3/ O. Mateo, Jezus Król Miłości: MIŁOŚĆ UFNA

„Venit enim filius hominis salvare quod perierat"

Boskie słowa! Przepiękne i cudowne, zachęcające każ­dego! Syn Boży przychodzi szukać zbłąkanych owiec i woła: „Nolite timere". Niech więc zapanuje w duszach naszych pokój, mimo naszych wad i słabości, gdyż to On, Jezus przemawia do nas językiem miłości i miłosierdzia... „Venit enim filius hominis salvare quod perierat"... „Pax vobis: ego sum, nolite, timere"... Opierając się na miło­sierdziu Serca Jezusowego, możemy i powinniśmy posiadać doskonały spokój duszy i serca. Nie dlatego, abyśmy się łudzili co do naszych zasług, uważając się za utwierdzo­nych w łasce, lecz ze względu na Jezusa. Jego miłość, miło­sierdzie i wszechmoc winny zrodzić w naszych sercach ufną miłość.

Żyjmy pokojem i miłością. Żyjmy tym pokojem, jaki Jezus ofiaruje słabym, chorym, rekonwalescentom... Nasz pokój niech się opiera na miłości i na bezgranicznej wierze w miłosierdzie i wszechmoc Serca Jezusowego.

Cóż byśmy uczynili w życiu duchowym bez tej siły, jaką jest ufność? Miłość ufna jest skutecznym środkiem na drodze postępu wewnętrznego. Kto chce latać bez skrzy­deł — bez ufności — ten pogrąża się w przepaść zniechę­cenia. Potrzebujemy ufności, aby wznosić się ku Jezusowi i Jego Sercu. Z wielką ufnością zdobywajmy niebo, nie idąc drobniutkimi krokami, lecz wznosząc się na skrzydłach miłości — miłości ufnej!

Niech nikt nie sądzi, że to sentymentalizm, złudzenie. Kimkolwiek jesteśmy, wszyscy możemy i powinniśmy wznosić się za przykładem Marii Magdaleny. Nie opie­rajmy się na naszych cnotach i dobrych postanowieniach, lecz na wszechmocy naszego Boskiego Mistrza.

Jeśli Jezus, Mistrz przebaczenia i miłosierdzia, Dobry Pasterz, który bierze owcę na swe ramiona, nie natchnie nas ufnością, któż tedy może wzbudzić w nas zaufanie? Jeśli On, który z miłości zstąpił z nieba, z miłości dał się ukrzyżować i stał się więźniem eucharystycznym, nie utwierdzi nas w ufnej miłości, komuż zaufamy?... Czytajcie Ewangelię. Rozważajcie ją. Otwórzcie ją na jakiejkolwiek strome, a odczujecie wszędzie, nawet w groźbach, miłosne pulsowanie Boskiego Serca.

Nie zmieniajmy brzmienia i znaczenia Jego własnych słów. On przyszedł po to, by zbawiać, by dawać pokój, by przebaczać i ofiarowywać nam niebo. Powiedziałbym może nawet z uwzględnieniem Jego słów, że przyszedł przede wszystkim dla tych, którzy gotują Mu krzyż: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią" (Łk 23, 34). W tym celu „wyniszczył samego siebie, przyjąwszy postać sługi" i przyoblekając naszą słabość. Jest On — jak mówi prorok Izajasz — mężem boleści, który nasze choroby i słabości przyjął na siebie (por. Iz, rozdz. 53). Możemy do Jezusa, w szerszym sensie, zastosować powiedzenie Pisma św., że „przepaść przyzywa przepaści" (Ps 41, 8). Przepaść naszej nędzy i słabości wzywa przepaści Jego miłosierdzia, dobroci i miłości.

Stajenka betlejemska w porównaniu z nędzą ludzkiego serca jest nieraz luksusem, symbolem pełnym poezji.

Czy znacie potrójne przemienienie Chrystusa? Na Górze Tabor? Nie! Bo na Taborze przyoblekł Chrystus tylko na chwilę swą chwałę. Mam na myśli inne przemienienia, które zachwycają dusze.

Patrzmy na żłóbek. Tam znajdujemy Stwórcę przyoble­czonego nie w szaty swej chwały, lecz w naszą naturę.

Wzrok nasz przenieśmy teraz na Nazaret, gdzie ujrzymy Pana naszego okrytego zasłoną miłości i szatą zwykłego rzemieślnika. Tam pracuje, tam żyje, tam bawi się jak inne dzieci.

Wreszcie patrzmy na Kalwarię i na klęczkach adorujmy Chrystusa odzianego purpurą Krwi Przenajśw. Uwiel­biajmy Jezusa spowitego w całun śmierci. On, który jest naszym życiem, kona, by uwielbić Ojca niebieskiego i dać nam życie wieczne.

To potrójne przemienienie — w Betlejem, w Nazarecie i na Kalwarii — ukazuje nam Jezusa tak bardzo upodob­nionego do każdego spośród nas. Bóg upodobnił się do mnie, by mnie pociągnąć ku sobie, by na zawsze zdobyć moją ufność... Kiedy Go widzę w takim stanie, czyż serce moje nie powinno zapłonąć ufną miłością?!... „Nie chcę — mówi Jezus — śmierci grzesznika, lecz, żeby się nawrócił i żył"... „Przyszedłem szukać i zbawiać, co było zginęło"...

„Venit enim filius hominis salvare quod perierat"...

Miłość, jaką okazuje nam Jezus, to nie miłość, którą żywił względem swej Matki. Nie, bo Matkę swoją kochał w całej Jej piękności, czystości i świętości, w jakiej Ją stworzył. To również nie ta miłość, jaką ma względem swych aniołów. Wszak i oni są bez grzechu. Ich Jezus opuścił, by szukać zagubionych owiec... Miłość Jezusa do dusz, to wreszcie nie ta miłość, którą żywi On względem garstki uprzywilejowanych dusz...

Miłość Jezusa ku nam niegodnym, grzesznikom polega na Jego nieskończonej łaskawości, dobroci i wyczekiwaniu na powrót marnotrawnego syna.

Obraziliśmy Boga nieskończonej dobroci. Znieważyliśmy Go i wydaliśmy na śmierć krzyżową przez nasze grzechy. A oto On zbliża się do nas nie z potęgą swej władzy sę­dziowskiej, ale ze swoją miłością i miłosierdziem, ofiarując nam przebaczenie. Co mówię za niedorzeczność... On ofia­ruje nam przebaczenie? Nie! On ofiaruje nam swoją przy­jaźń. Ten, który jest Bogiem nieskończonego majestatu, którego obraziliśmy grzechami, ofiaruje nam swoją ser­deczną przyjaźń, mimo naszej niegodności i niewdzięcz­ności.

Jezus daje nam swoją przyjaźń i daje nam swoje Boskie Serce. Cóż więcej mógł dla nas uczynić?

Tajemnicą nad tajemnicami jest miłosierdzie Serca Je­zusowego, nigdy nie nasycone, pragnące bez końca prze­baczać, szukające po wszystkich drogach i przepaściach grzeszników. Staraliśmy się w ślad za św. Teresą od Dzie­ciątka Jezus silnie uwydatnić bogate odcienie i niewypo­wiedziane piękno tej odwiecznej miłości, zlanej z miło­sierdziem. Nędza moralna, która w pokorze chyli czoło przed Bogiem miłości, zamienia się w rajski klejnot. Przykładem jest tu Samarytanka!

Jest coś, tj. miłość, co jakby płomień złoci i przebóstwia śnieg — przykładem św. Jan! Jest coś, co w potokach Boskiej Krwi oczyszcza, upiększa i uświęca nędzę mo­ralną. Przykład znajdziemy w Łotrze i w Magdalenie.

Czym zasłużyliśmy na tyle łaskawości?

„Deus caritas est... Caritate perpetua dilexi te... Venit filius hominis salvare quod perierat"... Te słowa rzucają nam Boskie światło i napełniają nas otuchą.

Wszyscy zgrzeszyliśmy. Wszyscy zbroczyliśmy ręce w Najświętszej Krwi Odkupiciela. Trzeba wyznać szczerze, że zawiniliśmy więcej niż niejeden z tych, którzy brali udział w dramacie na Kalwarii. Zgrzeszyliśmy świadomie i tyle razy, po otrzymaniu tylu łask! Lecz na tym właśnie polega szczyt miłości Bożej, że Jezus nie jest gotów potępić ani jednego z tych, którzy Go krzyżują... „Deus vult omnes salvos fieri"... Bóg gorąco, pragnieniem odwiecznym prag­nie wszystkich zbawić, wszystkich przyciągnąć do swego Boskiego Serca... O, dobroci, miłosierdzie bez granic...

Po tym wszystkim trudno jeszcze uwierzyć w to, że są dusze, które boją się Jezusa, które Mu nie ufają, które drżą...

Brak ufności rani Serce Zbawiciela świata!

Miłość Jego szuka naszej nędzy — jest to przyciąganie się dwóch przepaści: przepaść miłości przyciąga przepaść nędzy.. „Przepaść przepaści przyzywa"...

Mimo dowodów miłości Jezusa, trzymamy się od Niego na odległość. Stosujemy zgubną zasadę „czci na odległość", gdy tymczasem Bóg nasz pragnie się z nami zjednoczyć i z głębi swego Serca pragnie współżyć z naszymi bied­nymi sercami.

Czy dlatego, że Jezus jest obecny wśród nas, należy się usuwać? Czy dlatego, że lękamy się przesady w obcowaniu z Bogiem, trzymamy się od Niego bardzo daleko?...

Zapominamy, że pomiędzy Ojcem sprawiedliwości a nami leży most miłosierdzia i nadziei — Syn Boży pełen miło­sierdzia. Jezus woła do nas: Idźcie do Ojca przeze mnie, bo „Jam jest droga, prawda i życie". Patrzcie na mój żłóbek, na krzyż i na Eucharystię... Ufajcie!

Przepaść waszego lęku pragnę zapełnić przepaścią swego miłosierdzia. Wy zaś, dzieci moje — woła znowu Jezus — nie pogrążajcie się w otchłani bojaźni i strachu... Dusze trwożliwe, czy nie widzicie, że wpośród grzechów wa­szych jest również wasza trwożliwość i wasz brak ufności? Wy wszyscy, którzy nigdy nie jesteście zadowoleni z wa­szych spowiedzi, którym ciągle się wydaje, że Bóg wam wszystkiego nie przebaczył, posłuchajcie głosu mego miłosierdzia... Osoba skrupulatna, która wielokrotnie od­prawiała spowiedź generalną, przygotowywała się pewnego razu do sakramentu pokuty. Całe rekolekcje poświęciła wyłącznie szczegółowemu rachunkowi sumienia. Spisy­wała nawet swoje grzechy. Odczytywała je. dodając do przydługiej już listy coraz to nowe przewinienia... Wreszcie przystępuje do konfesjonału. Rozwija obszerny arkusz i zaczyna czytać swe grzechy, dorzucając jeszcze obfite szczegóły...

Długo, bardzo długo trwało wyznanie grzechów. Wresz­cie penitentka kończy. Czy to wszystko? — pyta spowied­nik... Chyba tak!... Penitentka dodaje jednak jeszcze to i tamto i następnie znowu coś dorzuca... Czy jeszcze masz coś na sumieniu?... Nie, sądzę, że już teraz nie... Właśnie, że tak. Masz jeszcze na sumieniu grzech nieufności i nie spowiadasz się z obrazy, jaką Bogu wyrządza nieufność...

Zaniepokojona, zdezorientowana penitentka powstaje i zagląda do konfesjonału — był pusty. Nie chcę, żebyście od razu wierzyli w cud, ale to niejako sam Jezus chciał dać lekcję ufnej miłości... Dobrze jest niekiedy odbyć dłuższą spowiedź św., ale żyć w ustawicznej bojaźni, to tyle, co umniejszać Jezusa, lekceważyć Jego miłość i mi­łosierdzie.

Gdyby owi ślepcy ewangeliczni, paralitycy, trędowaci nie wierzyli całym sercem w swoje uzdrowienie, czy zostaliby uzdrowieni?

Chrystus po to przyszedł na świat, by ustanowić po­zytywne prawo łaski i miłosierdzia oraz by na nim oprzeć całą zbawczą działalność swego Kościoła. Toteż Serce Jego krwawi, kiedy widzi, że się Go lękamy i stronimy od Niego. Czy wiecie, co było największym nieszczęściem dla Judasza? Czy jego zdrada? Nie! Każdy może zdradzić i każdy — nawet św. Piotr — może ciężko upaść. Głównym źródłem nieszczęścia Judasza było to, że nie uwierzył w miłość i nie zaufał miłości. Pamiętajmy, że „Deus cari­tas est".

Starajmy się zrozumieć wreszcie, że Jezus przyszedł dla grzeszników i że żąda od nas przede wszystkim miłości przepojonej ufnością. Jeśli jej nie posiadamy, to dlatego, że nie zrozumieliśmy Jezusa. Najdoskonalszy żal wypływa zawsze nie z bojaźni, lecz z ufnej miłości.

Żadna siła, żadna liczba grzechów nie może być prze­szkodą w pójściu do Jezusa, w dążeniu do Jego Serca... Grzechy nasze nas przerażają?... On obmywa je we Krwi swojej! Czy przeraża nas nasza niegodność? Jezus zna ją lepiej niż my sami. Ufajmy Jezusowi. Ufność nie oznacza braku szacunku. To prawda, że brak nam nieraz szacunku, lecz bardziej brak nam ufnej miłości! Zaiste, inaczej byśmy postępowali, gdybyśmy mieli miłość. Miłość jest najlepszym kierownikiem naszego postępowania. „Dilige et quod vis, fac" — mówi św. Augustyn. Zaprawdę, czyń wszystko, co chcesz, bo jeśli prawdziwie kochasz, nie możesz pragnąć tego, co obraża Boga. Miłość odbiera niejako możność popełniania grzechu... „Deus caritas est", dlatego „Dilige et quod vis, fac"...

Przed zesłaniem Ducha Św. Piotr mówił do Jezusa: „Wynijdź ode mnie, Panie, albowiem jestem człowiekiem grzesznym". Później zapewne, doświadczywszy swej sła­bości, powtarzał: Przyjdź do mnie, zostań ze mną, bom jest człowiek grzeszny! Zapytajmy się w tej sprawie o po­uczenie świętych, którzy z ufną miłością zbliżali się do Boga... Przypomnijmy sobie św. Franciszka z Asyżu, św. Franciszka Salezego czy św. Teresę od Dzieciątka Jezus... Oni nauczą nas miłości prostej a ufnej. Św. Teresa z Li-sieux powie nam, że tajemnicą jej chwały jest miłość ł ufność.

Nie przypominajmy sobie stale naszych grzechów i nie­wdzięczności wobec Boga. W nieustannym rozpamięty­waniu naszej nędzy moralnej kryje się piekielna zasadzka, mająca nas zniechęcić i tym samym odwieść od Boga. Jesteśmy za bardzo pochłonięci przez własne „ja", zamiast być pochłonięci przez miłość i ufność. Miłość i ufność niech będą oddechem naszej duszy.

Idźmy przed tabernakulum i pytajmy się Boskiego Mistrza o Jego spotkanie ze Samarytanką. Czyż nie Jezus pierwszy spowodował rozmowę z tą naprawdę bardzo grzeszną niewiastą? Czy może przemawiał do niej surowo, by zmusić ją do wstydu i ukrycia swej hańby? Nic po­dobnego! Ta grzeszna niewiasta stanęła twarzą w twarz wobec substancjalnej Świętości. I jakież odniosła wra­żenie z tego spotkania z odwieczną Miłością i z odwiecz­nym Miłosierdziem? Czy w jej sercu zrodził się paniczny strach, przerażenie, czy też może nadzieja i pociecha za­mieszkały w jej duszy? Spotkanie z Boskim Mistrzem przyciągnęło tę niewiastę do Jego Serca, pełnego miło­sierdzia dla grzeszników, którzy Mu zaufają.

Zapamiętajmy na zawsze tę pocieszającą naukę! Jezus, Dobry Pasterz, daje nam pokój i nadprzyrodzone szczęście!

Nie zapominajmy nigdy, że zło zaczyna się z tą chwilą, kiedy zaczynamy oddalać się od Jezusa, a cnota staje się doskonalsza w miarę naszego zbliżania się do Jezusa — do Boskiego Źródła życia i wszelkiej świętości.

Nie przerażajmy się, gdy nam się zdaje, że zamiast postępować, cofamy się na drodze cnoty. Im bardziej bo­wiem zbliżamy się do Boskiego Słońca, tym wyraźniej widać każdy pyłek na naszej duszy. Im bliżej święci znajdują się Boga, tym jaśniej widzą przepaść własnej nędzy ł nicości.

Gdy Bóg dopuszcza na ciebie pokusę, pyszną myśl, to jedynie w tym celu, aby cię uczynić pokorniejszym.

Lepsze poznanie swej nędzy nie oznacza bynajmniej tego, że staliśmy się gorszymi.

Przeglądajmy się w przeczystym Słońcu Serca Jezuso­wego, a przed naszymi oczyma rozwinie się obok widoku naszej nędzy, nieskończony widnokrąg Jego miłosierdzia. Powtarzam: aby. lepiej poznać siebie bez pychy lub znie­chęcenia, przeglądajmy się w tym Boskim Zwierciadle. Zbliżajmy się do Jezusa, bo On pragnie przebóstwić naszą nędzę.

Jeżeli Jezus nie od razu leczy nas z wady niecierpli­wości, to dlatego, że pragnie ugruntować nas w pokorze i wyleczyć nas z choroby pychy.

Przypomnijmy jeszcze raz to, co notuje Ewangelia o Magdalenie, o Samarytance, o synu marnotrawnym... Zwróćmy uwagę na słowa faryzeuszów: „Dlaczego nauczy­ciel wasz jada z celnikami i grzesznikami?" Czy takie postępowanie Zbawiciela nie powinno napełniać nas bez­graniczną ufnością? Czy w znaczeniu duchowym nie je­steśmy potomkami owych celników i ewangelicznych grze­szników, z którymi jadał Jezus? A Jezus tak chętnie przyjmował ich zaproszenie. Zrozumiejmy tę prawdę, że Boski Lekarz nie żąda od chorego, którego pragnie uzdro­wić ceną swej Krwi, innej zapłaty niż ufności. Grzechy nasze nie będą miały nigdy liczby nieskończonej, nato­miast Jego miłość i miłosierdzie są wieczne i nieskoń­czone.

Połącz, jeżeli zdołasz, te dwie przepaście: nieskończo­ność miłosierdzia Jezusowego i niezmierzoność naszych grzechów... Oto, jaką powinna być miara ufnej miłości!...

Podstawą dla dogmatycznej nauki o Sercu Jezusowym jest objawienie się miłości Bożej we wcieleniu, w Betlejem, w Nazarecie, w życiu publicznym Jezusa, na Kalwarii. Objawienia w Paray-le-Monial mogą mnie przekonać tylko dlatego, że są wymownym powtórzeniem Ewangelii. By dojść do poznania Serca Jezusowego, nie potrzebuję św. Małgorzaty Marii. Owszem, podziwiam ją i miłuję, lecz nie potrzebuję jej pośrednictwa. Wszak Jezus sam mówi: „Przyszedłem szukać i zbawiać tych, którzy byli zginęli". I to właśnie gorszy faryzeuszów. Nie mogą uwierzyć w tak wielką miłość... Jeżeli świętym jest — powiadają — niech ze świętymi przebywa, a nie z grzesznikami"...

Jansenizm, współczesny faryzeizm, pomniejszył i wy­paczył postać Jezusa. Trucizna jansenizmu zostawiła ślady nawet w duszach pięknych i zdolnych do wielkich czy­nów, lecz skrępowanych bo jaźnią. Strach nie pozwala na­brać im nadprzyrodzonego rozpędu. Ilekroć stajemy przed ołtarzem powinniśmy drżeć nie ze strachu, lecz z miłości. Janseniści chcieli przekreślić Ewangelię miłości. Podobnie jak Apostołowie przed zrozumieniem nauki Mistrza — przed zesłaniem Ducha Św. — tak ł oni domagają się sądu sprawiedliwości. Św. Łukasz pisze: „Panie, chcesz, a po­wiemy, aby ogień zstąpił z nieba i spalił ich. On jednak odwrócił się i zgromił ich, mówiąc: Nie wiecie czyjego ducha jesteście. Syn człowieczy nie przyszedł zatracać dusz, lecz zbawiać" (9, 54—56). Potrzeba, aby spadł deszcz płomieni miłości Bożej.

Są ludzie, którzy ustawicznie mówią o sprawiedliwości i o karze. Niewątpliwie, że istnieje Boża, ponadświatowa sprawiedliwość, ale oni mową o sprawiedliwości chcą wypełnić lukę, brak miłości. Zapominają, że to właśnie zgubiło Judasza. Przypisują oni Bogu miłość, ale praktycz­nie nie chcą jej uznawać...

Gdyby poza sprawiedliwością nic nie istniało, nie by­łoby konfesjonału ani Eucharystii. Gdybyśmy byli aniołami, miejscem naszego pobytu nie byłaby ziemia. Wielu z powodu braku wiary i ufnej miłości nie może zrozu­mieć — podobnie jak faryzeusze — by Syn człowieczy, zapowiedziany przez Proroków, wyczekiwany przez ludz­kość, do tego stopnia się poniżył, że obcuje z grzesznikami ł celnikami! Znają oni literę Pisma św., ale nie pojmują odrobiny ducha, o którym mówi Pismo św.

Cóż stałoby się z nami, gdyby Król aniołów nie od­szukał nas w grzechu, nie zeszedł na dno nędzy ludzkiej? On tam nas wyszukuje, ale pod jednym warunkiem: że uwierzymy z całej duszy w Jego miłość... „Nos autem credidimus caritati". Dlatego wierzymy w miłość, bo „Deus caritas est".

Nigdy nie zapomnę tego, co mi powiedział pewien osob­nik wychowany w duchu jansenizmu... Błagam cię — ojcze — mówił do mnie, nie mów mi o Sercu Jezusa... Nic nie rozumiem z tych teorii miłosierdzia i z tych dróg miłości... — Jakże nieszczęśliwy byłby jego los, gdyby Pan okazał się względem niego sprawiedliwym sędzią! Człowiek ten poznał przed śmiercią drogę miłości. Był to największy konwertyta, jakiego w życiu widziałem. Umarł, błagając o miłosierdzie i przyciskając do piersi obrazek Serca Jezusowego. Nazwałem go największym konwer­tyta, gdyż trudniej jest zburzyć twierdzę pychy, w jakiej przebywają ci, co odrzucają miłość, aniżeli przekonać kogoś innego — nawet zupełnego niedowiarka!

Zwróćmy uwagę na to, co mówi św. Teresa od Dzie­ciątka Jezus. Jeśli Bóg jest nieskończenie sprawiedliwy, to jednak „należy Go więcej miłować niż się Go bać".

Właśnie dlatego, że jest sprawiedliwy, jest „Ojcem mi­łosierdzia — Pater misericordiarum", a nie sędzią nieubła­ganym. Spotykamy wprawdzie w Ewangelii naukę o spra­wiedliwości, lecz nie zapominajmy o tym co pisze św. Ja­kub: „...superexaltat autem misericordia iudicium" (12, 13).

Czymże jest cała Boża ekonomia wcielenia i odkupienia, jeśli nie miłością i miłosierdziem Boga, który się poniża i bierze nas w opiekę, aby przez krzyż i Eucharystię wy­bawić nas od sprawiedliwości? Tak, Bóg jest sprawiedliwy, a sprawiedliwość Jego napełnia mnie również ufnością, gdyż Bóg zna moją niemoc.,.

Kapłaństwo, sakramenty, tajemnice łaski, Najśw. Maryja Panna, Kościół — wszystko to przypomina nam nieustannie czułą troskę Boga o nasze zbawienie... Można by nawet powiedzieć, że wszystko wokół nas jest tak urządzone, by drogą nadziei i ufności prowadzić nas do Serca Jezuso­wego. Żyjemy i oddychamy w oceanie miłosierdzia. Wszystko to nie tylko, iż nie sprzeciwia się sprawiedli­wości, lecz owszem, najzupełniej z nią harmonizuje. We­dług św. Tomasza z Akwinu miłosierdzie doskonali spra­wiedliwość. Zresztą, czy nie tak samo naucza Duch Św. przez usta św. Jakuba: „...superexaltat autem misericordia iudicium". Nie wolno jednak zapominać o tym, że przez odkupienie, czyli zadośćuczynienie Boskiej sprawiedliwości Ojca przez ofiarę krzyża i dzięki nieustannemu a wszech­mocnemu wstawiennictwu Chrystusa eucharystycznego, działanie sprawiedliwości zostało na tej ziemi bardziej ograniczone niż dzieło miłosierdzia i przebaczenia.

Dopóki więc żyjemy pod opieką krzyża i Kościoła, do­póki jesteśmy członkami Kościoła na ziemi, Bóg jest dla nas bardziej miłosierny niż sprawiedliwy... „Superexaltat autem misericordia iudicium"...

Jak w słońcu ciepło łączy się ze światłem, tak w Bogu sprawiedliwość harmonijnie łączy się z miłosierdziem. Lecz sprawiedliwość nie oznacza koniecznie kary, suro­wości, piekła. Sprawiedliwość Boska, właśnie dlatego, że jest nieskończona i opiera się na nieskończonej wiedzy i dobroci, uwzględnia najmniejsze odcienie naszych złych i dobrych chęci. Coś podobnego spotykamy przecież także u ludzi. Matka dlatego, że jest sprawiedliwa, kiedy wy­mierza karę, jest zawsze bardziej wyrozumiała.

Zwróćmy uwagę na to, że na tym świecie Bóg nie od­płaca jeszcze człowiekowi według jego uczynków, lecz według obfitości odkupienia. Choć zatem człowiek, póki żyje na ziemi, zasłużył na potępienie, Serce Jezusa tej kary nie wymierza mu natychmiast, lecz czeka cierpliwie, by go wydobyć z przepaści. Każdy, kto posiada znajomość dusz, wie o tym doskonale. Codziennie w konfesjonale można namacalnie podziwiać cuda miłości i miłosierdzia. Miłosierdzie Boże niepojętymi drogami i metodami wstrząsa sercem i odradza najbardziej zatwardziałe dusze. Działa tu wciąż to samo prawo, tj. czynne miłosierdzie Boże lub raczej Zbawiciel, który nieustannie, jak Dobry Pasterz kroczy przy naszym boku. Potępienie wieczne jest dla tych, którzy wzgardzili miłością i miłosierdziem.

Miłość i miłosierdzie towarzyszyć nam będą aż do stopni Najwyższego Sędziego — tam wszakże panować będzie sprawiedliwość. Jeżeli kochaliśmy, sprawiedliwość utwierdzi tę miłość na wieki.

Niebo jest dla przyjaciół Króla Miłości. Na ziemi zaś Serce Boga i miłosierdzie dają nam wszystko, byśmy mogli kiedyś usłyszeć słowa pełne pociechy, które na­pisał św. Paweł w drugim liście do Tymoteusza: „Na osta­tek odłożony mi jest wieniec sprawiedliwości, który mi wręczy Pan, sędzia sprawiedliwy w on dzień, .a nie mnie tylko, ale i tym, którzy miłują przyjście Jego" (4, 8).

Proszę posłuchać następującego opowiadania czy raczej legendy:

W jednym z kościołów Hiszpanii wierni czczą staro­żytny krucyfiks, na którym prawe ramię Chrystusa jest opuszczone.

Historia tego krucyfiksu jest następująca... W pobliżu tego krzyża, u jego stóp spowiadał się kiedyś wielki grzesznik, dając oznaki szczerego żalu. Wszakże spowied­nik w chwili rozgrzeszenia zawahał się... bowiem występki penitenta były nader ciężkie i liczne.

Grzesznik błagał jednak o litość... Udzielę ci rozgrze­szenia — mówił spowiednik — ale więcej już nie grzesz!...

Penitent przyrzekł, że nie będzie więcej grzeszył i otrzy­mał rozgrzeszenie. Przez dłuższy czas dotrzymywał słowa... aż ponownie upadł. Żal przyprowadził go znowu do stóp spowiednika... Tym razem — powiedział spowiednik — nie możesz otrzymać rozgrzeszenia... Ale grzesznik zaczał błagać, mówić o szczerym żalu i poprawie, o swej sła­bości...

Spowiednik ulitował się nad biedakiem i udzielił mu rozgrzeszenia, ale dodał, że to już po raz ostatni.

Upłynął jeszcze jakiś czas. Pod wpływem dawnego przyzwyczajenia i słabości ten człowiek znowu upadł. Przyszedł też do konfesjonału...

— Tym razem — rzekł spowiednik — żadną miarą nie otrzymasz rozgrzeszenia, bo ustawicznie powracasz do grzechu, a żal twój nie był szczery... Prawda, ojcze, że ciągle upadam, gdyż słaby jestem. Ale żal mój był szczery... Jestem chory i tu chcę zaczerpnąć siły, której mi brak... Miej litość nade mną!

— Nie, dla ciebie nie ma już litości — odpowiedział kapłan — i powstał... Wtem dało się słyszeć łkanie, pochodzące z krzyża. Pierś Chrystusa zadrżała, jak przy ko­naniu. Prawa ręka oderwała się od krzyża i wznosząc się, nakreśliła nad głową grzesznika znak przebaczenia. Jedno­cześnie głos jakiś wyrzekł: Ja ci przebaczam, boś mnie tak drogo kosztował!

Nie idzie nam o to, czy jest to historia czy legenda. Ważna jest natomiast nauka, jaka stąd wypływa dla bojaźliwych, nie umiejących ufać — dla tych, co raczej są niewolnikami niż dziećmi Ojca niebieskiego, który Syna swego wydał dla naszego zbawienia... „Sic Deus dilexit mundurn, ut filium suum unigenitum daret"... „Deus caritas est"...

Wierzmy silniej Temu, który ukochał nas aż do śmierci, niż naszemu własnemu „ja" i naszym niepokojom. On zapłacił za nas zbyt drogo. Cóż więc nam pozostaje? Ufna miłość!... „Nos autem credidimus caritati"...

Co do mnie, to pragnę żyć i umierać w Boskim przy­bytku rany Serca Jezusowego. Pragnę tam pozostawać, tam walczyć i cierpieć, świadom swej niezmierzonej sła­bości. Zachowam pokój, chociażbym jasno widział swoje grzechy, gdyż ślepo i bez zastrzeżeń zaufałem miłości i mi­łosierdziu Tego, który wiedział, kim jestem, który znał moje serce, a jednak mimo wszystko, a raczej właśnie dlatego stał się moim Zbawicielem, Przyjacielem, Obrońcą i Bratem według natury.

Bezmiar mojej niegodności jest dla mnie oczywisty, ale jeszcze bardziej oczywista jest dla mnie miłość i wola mego Boskiego Mistrza, który pragnie wydostać mnie z przepaści nędzy, jeżeli tylko uwierzę całym sercem w Jego miłosierdzie i jeżeli bez zastrzeżeń oddam się Jego Sercu.

Istnieje sprawiedliwość i kara za grzech. Nie wolno jednak z tego powodu rozsiewać fałszywej surowości!

Żyjemy nie w królestwie bo jaźni, ale w królestwie wolności i miłości. Wielki szacunek, to wielka miłość!

Nieufność jest niewdzięcznością, może nieraz nawet nieświadomą, ale wypływającą z braku poznania Boga i z braku ducha prostoty. Nie takie życie prowadzili święci. Bądźmy jak dzieci. Ufajmy miłości. Oddychajmy miłością i ufnością, bo ufność jest źródłem siły i żywot­ności... „Nos autem credidimus caritati"... Nie opłakujmy ustawicznie swej nędzy moralnej i nie pozwalajmy, by wzięła nad nami górę. Wykorzystajmy ją raczej ku chwale Bożej. Zamiast bojaźni niech w sercach naszych zagości ufna miłość.

Potrzeba, abyśmy podlegali nędzom. Któż jest wolny od słabości i ułomności? Wrzućmy je jednak w otchłań Boskiego Serca. Ono zamieni je w siłę pokory i ufności... „Sine me nihil potestis facere"... „Orania possum in Eo, qui me confortat"... Postępujmy bardziej po synowsku wobec Jezusa i wobec naszego Ojca niebieskiego.

Czy wiecie, o co prosił Zbawiciel św. Hieronima?

— Hieronimie, daj mi coś z twoich posiadłości...

— Panie, czyż nie oddałem Ci wszystkiego?... Życie moje należy do Ciebie. Dóbr moich wyrzekłem się dla Ciebie. Siły moje poświęciłem na Twoją chwałę. Wszystko zabierz, Panie, bo wszystko jest Twoje...

— Hieronimie, daj mi coś z twoich posiadłości...

— Boże mój, miałoby istnieć w sercu moim coś tak skrytego, co nie należałoby do Ciebie?

— Hieronimie, Hieronimie! Ukrywasz coś... nie dajesz mi tego, czego pragnę.

— Czego pragniesz, Panie?

— Hieronimie, daj mi grzechy swoje...

I ty również oddaj Mu grzechy swoje i uwierz w Jego miłość... Weźmij, Mistrzu, tę posiadłość, którą odziedzi­czyłem po grzechu pierworodnym...

„Sursum corda... W górę serca"... Jezus zna nas bardzo dobrze — lepiej niż my znamy samych siebie! My do­strzegamy w sobie tylko setkę braków i niedomagań, On zaś widzi ich całe tysiące. On zna doskonale nasze wady i braki, a jednak nas wybrał z miłości.

Jezus wyraźnie zaznacza swe szczególne względy wobec najnędzniejszych, wobec najbiedniejszych moralnie. Mi­łuje On nas w naszej nędzy, gdyż jako Bóg zna jej ogrom i przebacza nam prędzej niż ktokolwiek inny, bo wie, że obok słabości swych żywimy pragnienie miłowania Go.

Wielu z nas mówi do Jezusa: Panie, wejrzyj na to lub tamto... Wreszcie nakłopotawszy się o swoje maluczkie interesy, zdobywamy się dopiero na prośbę: „Adveniat regnum tuum". A czyż nie od tego winniśmy zaczynać? „Przyjdź królestwo Twoje" — królestwo Twojej Boskiej prawdy i miłości! Jezus odpowie nam: Jeśli zajmować się będziesz sprawą mego królestwa miłości, ja sam zajmę się tym i tamtym.

Posiądźcie tę gorliwość, która sprawia, że człowiek ży^je Jezusem, nie troszcząc się zbytnio o siebie.

„Sursum corda"... Wznieśmy i rozszerzmy nasze serca. Poszerzmy nasze pojęcie świętości. Przejmijmy się wielką i zachęcającą nauką o Sercu Jezusowym. Wtedy dusza nasza znajdzie wszystko w tym Boskim Sercu, które jest źródłem miłości i miłosierdzia. Jesteśmy apostołami mi­łości Serca Jezusowego. Jutro mamy zanieść miłość tego Serca innym. Jakże się to stanie, skoro sami nie znamy Boskiego Serca i nie posiadamy Jego miłości? Jak potra­fimy wzbudzać ufność, skoro sami jej nie posiadamy? Czym rozpalimy innych, jeżeli sami jesteśmy lodowato zimni?

Rozpalmy nasze serca przy Sercu Bożym. Rozniećmy w naszych duszach ufną miłość... „Deus caritas est"... „Nos autem credidimus caritati"...

Jezus, Król Miłości cz. 4: http://wezwanie.blogspot.com/2011/06/o-mateo-jezus-krol-miosci-pokora-i.html