Św., wolę Kościoła, a ze swej strony prosi, by mu natychmiast, pierwszym samolotem, pozwolono odlecieć z Rzymu do Paryża, gdzie do dziś mieszka.
Ks. Aleksander Żychliński spotkał się w Paryżu z ojcem Mateo. Po długiej rozmowie wyszedł innym człowiekiem — apostołem miłości Serca Jezusowego. To samo było z ojcem Bolesławem Wartałowiczem, pierwszym polskim członkiem Zgromadzenia Najśw. Serc, zamordowanym w czasie wojny przez  hitlerowców.
Słuchacze ojca Mateo spisywali jego kazania, konferencje i adoracje Najśw. Sakramentu Ołtarza. Rozpowszechniali je wśród innych. Siostry wizytki, spadkobierczynie objawień św. Małgorzaty Marii w Paray-le-Monial odegrały tu dużą rolę.
W Chile wydał ojciec Mateo broszurkę na temat intronizacji. Omówił w niej poświęcenie rodzin katolickich Sercu Bożemu przez Niepokalane Serce Matki Najśw. Książeczka ta ukazała się w Santiago w 1911 r. Napisana została i wydana po hiszpańsku. Następnie z hiszpańskiego została przetłumaczona na następujące języki: francuski, angielski, niemiecki, włoski, portugalski i arabski. Bodaj najbardziej rozpowszechnione jest wydanie tej broszury w języku francuskim pt. „Consecration solennelle du foyer au Sacre Coeur de Jesus par le Coeur Immacule de Marie".
Bardzo rozpowszechniona jest „Godzina święta" ojca Mateo. Są to rozważania na pierwsze czwartki miesiąca, przeznaczone dla różnych stanów i grup ludzi, np. dla kapłanów, zakonników czy dla rodzin katolickich. „Godzina święta" napisana jest po francusku pt. „Heure Sainte" i przetłumaczona na dziesiątki języków świata, a m. i. na język niemiecki, angielski, arabski, hiszpański, flamandzki, włoski, japoński, portugalski, kroacki, czeski...
Została również przetłumaczona na język polski i wydana w wielu zeszytach, zarówno przed drugą wojną światową, jak i w latach powojennych.

Najbardziej znaną i rozpowszechnioną książką ojca Mateo jest „Jezus, Król Miłości". Składa się ona z myśli kaznodziejskich przeznaczonych dla kapłanów, kleryków, sióstr zakonnych, a także dla wiernych żyjących w świecie. Nie ma dokładnej statystyki ilości tłumaczeń i wydań tego dzieła. Rozeszło się ono już w milionach egzemplarzy. Znane są tłumaczenia tej książki z języka francuskiego na niemiecki, angielski, chiński, hiszpański, flamandzki, węgierski, włoski, japoński, portugalski... Dla przykładu podamy, że wydanie w języku francuskim z 1928 r. rozeszło się w nakładzie 55 tys. egzemplarzy. Nakład w języku włoskim wynosił 100 tys. egzemplarzy. W języku angielskim ukazały się 3 wydania: W Anglii, USA i Indii. Pierwotny tytuł tej książki brzmiał: „Vers le Roi d'Amour". Była to rzecz objętościowo mniejsza od „Jezusa, Króla Miłości".
Znany teolog, ks. Aleksander Żychliński przetłumaczył to cenne dziełko na język polski. Pierwsze polskie wydanie ukazało się w 1929 r. Nakład drukowany był w Belgii, w Braine-le-Comte. Wszystkie następne wydania drukowane już były w Polsce. Po drugiej wojnie światowej w Poznaniu ukazały się dwa nakłady. „Jezus, Król Miłości" rozchodził się z niebywałą szybkością. Prócz wydań książkowych fragmenty drukowane były w czasopiśmie „Msza Święta".
Zasady i myśli dotyczące intronizacji Najśw. Serca Jezusowego wydane były też w Poznaniu w osobnej broszurze pt. „Intronizacja".
„Rozważania różańcowe" ukazały się po raz pierwszy w Belgii w 1950 r. po francusku i z kolei przetłumaczone zostały na język angielski, hiszpański i włoski.
W 1956 r. ojciec Mateo pojechał do Japonii i tam głosił rekolekcje dla kapłanów. „Rekolekcje kapłańskie", jak już sam tytuł mówi, zawierały myśli rekolekcyjne dla kapłanów. Ukazały się w Tokio w 1936 r. Znane są wydania tego dzieła — prócz japońskiego — także w języku angielskim, francuskim i włoskim.
Prócz tego ojciec Mateo pozostawił w spuściźnie literackiej m. i. tysiące artykułów, okólników i listów. W archiwum intronizacji w Rzymie znajdują się także w manuskryptach rekolekcje dla biskupów, dla kleryków, dla przełożonych  zakonów  męskich   i   żeńskich.
Należy się teraz zapytać, jakie były centralne idee posłannictwa i twórczości ojca Mateo.
Adoracja nocna w rodzinie i intronizacja znajdują się na początku dzieł ojca Mateo. Wiemy, że z Paray-le-Monial pojechał do papieża Piusa X. Przedłożył mu plan intronizacji. Zyskał aprobatę i błogosławieństwo ojca św. dla swego dzieła. Jak każdy człowiek tak i ojciec Mateo przeszedł również określoną ewolucję wewnętrzną. W zasadzie jednak generalne idee jego posłannictwa pozostały niezmienione. W nawale trudności i przeciwności zostały tylko udoskonalone. Za największe zadanie swego życia uważał pracę nad uświęceniem kapłanów. Sam pisał na ten temat: „Sanctifier les pretres, ma plus grandę mission..." Zdawał sobie sprawę, że tylko kapłani święci — kapłani, którzy mają gorące nabożeństwo do Najśw. Serca, mogą skutecznie apostołować. Propagowanie nabożeństwa do Najśw. Serca Jezusowego bez ugruntowania tego nabożeństwa u kapłanów, uważał za pomyłkę. Całą pracę wśród kapłanów sprowadzał do jednego słowa: „Diliges".
W 1954 r. głosił rekolekcje dla 125 kapłanów z Zakonu Kaznodziejskiego, którzy odbywali wyższe studia teologiczne. Mówił im wówczas — im, uczniom św. Tomasza z Akwinu — że najgenialniejsze pojęcia i dystynkcje naukowe Doktora Anielskiego i najdoskonalsza znajomość tomizmu niczym jest bez ukochania Jezusa. Chciał żyć i umrzeć, głosząc miłość i świętość kapłanów.
Obok intronizacji, posłannictwa uświęcenia kapłanów, ojciec Mateo propagował usilnie godzinę św. w ogóle, a w szczególności godzinę św. w rodzinach katolickich. Ta godzina nocnej adoracji w tygodniu lub przynajmniej raz w miesiącu w każdej rodzinie katolickiej, miała być zbliżeniem domowników do ogniska miłości Bożej. Ojciec Mateo dążył do tego, aby przez panowanie miłości Serca Bożego w rodzinach katolickich, zapanowała społeczna miłość Króla Miłości. W swoich kazaniach ukazywał Jezusa miłości. Otwierał przed słuchaczami całą Ewangelię i wskutek tego ukazywał Jezusa, który zapalał wiernych miłością swego Boskiego Serca.
Bywały nieraz w życiu ojca Mateo takie chwile, że miał on wszystkich i wszystko przeciwko sobie — nawet wiatry i burze na morzu, z powodu których nie mógł w odpowiednim czasie odjechać z Ameryki. Wszystkie trudności starał się jednak zawsze pokonywać, jeśli był przekonany, że powinien je pokonać! Wiemy, że głosił kazania w kilkudziesięciu krajach. Miał też przyjechać do Polski po pierwszej wojnie światowej. Przeciwności sprawiły jednak, że nie dane mu było przemawiać na polskiej ziemi. Możemy powiedzieć krótko: wielka szkoda! On, który miał paszport dyplomatyczny, cieszył się zaufaniem wszystkich papieży i mocno stąpał po bardzo „wysokich schodach", nie mógł przyjechać do Polski przed blisko pół wiekiem. Nie będziemy zajmować się przyczynami, dlaczego nie przyjechał do naszego kraju po pierwszej wojnie światowej, by głosić kazania o miłości Serca Jezusowego. Mimo że u nas nie był i że przed wojną nie istniała polska prowincja Zgromadzenia Najśw. Serc, wpływ ojca Mateo na Polskę był i jest nadal ogromny. Zapoznamy się z nim, chociaż pokrótce, czerpiąc wiadomości z własnego doświadczenia, z pracy nad wydawaniem twórczości ojca Mateo, a w szczególności korzystając z danych, które nam przekazał ks. Aleksander Żychliński i jego uczniowie.
Ks. Aleksandra Żychlińskiego nie trzeba szczegółowo przedstawiać polskiemu duchowieństwu, a zwłaszcza nieco starszym kapłanom archidiecezji gnieźnieńskiej i poznańskiej. Był on profesorem w seminarium duchownym w Gnieźnie i w Poznaniu. Liczne rzesze kapłanów, dawnych jego słuchaczy znają go osobiście. Był to nie tylko teolog, naukowiec wysokiej klasy, ale także lub raczej przede wszystkim kapłan o głębokim życiu wewnętrznym. Każda jego prelekcja była nie tylko wykładem naukowym, ale również konferencją ascetyczną — niejako wizją uszczęśliwiająca. Wszyscy słuchacze zdawali sobie sprawę, że ten kapłan każdy wykład przygotowywał nie tylko przy biurku, ale także na klęczniku u siebie w pokoju przed krzyżem, czy też w kaplicy przed Najśw. Sakramentem Ołtarza.  Ks. Aleksander Żychliński znany też jest jako rekolekcjonista i spowiednik, a szczególnie jako propagator myśli ojca Mateo w Polsce.
Ojciec Mateo przez swoją twórczość tłumaczoną na język polski budził wielki zapał do kultu Serca Bożego. Ks. kardynał August Hlond zaliczał książkę pt. „Jezus, Król Miłości" do kilku najlepszych po księgach Pisma św. Właśnie z tą książką spotkał się pierwszy polski członek Zgromadzenia Najśw. Serc — ojciec Bolesław Wartałowicz. Myśli zawarte w tym dziełku tak na niego podziałały, że zostawił uczelnię akademicką, pojechał do ojca Mateo, by się osobiście z nim widzieć i poświęcić się apostolstwu Serca Jezusowego.
Siostry wizytki w Warszawie, Krakowie i Jaśle utrzymywały bliski kontakt z ojcem Mateo. One też posiadają część jego korespondencji — nieco listów i pocztówek. Wizytki w Jaśle popularyzowały jego okólniki, kierowane do apostołów Serca Jezusowego.
Polska prowincja Zgromadzenia Najśw. Serc datuje swój byt od czasów po drugiej wojnie światowej. Do celów zgromadzenia nakreślonych przez założyciela i aprobowanych przez Stolicę Apostolską należy m. i. szerzenie kultu Serca Bożego i Serca Matki Najśw. Zgodnie ze swoim celem i stosownie do zaleceń papieży najmłodsza prowincja zgromadzenia stara się w dalszym ciągu propagować kult Serca Bożego, a w szczególności intronizację i godzinę św. Przez realizację tych zadań polska prowincja kontynuuje szerzenie idei ojca Mateo wśród wiernych.
Znane są dwie nowele Gustawa Morcinka, które mają pewną wspólną myśl na temat serca.
W noweli pt. „Serce za tamą" opisuje Morcinek tragedię kopalni na Śląsku. Wskutek zalewania wodą ganku kopalni trzeba było zamurować jeden ganek: postawić tamę z cegły, kamienia i betonu. Kiedy ściana była ukończona i kiedy woda nie groziła już zalaniem, okazało się, że tam za tamą w kopalni został Jan Pawlita, syn starega Pawlity, również górnika. Dla syna nie było już ratunku. Zginął. Ale ojciec Jana Pawlity słyszał przez długi czas, jak serce jego syna przypłynęło do tamy i uderzało w nią. Tak, Pawlita wyraźnie słyszał, jak serce Janka puka w tamę. Nikt tego nie słyszał, ale ojciec dobrze słyszał, że z tamtej strony tamy puka serce jego syna. Z miłości, z tęsknoty za sercem syna wziął Pawlita kilof i rozbił tamę. Woda znowu stała się nieszczęściem dla kopalni. Stary Pawlita zginął przy tamie, tam gdzie pukało serce syna...
W „Wyoranych kamieniach" jest jeden rozdział, jedno opowiadanie noszące tytuł „Wyprawa po serce". Jest to zamknięty w sobie rozdział — nowela — choć powiązany jest z całością. Morcinek opisuje tam dzieje polskiego nauczyciela na Śląsku. Polityka zaborcy i inne warunki sprawiły, że serce polskiego dziecka było nieokrzesane, niedostępne. W szkole obejmowało posadę wielu nauczycieli, ale każdy po pewnym czasie rezygnował, odchodził zrozpaczony: za twarde były dla niego serca dzieci, za trudne warunki pracy, która nie przynosiła owocu. Wreszcie przychodzi nowy nauczyciel. Przychodzi nie na zarobek, nie na wygodę, ale przychodzi z sercem po serca dzieci. Dokonuje wyprawy po serce polskiego dziecka na ziemi śląskiej, serce zadręczane przez zaborcę. Kaleta dokonuje tego, czego nie dokonał nikt z jego poprzedników...
Możemy wyszukać pewne wspólne linie obydwóch opowiadań Morcinka. Serca Pawlity i Kalety przepełnione były miłością i z tą miłością dokonywały wyprawy po serce za tamą, czy też po serca zamknięte w sobie. Z tą miłością Kaleta odnosił sukcesy. Sugestie Morcinka są wyraźne. Człowieka łatwiej zdobyć sercem aniżeli w jakikolwiek inny sposób. A jeśli nie zdobędzie się go sercem, jeśli nie przemówi się sercem do serca, wtedy wszelkie inne działanie jest bezcelowe. Człowiek, który przeżył piekło wojny i obozów koncentracyjnych, otrzaskał się z przemocą i brutalnością. Stał się za to uczulony na serce. Odczuwa brak miłości i dobroci serca. O tym, by przemawiać mniej językiem władzy, nakazu, groźby i stanowiska, a więcej językiem serca, niech pamięta kapłan w konfesjonale, na ambonie czy w kancelarii. Niech nie zapomina o tym przełożony w zakonach. Są wypadki, iż pisma z podpisami, pieczątkami i liczbą dziennika wszystko niweczą tam, gdzie nie ma serca. Język serca zastąpi wszystko. Czyż nie tak postępował ks. biskup Zygmunt Łoziński? Do dzisiejszego człowieka trzeba przemawiać więcej językiem miłości, tzn. językiem Jana XXIII. Któż lepiej rozumiał te sprawy, jak nie ojciec Mateo? Dlatego całość swego  posłannictwa  koncentrował  w  miłości  Serca  Bożego — Serca, które kocha i które dokonuje wyprawy po skołatane serce człowieka. Posłannictwo każdego kapłana upatrywał nie w dobrym prowadzeniu administracji, nie w osiąganiu stopni naukowych czy zajmowaniu katedr uniwersyteckich, lecz w miłości. Pragnął, by kapłani ukazywali wiernym Serce Jezusa zranione miłością, i by byli wikariuszami miłości Bożej. Pisał na ten temat wyraźnie:
„Totum sacerdotis ministerium in eo consistit ut ani-mabus ostendat et det Cor Jesu amore vulneratum: non est enim sacerdos nisi vicarius amoris Christi".
Serce ojca Mateo spoczęło w Chile, w kraju jego młodości, dokąd wrócił na stare lata. Złożono je w Valparaiso w kościele Najśw. Serc, który to kościół, po Paray-le-Monial ojciec Mateo najbardziej kochał. Tam też przyjął pierwszą Komunię św., złożył wieczystą profesję, wygłosił swoje pierwsze kazanie i odprawił prymicyjną Mszę św. Serce ojca Mateo spoczęło nie tylko w kościele w Valpa-raiso. Zostawił on część swego serca na kartach spisanych konferencji, kazań, adoracji itd., które przekazujemy czytelnikowi polskiemu. Niech odsłonią one rąbek tajemnicy płomiennego serca naszego apostoła i niech ukażą przede wszystkim kapłanom, klerykom, zakonnikom i zakonnicom Serce Jezusa, „gorejące ognisko miłości".

Dnia 4 maja 1965 r., w piątą rocznicę śmierci o. Mateo.

Ks. Benedykt Mikołajewski SS.CC.