4/ O. Matero, Rekolekcje: PÓJDĘ ZA NIM

„I stało się, gdy oni szli drogą, że odezwal się ktoś do Niego: Dokądkolwiek pój¬ziesz, pójdę za Tobą" (Łfc 9, 57).
Ci, którzy naprawdę ukochali Serce Boże i poszli za Jezusem — poszli rozpaleni miłością Boga i bliźniego, dokonywali cudów w pracy apostolskiej. Nie byli nieraz ani biskupami, ani kapłanami, ani zakonnikami, a jednak dokonali więcej niż liczne zastępy kapłanów. O wszystkim decyduje miłość. Ten jest wielkim apostołem, kto ma wielką miłość w swoim sercu.
Miłość Serca Jezusowego nie ma być przekreśleniem miłości bliźniego, lecz jej udoskonaleniem. Ilu z nas tego nie rozumie? Ilu nie chce zrozumieć?... Ilu z nas jest bardziej przywiązanych do ojca, do spraw rodzinnych, towarzyskich niż do Boga?! Ilu z nas wakacje, względy materialne, itd. stawia wyżej niż sprawy Boga?...
Przypomnijmy sobie dziś słowa, które zapisał nam św. Łukasz: „I rzeki (Jezus) do innego: Pójdź za mną! A on odpowiedział: Panie, dopuść mi pierwej odejść i pogrzebać ojca mego. Ale Jezus rzeki mu: Niech umarli grzebią swych umarłych, a ty idź i głoś Królestwo Boże. A inny powiedział: Pójdę za Tobą, Panie, lecz dozwól mi pierwej pożegnać się z tymi, którzy są w domu. A Jezus rzekł doń: Żaden, co przykładając rękę swą do pługa, wstecz się ogląda, nie nadaje się do Królestwa Bożego" (Łk 9, 59—62).
Jezus domaga się od nas totalnego oddania się Jego sprawie. W sposób obrazowy wyjaśnia, że kto idzie za Nim, a ogląda się, jak oracz, który idzie za pługiem, nie jest Go godzien. Jezus daje nam wszystko, ale w zamian za to domaga się wzajemności. Jego dar jest zbyt wielki, abyśmy mogli Mu odpłacać tylko cząstką naszego serca. On pragnie serca niepodzielonego. Serce Jezusowe jest Sercem Kościoła katolickiego. Kościół katolicki narodził się z otwartego Serca Zbawiciela świata. „Ex Corde scisso Ecclesta Christo iugata nascitur" (Hymn z nieszporów na uroczystość Najśw. Serca Jezusowego).
Serce Jezusa ożywia i podtrzymuje Kościół swoimi łaskami, Serce Jezusa daje nieustannie w swoim Kościele łaski powołania kapłańskiego, zakonnego i łaskj powołania apostołów świeckich. Nasze powołanie jest także darem Boskiego Serca. Starajmy się wielkodusznie na nie odpowiedzieć. Jak hojnie obsypuje nas Jezus swoimi łaskami! Jak czule do nas przemawia! Wsłuchajmy się w Jego słowa. To co Jezus wypowiedział w czasie Ostatniej Wieczerzy, odnosi się również w pewien sposób do każdego z nas.
Jezus mówi do nas; ,,Już was nie nazwę sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego. Lecz nazwałem was przyjaciółmi, bo wszystko, cokolwiek od Ojca usłyszałem, oznajmiłem wam. Nie wyście mnie wybrali, alem ja was wybrał i ustanowiłem was. abyście poszli i owoc przynieśli i żeby owoc wasz trwał" (Jan 15, 15-16).
W czasie tego rozważania prośmy Zbawiciela o jedną łaskę — o łaskę wielkoduszności. Chodzi bowiem o to, abyśmy wielkodusznie, wspaniałomyślnie odpowiedzieli na łaskę Jego wezwania. Nasze powołanie zawdzięczamy również Maryi, Jej pośrednictwu. Dlatego dzisiaj złóżmy Jej synowskie podziękowanie za łaskę powołania, którą Ona nam wyprosiła. Jakże powinniśmy być Jej za to wdzięczni! Po Wniebowstąpieniu Jezusa Maryja po macierzyńsku opiekowała się gronem Apostołów. Jest Ona Królową Apostołów. Nie jest to wcale kwestia przypadku, że Kościół nadal Jej ten tytuł. Ona nadal opiekuje się apostołami swego Syna. Nadal wyprasza łaski powołania. Naszą łaskę apostolstwa Jej również zawdzięczamy. Razem z Maryją śpiewajmy w naszej duszy: „Magnificat anima mea Dominum"... Niech nasze serce uwielbia Boga za to, że On darzy nas swoim szczególnym zaufaniem. Dzięki temu zaufaniu zaprasza nas do wyjątkowej współpracy w dziele uświęcenia i zbawienia dusz... „Magnificat anima mea Dominum" za łaskę wiary oraz za łaskę powołania apostolskiego... „Magnificat anima mea Dominum" za opiekę Boga nad moim życiem i nad moim powołaniem... „Magnificat anima mea Domimim" za zachowanie mnie od tylu nieszczęść, o których dowiem się dopiero w wieczności.

W każdej Mszy św. modlimy się słowami psalmu: „Quid retribuam Domino pro omnibus quae retribuit mihi? „Niech te słowa, które wyrażają ogromną wdzięczność za łaski Boże, brzmią nieustannie w naszej duszy. Niech będą hymnem, wdzięczności za łaskę powołania kapłańskiego, zakonnego, czy też za łaskę powołania na apostoła świeckiego... „Magnificat anima mea Dominum"... „Quid retribuam Domino pro omnibus ąuae retribuit mihi?"

Za mało dziękujemy za łaskę powołania. Za mało żyjemy świadomością tej łaski. Posiadamy ją, a przecież moglibyśmy jej nie otrzymać. Mogło też być inaczej. Mogliśmy ją otrzymać, ale potem mogliśmy ją utracić, jak utraciło ją tylu innych. Obejrzyjmy się tylko wokół siebie. Ilu było takich, którzy naprawdę otrzymali łaskę powołania?... Ilu ją utraciło?... Judasz był pierwszym, a ilu miał naśladowców?... Ilu poszło za Boskim Zbawicielem i za głosem Jego powołania, a potem zdradziło Chrystusa?...
Wszystkich ludzi Bóg powołuje do światła wiary, do uświęcenia i zbawienia. Łaska powołania jest łaską wyjątkową i nie każdy ją otrzymuje. Za wyjątkową łaskę winniśmy mieć wyjątkową wdzięczność. Wdzięczność za odebraną łaskę i współpraca z łaską Bożą sprowadzają dalsze łaski do naszej duszy. Bóg chce naszej pozytywnej współpracy z Jego działaniem. Wszelkiego rodzaju niezdrowy kwietyzm został przez Kościół odrzucony. Jeśli chodzi o działanie sakramentów św., to ze strony katolickiej i ze strony innowierców pomijano nieraz pewne sprawy, albo ich nie doceniano. Katoliccy teologowie za bardzo nieraz akcentowali działanie sakramentów własną mocą — ex opere operato. Patrząc na te sprawy z punktu historycznego, trzeba powiedzieć, że chodziło im niekiedy o przeciwstawienie się protestantom, którzy przekreślali opus operatum, a podkreślali zbytnio opus operantis. W ostatnich czasach teologowie zmierzają do doskonalszej syntezy. Mówiąc o sakramentach św. nie wolno z nich robić tylko narzędzi mechanicznego sprowadzania łaski Bożej do duszy człowieka. A niestety, nieraz zbyt częste akcentowanie opus operatum robić mogło wrażenie, że sakrament działa mechanicznie. Aby sakrament mógł w całej pełni spowodować swój skutek, potrzebna jest gorliwa współpraca z naszej strony, czyli jak mówią teologowie opus operantis. Opus operatum działa mocą Bożą. Często dzieje się to zupełnie bez naszej współpracy — nawet bez naszej świadomości i wiedzy! Zachodzi to np. przy chrzcie niemowląt. Ale w wielu znowu wypadkach opus operatum całkowicie zależy od naszego opus operantis.
Zastanówmy się chociaż przez chwilę nad tym, jak w praktyce wygląda nasze codzienne opus operantis.

Teoretycznie uznajemy przecież tę teologiczną zasadę, ale w praktyce nieraz jej przeczymy. Nie czynimy może tego zupełnie świadomie.
Liczmy bardzo na łaskę Bożą. Ale też pamiętajmy, że Bóg tak bardzo liczy na nas, tzn. na naszą współpracę z Jego działaniem. Właśnie chodzi Mu o to nasze opus operantis.
Czy wszyscy, którzy utracili łaskę powołania kapłańskiego czy zakonnego, dlatego ją utracili, że nie współpracowali z łaską powołania, z łaskami sakramentalnymi i z łaskami uczynkowymi? Czy mogło być inaczej? Nie! Kto nie współpracuje z łaską, stawia zaporę działaniu Bożemu.
Wyobraźmy sobie, że idziemy do kogoś z wizytą. Stajemy przed drzwiami jego mieszkania. Dzwonimy lub pukamy do drzwi. Drzwi są zamknięte. Nikt nam nie chce otworzyć. Idziemy potem jeszcze raz, drugi, trzeci... dziesiąty... Czy będziemy stale tak chodzić, bez żadnego skutku? Czy nie powiemy kiedyś: Dosyć tego wszystkiego! I nie pójdziemy już więcej w to miejsce... Jest to tylko przykład. Jest to niedoskonała ilustracja. Jednak w pewnym sensie obrazuje nam ona działanie Boga. Niby dlaczego Bóg ma nam stale udzielać swej łaski, skoro my ją stale odrzucamy i skoro Boga traktujemy jako gościa, któremu nie raczymy otworzyć drzwi naszego serca? Kto zawsze ma dla wszystkich zamknięte drzwi, ten musi być przygotowany na to, że nikt do niego nie będzie przychodził. Kto stale zamyka przed Bogiem swe serce, ten musi się liczyć z faktem, że Bóg przestanie mu udzielać swej łaski.

Chrystus powołuje nas do wspaniałego dzieła, któremu na imię zbawienie i własna doskonałość. Mamy siebie uświęcić i innych zbawić. Mamy być apostołami Serca Jezusowego. Mamy być wszyscy apostołami: kapłani, zakonnicy i ludzie świeccy. Skoro „Bóg jest miłością" — jak nas poucza św. Jan — to nasze apostolstwo ma być apostolstwem miłości.
Jedni próbują apostołować dzięki swej wiedzy, inni zaś przy pomocy autorytetu, a jeszcze inni przez swoją inteligencję i roztropność. Wiedza jest rzeczą dobrą. Inteligencja bardzo pomaga w pracy. Roztropność i rozwaga są bardzo cenione. Ale najskuteczniej apostołuje ten, kto kocha Boga. Miłość jest najskuteczniejszym środkiem apostolstwa. O to właśnie chodzi. Kto posiada wielką miłość, ten jest równocześnie wielkim apostołem Serca Jezusowego. Wszystkich drobiazgów życia nigdy nie opanujemy i nigdy wszystkiego nie wykonamy w stopniu najdoskonalszym. Ten kto by chciał opanować wszystkie szczegóły życia i wykonać je z doskonałą precyzją, nie posiada za grosz cnoty roztropności. Będzie tylko trwonił daremnie siły i zagubi się w życiu. Tak zresztą naucza św. Tomasz z Akwinu. Kto posiada wielką miłość, ten nie będzie niczego lekceważył, ale będzie równocześnie ogarniał swoim wzrokiem wielkie łany Bożych pól, czekające na żniwiarzy. Kto posiada wielką miłość, pójdzie ochotnie za Jezusem i z radością będzie dla Niego pracował. Jego celem będzie Jezus, a nie przepis reguły sam w sobie. Są ludzie, którzy dręczą się przez całe życie skrupułami. Żyją w ciągłym strachu, aby nie złamać przepisu reguły życia zakonnego. Ci ludzie znają niekiedy doskonale regułę, ale nie widzą Jezusa. Zapominają, że reguła jest tylko i jedynie środkiem doskonałości, a nie celem sama w sobie. Reguła ma nam ułatwić dostęp do Jezusa, a nie utrudniać postępu za Zbawicielem świata.

Wiemy, jakim błogosławieństwem i jaką doskonałością obdarzył Jezus tych, którzy naprawdę poszli za Nim. Dla nas Serce Jezusowe przygotowało jeszcze większe łaski. Trzeba tylko tym łaskom odpowiedzieć, a Chrystus sam dokona w nas i przez nas jeszcze większych cudów miłości i miłosierdzia Musimy stajać się o takie nastawienie naszej duszy, abyśmy każdej chwili mogli zawołać: „Dokądkolwiek pójdziesz, pójdę za Tobą" (Łk 9, 57).
Tereny apostolstwa mamy dziś bardzo obszerne. Może jest tak, że nie możemy pojechać na misje wśród narodów pogańskich. Może pragniemy zostać kapłanami, ale nigdy się to nie stanie. Możemy jednak być zawsze apostołami Serca Jezusowego... Może Jezus w swej opatrzności nie wyznacza nam odległych terenów apostolskich... Może pragnie, abyśmy przez miłość apostołowali na rzecz najbliższego otoczenia... własnego ojca. który już bardzo dawno nie był na Mszy św. Może Serce Jezusowe pragnie, aby dzięki naszemu apostolstwu nawrócił się nasz brat lub nasza... własna matka...
Chrystus, jak dobry gospodarz, jak ogrodnik, który ma winnicę, powołuje każdego, kiedy chce i wyznacza mu takie zadanie, jakie chce. Starajmy się wyczuwać potrzebę chwili. Potrzeba chwili jest potrzebą Kościoła Powszechnego. Każdy z nas ma inne, indywidualne powołanie i posłannictwo, wyznaczone przez Boga już od wieków. Każdego z nas Bóg przygotowuje do pracy w innych warunkach.
Bądźmy zawsze Bożymi realistami. Nie narzekajmy nigdy na złe czasy. Nie wyczekujmy lepszych chwil.
Za wszelką cenę unikajmy niezdrowego marzycielstwa. Róbmy to, co do nas należy w danej chwili, w konkretnych warunkach. Chwilowe doświadczenia przyjmujmy zawsze w duchu wiary.
Opowiem wam teraz autentyczny przykład. Zmienię czy przemilczę tylko nieistotne rzeczy.
Znam kapłana, który może, tu i tam, trochę się narażał. Mówiono o nim, że posłano go na zesłanie i wymanewrowano na boczne tory. Wyznaczano mu podrzędne funkcje. Dawano mu wyraźnie do zrozumienia, że... jego zdolności i przygotowanie nie są potrzebne... Kościołowi... Niektórzy nawet triumfująco z niego szydzili. On natomiast niczym się nie przejmował. Mawiał krótko: Jestem kapłanem i to mi wystarczy. Czynił wszystko to, co mógł. Z cierpliwością i pogodą ducha znosił doświadczenia, nieraz nawet bardzo ciężkie Nikt nie wiedział, że on pracuje „na zapas". Myślano, że się nudzi. Może nawet tu i ówdzie, mniej lub więcej świadomie pojawiła się myśl, że w ten sposób rychło „sam się wykończy"... A potem nagle warunki się zmieniły. I wtedy dopiero okazało się, jak bardzo była przydatna owa praca ,,na zapas". Bóg przewidział to „zesłanie". Bóg chciał po prostu temu kapłanowi ułatwić wykonanie pewnych apostolskich prac „na zapas''. Dlatego Opatrzność przeprowadziła go przez doświadczenie tzw. „zesłania", które później przyniosło Kościołowi katolickiemu tyle pięknych owoców.

Może w naszym życiu było lub będzie podobnie. Bądźmy na wszystko przygotowani, ale zawsze w duchu głębokiej wiary w Opatrzność Serca Jezusowego.
Nigdy się nie załamujmy, choćby nawet serce krwawiło nam z bólu. Mówmy Jezusowi prosto: Jezu, kocham Cię! To rni wystarczy! Jezu, jestem Twoim kapłanem i dla Ciebie chcę pracować. „Dokądkolwiek pójdziesz — na Tabor, do Ogrójca czy też na Kalwarię — pójdę za Tobą" (Łk 9, 57)... Jezu, jestem zakonnikiem... Chcę Ci wiernie służyć. Chcę wszystko czynić dla Ciebie, mimo że może nawet u moich przełożonych nie znajdę zrozumienia... Jezu, jestem Twoją zakonnicą. Przez śluby zakonne jestem Tobie poświęcona... „Dokądkolwiek pójdziesz, pójdę za Tobą"... Jezu, jestem ojcem licznej rodziny... Mam wiele obwiązków zawodowych i rodzinnych. Chcę Cię kochać w moich bliźnich i w wykonywaniu moich obowiązków. Chcę przez to być apostołem Twego Boskiego Serca. Chcę tak żyć i pracować, aby inni mogli o mnie powiedzieć: On kocha Jezusa i Jego Serce...
Nie wymawiajmy si. nigdy Jeusowi, gdy On powołuje nas do jakiego trudnego zadania.
Nie lękajmy się porażek i niepowodzeń.
Dzięki niepowodzeniom stajemy się bardziej wartościowi, ponieważ zdobywamy cenne doświadczenie, które przydafne będzie w przyszłości.
Bądźmy zawsze pełni optymizmu. Nie żyjmy rozgoryczeniem, ale radością, która jest owocem Ducha Św. Można przecież oszaleć z powodu tej wielkiej i wspaniałej myśli, że Jezus sam powołuje nas do swojej królewskiej służby i że obdarza nas tak wielkim zaufaniem! Czujemy naszą niegodność i słabość, ale równocześnie idziemy w życie z wielką ufnością, ponieważ zaufaliśmy Sercu Jezusowemu...

Powtarzajmy zawsze słowa Pisma św.: "Dokądkolwiek pójdziesz, pójdą za Tobą"... Jezu, spraw, abym kochał Twoje Boskie Serce całym moim biednym sercem. Pobłogosław wszystkim moim apostolskim zamiarom. Wspomagaj moją słabość. Ty sam przyrzekłeś św. Małgorzacie Marii Alacoque, że będziesz błogosławił tym wszystkim, którzy w szczególniejszy sposób ukochają Twoje Serce i będą szerzyć cześć Twego Najśw. Serca. Ty również przyrzekłeś, że wylejesz obfite błogosławieństwo na nasze zamiary i przedsięwzięcia. Powiedziałeś, że dasz nam moc kruszenia zatwardziałych serc...
Dziś Kościół katolicki wzywa wszystkich do apostolstwa. Zachęca do tego kapłanów, zakonników i ludzi świeckich.

Czy nie jest to znamienne, że Sobór Watykański II wydaje najpierw Dekret o apostolstwie świeckich (dnia 18 listopada 1965 r.), a potem dopiero Dekret o posłudze i życiu kapłanów (dnia 7 grudnia 1965 r.)?
Zaraz na początku soborowego Dekretu o apostolstwie laikatu, ojcowie Soboru Watykańskiego II wyrażają myśl, że Kościół pragnie ożywić i pobudzić do czynu apostolstwo laikatu, które wynika z samego faktu przynależności do Chrystusa:
„Święty Sobór — czytamy w tym dekrecie — pragnąc ożywić apostolską aktywność Ludu Bożego, nie bez troski zwraca się do laikatu, o którego udziale w posłannictwie Kościoła — jemu właściwym i absolutnie niezbędnym — wspomniał już niejednokrotnie na innych miejscach. Bo też apostolstwa świeckich, wynikającego z samego ich powołania chrześcijańskiego, nigdy nie może w Kościele zabraknąć. Jak spontaniczna była ta działalność w pierwotnym Kościele, jak owocna — ukazuje to Pismo św.
Otóż nasza epoka żąda nie mniejszej gorliwości ze strony świeckich, owszem, współczesne warunki wymagają, aby ich apostolstwo było stanowczo bardziej intensywne i prowadzone w szerszym zakresie. Rosnąca bowiem z każdym dniem populacja, postęp naukowo-techniczny, zacieśniające się więzy ludzkiego współżycia nie tylko że w nieskończoność rozszerzyły sferę apostolskiego działania świeckich — w znacznej mierze dla nich jedynie stojącego otworem — ale także stworzyły problemy nie do rozwiązania bez ich gorliwego zaangażowania się wraz z fachowym przygotowaniem, które posiadają. Ten rodzaj apostolatu stał się tym bardzej potrzebny, że wiele dziedzin egzystencji zyskało sobie słusznie szeroką autonomię..."

Rozważmy w duchu żywej wiary te słowa, które wypowiedzieli ojcowie Soboru Watykańskiego II. Przez nasze apostolstwo dajmy Jezusa poznać światu. Niech nasze apostolstwo będzie nieustannym objawianiem Jezusa w naszych środowiskach, w których żyjemy i pracujemy. Niech słowa Soboru Watykańskiego II przyczynia się do ożywienia naszej apostolskiej świadomości i ducha naszego apostolstwa. Kimkolwiek jesteśmy, jeśli tylko otrzymaliśmy sakrament chrztu św. zobowiązani jesteśmy do apostolstwa.
Uwierzmy, że apostoł, to człowiek, który kocha Jezusa i Jego Serce. Apostoł, to człowiek przepełniony miłością Boga i bliźniego. Apostoł, to człowiek, który zawsze mówi do Jezusa: „Dokądkolwiek pójdziesz, pójdę za Tobą". Opuszczę wszystko, aby wszystkich zdobyć dla Ciebie... Przez nasze apostolstwo pragniemy przyczynić się do triumfu Królestwa Serca Jezusowego — królestwa miłości!... Adveniat regnum Tuum"...