2/ Wezwanie do miłości: II. Wezwanie do dusz wybranych

(l.X.-6.XII.1923r.)
Orędzie do świata Pan Jezus poprzedza Wezwaniem do dusz wybranych i Bogu poświęconych, obdarzonych łaską wiary i duszpasterstwa:
„Świętość Boga jest obrażana, a sprawiedliwość Jego wymaga zadośćuczynienia. Nic nie jest daremne... Cóż stałoby się ze światem bez wynagradzania za tyle wy­rządzanych zniewag...?
...Przebiegłość diabelska knuje tysiące projektów, aby zgubić moje słowa. Nie dopnie jednak tego i aż do końca wieków wiele dusz znajdzie w nich życie.
...Pragnę zbawienia dusz... Niech moje dusze przyjdą do Mnie... Niech moje dusze nie lękają się Mnie...! Niech moje dusze ufają Mi! Jam jest samą miłością i nie jestem zdolny obchodzić się surowo z duszami, które tak miłuję...! Wszystkie bez wątpienia są drogie memu Ser­cu. Ale wiele z nich kocham w sposób szczególny. Wy­brałem je, aby w nich znaleźć pociechę i aby obsypać łaskami... Mniejsza o ich nędzę..., chcę, żeby się dowie­działy, że kocham je jeszcze czulej, kiedy po swych sła­bościach i upadkach rzucają się pokornie do mego Ser­ca: przebaczam im wtedy i zawsze je miłuję!
...Im nędzniejsze są dusze, tym bardziej je miłuję...!
Dźwigam krzyż, gdyż wśród moich dusz wybranych jest wiele takich, które Mi się opierają w drobnych rze­czach i to stwarza Mi ten krzyż...
...Skąd płynie to Opieranie się...? Z braku miłości... względem mego Serca..., a zbytnia miłość własna.
Kiedy jakaś dusza jest na tyle wspaniałomyślna, aby dać Mi wszystko, czego żądam, gromadzi ona wtedy skarby dla siebie i wiele dusz zawraca z drogi zatrace­nia.
Dusze, oblubienice mego Serca, mają udostępnić du­szom na świecie moje łaski przez swe ofiary i miłość.
...Świat jest pełen niebezpieczeństw... Tyle biednych dusz pociąganych ku złemu, potrzebuje wciąż pomocy widzialnej lub niewidzialnej...! Ach, powtarzam to, czy moje dusze wybrane zdają sobie sprawę, jakiego skarbu pozbawiają siebie i innych przez brak wspaniałomyślno­ści...? Nie chcę powiedzieć, że przez sam fakt wybrania, dusza staje się wolna od swych wad i nędzy. Taka dusza może upaść i nieraz jeszcze upadnie, ale jeśli się upoka­rza i uznaje swoją nicość, jeśli próbuje wynagrodzić swoją winę przez różne drobne akty wspaniałomyślno­ści i miłości, jeśli się zawierza i na nowo oddaje się me­mu Sercu... wtedy przysparza Mi więcej chwały i więcej przynosi pożytku duszom, aniżeli gdyby nie była upa­dła.
Słabość i nędza nie zrażają Mnie. Od moich dusz żą­dam jedynie miłości!
...Mimo swej nędzy, dusza może Mnie kochać do sza­leństwa... Mówię tu o wypadkach, płynących z braku uwagi lub ze słabości, a nie o winach z wyrachowania lub premedytacji.
...Aby wszystkie moje dusze wybrane zrozumiały do­brze to piękne posłuszeństwo, które mogą spełnić przez swe zwykłe czynności i codzienne wysiłki. Niech nie zapominają nigdy, że wolałem je od wielu innych nie dla ich doskonałości, ale dla ich nędzy. Jestem miłością sa­mą, a ogień, który opłomienia Mnie, spala wszystkie ich słabości! ...Nie szukam ani wielkości, ani świętości... Szukam miłości, a resztę zrobię Sam...
Ale pragnienie, które Mnie pali, jest zawsze to samo: pragnę, by dusze coraz lepiej poznawały moje Serce.
Biedne dusze! Wiele z nich nie zna Mnie, to prawda. A przecież więcej jest tych dusz, które Mnie znają i mi­mo to opuszczają dla przyjemności życiowych. Jakże wiele jest dusz zmysłowych na świecie! A nawet wśród moich dusz wybranych wiele szuka rozkoszy...! Błądzą w ten sposób, ponieważ moja droga jest drogą cierpień i krzyża. Tylko miłość daje siłę, aby pójść za Mną. Dla­tego szukam miłości...
Są dusze bardzo umiłowane przez moje Serce, które Mnie obrażają..., nie są one Mi dość wierne. I właśnie dlatego sprawiają Mi więcej cierpienia, ponieważ ko­cham je więcej...!
Moje Serce wypoczywa, gdy może znaleźć współ­czucie... To prawda, że wiele dusz Mnie obraża..., ale wiele jest takich, u których znajduję pociechę i miłość.
Kiedy dwie osoby się miłują, najmniejsza niedelikatność jednej wystarczy, aby zranić drugą. Tak jest i z moim Sercem. Dlatego też chcę, aby dusze, które pragną zostać moimi oblubienicami, sumiennie pracowały nad sobą i później niczego nie odmawiały mojej miłości...
Dusze, które umieją wyrzec sięsiebie z miłości znaj­dują prawdziwy pokój w moim Sercu...
Będę mówił najpierw do moich dusz wybranych i do tych wszystkich, które są Mi poświęcone. Muszą one Mnie poznać, aby tym, których im powierzam, mogły głosić dobroć i czułość mego Serca i mówić wszystkim, że chociaż jestem Bogiem nieskończenie sprawiedli­wym, jestem przecież Ojcem pełnym miłosierdzia... Moje dusze wybrane, moje oblubienice, moi zakonni­cy i moi kapłani, niechaj pouczą biedne dusze, jak bar­dzo moje Serce je miłuje...!

Jestem samą miłością. Serce moje jest przepaścią mi­łości! Miłość stworzyła człowieka i wszystko, co istnie­je na świecie, by mu to poddać pod jego władanie.
Miłość skłoniła Ojca do oddania swego Syna dla zba­wienia człowieka, zgubionego przez grzech.
Miłość sprawiła, że Przeczysta Dziewica, dziecko prawie, wyrzekła się pełnego uroku życia w świątyni i zgodziła się, aby zostać Matką Boga, przyjmując potem wszystkie cierpienia, które Macierzyństwo Boże miało na nią nałożyć.
Miłość kazała Mi przyjść na świat wśród ostrej zimy, w ubóstwie i ogołoceniu ze wszystkiego.
Miłość trzymała Mnie przez lat 30 w zupełnym ukryciu, przy najniższych posługach. Miłość sprawiła, że wybrałem samotność i milczenie..., żyłem nieznany ni­komu i że dobrowolnie poddawałem się rozkazom mojej Matki i przybranego Ojca.
Miłość bowiem widziała w przyszłości wiele dusz, które pójdą za Mną i znajdą rozkosz w naśladowaniu mojego życia!
Miłość skłoniła Mnie do przyjęcia całej nędzy natury ludzkiej.
Miłość bowiem mego Serca patrzyła jeszcze dalej. Wiedziała ona, ile dusz w obliczu niebezpieczeństwa odnajdzie życie, dzięki uczynkom i ofiarom wielu in­nych.
Miłość kazała Mi ścierpieć haniebną wzgardę i naj­straszliwsze męki... Kazała Mi przelać wszystką Krew i umrzeć na krzyżu dla zbawienia człowieka i odkupie­nia rodzaju ludzkiego.
I miłość też widziała w przyszłości, ile dusz złączy się z moimi boleściami i purpurą mojej krwi spowije swe cierpienia i swe czyny, nawet najzwyklejsze, aby zyskać Mi w ten sposób wielką liczbę dusz...!
Dusza, która ciągle łączy swe życie z moim, przynosi Mi chwałę i pracuje wydatnie dla dobra dusz. Może spełnia pracę, która sama w sobie ma znikomą wartość... Jeżeli jednak zanurzy ją w mojej Krwi lub złączy z pra­cą, którą wykonywałem podczas mego życia ziemskie­go, jakiż owoc przyniesie to duszom...! Większy może, niż gdyby przemawiała do całego ś wiata...! I to niezależnie od tego, czy studiuje, przemawia lub pisze..., czy też szyje, zamiata lub wypoczywa, byleby po pierwsze, za­jęcie było wyznaczone przez posłuszeństwo lub obowią­zek, a nie przez zachciankę; po drugie zaś, żeby było spełnione w głębokim zjednoczeniu ze Mną, skąpane w mojej Krwi i dokonane z wielką czystością intencji. Tak, pragnę, żeby dusze to zrozumiały! Wartość ma nie czyn sam w sobie, ale intencja, z jaką się go spełnia. Kiedy zamiatałem i pracowałem w warsztacie w Nazarecie, przyniosłem tyle chwały Ojcu, ile dało Mu później moje nauczanie w czasie życia publicznego.
Jest wiele dusz, które w oczach świata piastują ważne urzędy i przynoszą memu Sercu wielką chwałę, to praw­da; ale mam także wiele dusz ukrytych, które przy swych niskich zajęciach, są bardzo pożytecznymi pra­cownikami w mojej Winnicy, albowiem kieruje nimi miłość. Umieją oni pokryć złotem w sposób nadprzyro­dzony swoje najdrobniejsze czynności, zanurzając je w mojej Krwi!
Moja miłość idzie tak daleko, że moje dusze mogą z niczego wydobyć wielkie bogactwa. Kiedy rano łączą się ze Mną i ofiarują cały swój dzień z gorącym pragnie­niem, aby moje Serce posłużyło się nim dla dusz... Gdy z miłością wykonują swoje obowiązki, godzina po go­dzinie i chwila po chwili, co za skarby gromadzą wtedy w ciągu jednego dnia! Będę im odsłaniał coraz bardziej moją miłość... Jest ona niewyczerpana i łatwo jest duszy, która kocha, dać się kierować przez miłość...! Serce moje jest samą miłością i miłość ta obejmuje wszystkie du­sze. Lecz jakże mogę dać poznać mym duszom wybra­nym szczególną miłość mego Serca, które chce się po­służyć nimi, aby zbawiać grzeszników i tyle dusz wysta­wionych na niebezpieczeństwa światowe.
Dlatego chcę, żeby one wiedziały, jak bardzo pragnę ich doskonałości i że doskonałość ta polega na spełnia­niu ich zwykłych i pospolitych czynności w ścisłym zjednoczeniu ze Mną. Jeśli zrozumieją to dobrze, mogą przebóstwić swe życie i całą swą działalność przez to ścisłe zjednoczenie z moim Sercem. Jakąż wartość ma jeden dzień życia Bożego...!
Kiedy dusza pała pragnieniem miłości, nic nie jest dla niej trudne; kiedy jednak czuje się zimna i bez zapału, wszystko jest przykre i ciężkie... Niech przyjdzie do me­go Serca i nabierze męstwa...! Niech Mi ofiaruje to przy­gnębienie...! Niech je połączy z żarliwością, która Mnie trawi i niech będzie spokojna, dzień jej będzie miał war­tość niezrównaną dla dusz. Serce moje zna całą nędzę ludzką i serdecznie jej współczuje.
Pragnę jednak, nie tylko tego, aby dusze łączyły się ze Mną w sposób ogólny. Chcę, aby ta łączność była trwała i poufała, tak jak jest w zjednoczeniu ludzi kocha­jących się i żyjących ze sobą; jeśli ci ludzie nie rozma­wiają ciągle ze sobą, to przecież spoglądają na siebie, otaczają się nawzajem względami i delikatnością, które są owocem miłości.
Kiedy dusza opływa w pociechy i żyje w pokoju, to niewątpliwie łatwo myśleć jej o Mnie. Kiedy jednak ogarniają udręka i poczuje się opuszczona, niech się nie lęka wtedy!
Jedno spojrzenie wystarcza Mi. Zrozumiem je. I na to jedno spojrzenie Serce moje odpowie najczulszą deli­katnością.
Powtórzę jeszcze duszom, jak bardzo moje Serce je miłuje...! Chcę, żeby Mnie poznały do głębi i aby dały poznać Mnie tym, których moja miłość im powie­rza.
Gorąco pragnę, aby wszystkie dusze wybrane utkwiły we Mnie swe spojrzenie i już go więcej nie odwracały... Niech wśród nich nie będzie miernoty, co pochodzi naj­częściej z fałszywego zrozumienia mojej miłości. Nie! Kochać moje Serce nie jest ani trudno, ani ciężko, ale słodko i łatwo. Nie trzeba czynić nic nadzwyczajnego, aby osiągnąć wysoki stopień miłości: Czysta intencja w uczynkach małych lub wielkich.,., głębokie zjednocze­nie z moim Sercem, a miłość dokona reszty...! ...Jam jest ogrodnikiem, który pielęgnuje tę małą roślinkę i czu­wam, by nie zmarniała...
Przypomnij sobie, co powiedziałem pewnego dnia moim Uczniom: «świat was ma w nienawiści, ponieważ nie jesteście ze świata».
Powtarzam wam to dzisiaj: szatan was prześladuje, ponieważ nie należycie do szatana. Ale Serce moje was strzeże, doznając wśród tych cierpień wielkiego uwiel­bienia...


...Jam jest Jezus, który kocha dusze z czułością... Oto Serce, które nie przestaje ich wzywać, strzec, troszczyć się o nie...! Oto Serce spragnione miłości, a zwłaszcza miłości dusz wybranych!
Serce moje jest nie tylko przepaścią miłości, Ono jest także przepaścią miłosierdzia! Dlatego znając całą nę­dzę ludzką, od której dusze najbardziej umiłowane nie są wolne, chciałem, aby ich uczynki nawet najmniejsze mogły się, dzięki Mnie, przyoblec w wartość nieskoń­czoną dla dobra tych, którzy potrzebują pomocy i dla zbawienia grzeszników. Nie wszystkie dusze mogą gło­sić kazania ani nawracać dusze pogańskie w dalekich krajach, ale wszystkie, tak wszystkie, mogą rozszerzać znajomość i miłość mego Serca... Wszystkie mogą się wspierać wzajemnie, aby pomnożyć liczbę wybranych, zapobiegając wiecznemu zatraceniu wielu dusz..., a to na skutek mojej miłości i miłosierdzia.
...Moje Serce sięga jeszcze dalej: nie tylko posługuje się ich życiem codziennym i ich najmniejszymi czyna­mi, ale chce zużyć także dla dobra dusz ich nędzę..., ich słabości..., a nawet ich upadki.
Tak miłość przekształca i przebóstwia wszystko, a miłosierdzie wszystko przebacza...
Miłość przeobraża ich najzwyklejsze czynności, nadając im wartość nieskończoną i czyni jeszcze więcej: Serce moje miłuje me dusze wybrane tak czule, że chce wykorzystać także ich nędzę, słabości, a często nawet ich upadki.
Dusza, która widzi swoją nędzę, nie przypisuje sobie nic dobrego i ta nędza właśnie zmusza ją do pewnego rodzaju pokory, której nie miałaby, gdyby widziała w sobie mniej niedoskonałości.
Kiedy więc w pracy lub w wypełnianiu obowiązków apostolskich czuje żywo swą nieudolność..., kiedy do­znaje pewnego rodzaju odrazy w dopomaganiu duszom w dążeniu do doskonałości, której ona sama nie posiada, wtedy zmuszona jest uznać swoją nicość. Jeżeli w tym pokornym uczuciu swej słabości, ucieka się do Mnie, przeprasza Mnie za nieudolność swych wysiłków i błaga moje Serce o męstwo i odwagę, taka dusza nie wie na­wet, jak wzrok mój jej towarzyszy i jaką owocność nadaję jej pracy!
Inne są za mało wspaniałomyślne, aby od czasu do czasu spełniać codzienne ofiary i pracować nad sobą. Życie ich upływa niejako wśród obietnic, które nigdy nie dochodzą do czynu.
Tu trzeba wprowadzić jedno rozróżnienie: jeśli te du­sze wyrabiają w sobie pewne przyzwyczajenia, żeby przyrzekać, a jednocześnie nie zadają najmniejszego gwałtu swej naturze i nie dają żadnych dowodów zapar­cia się siebie i miłości, to powiem im tylko tyle: «Uważajcie, aby ogień nie zapalił tej wszystkiej słomy, którą gromadzicie w swych stodołach i aby wiatr nie zmiótł jej w jednej chwili!»
Inne jednak - i o nich tutaj mówię - zaczynają dzień z całą dobrą wolą i ożywione prawdziwą chęcią okazania Mi swej miłości, przyrzekają zaparcie się siebie i wspaniałomyślność w tej lub innej okoliczności...
Ale kiedy sposobność nadejdzie, czy to wskutek swe­go charakteru, czy z powodu miłości własnej, czy też zdrowia lub czego innego, nie dotrzymują tego, co tak szczerze parę godzin temu przyrzekły. Jednak zaraz po­tem uznają swoją słabość i ze wstydem Mnie przepra­szają, upokarzają się, odnawiają swoje obietnice... O, trzeba wiedzieć dobrze, że takie dusze tak mi się podo­bają, jak gdyby nigdy nie miały sobie nic do zarzuce­nia...
Moje dusze niech nie lękają się Mnie...! Grzesznicy niech nie oddalają się ode Mnie...! Niech uciekają się do mego Serca! Przyjmę ich z najczulszą i najbardziej oj­cowską miłością...
Niech dusze wiedzą, że jestem ich szczęściem i na­grodą...! Niech nie oddalają się ode Mnie! Tak, Ja tak bardzo kocham dusze... Wszystkie dusze! Ale chcę, aby moje dusze wybrane zrozumiały, że miłuję je w sposób szczególny...
...Tyle dusz zapomina o Mnie i tyle innych zajmuje się tysięcznymi błahostkami, a Mnie zostawiają samego całymi dniami...! Wiele innych znów nie słucha mego głosu... A przecież Ja mówię do nich bez przerwy..., ale ich serce jest przywiązane do stworzeń i rzeczy ziem­skich...
Kiedy Mnie wzywasz, nie jestem daleko od ciebie, przeciwnie, bardzo blisko! Kiedy zaś Ja wzywam dusze, wiele z nich nie słucha Mnie..., wiele oddala się ode Mnie...

Biedne dusze...! One nie wiedzą dokąd idą...! Dlaczego się obawiasz? - mówi Jezus zwracając się bezpośrednio do Józefy - czyż nie wiesz, że potęga moja przewyższa moc jego (szatana) i wszystkich twych wro­gów? Szatan z całą swą wściekłością nie może wyrzą­dzić więcej zła ponad to, co dopuszcza moja miłość. Ja bowiem pozwalam na cierpienie moich dusz umiłowa­nych. Jest ono konieczne dla wszystkich, przede wszy­stkim zaś dla moich dusz wybranych...! Oczyszcza je bowiem, a Ja mogę w ten sposób posłużyć się nimi aby wiele dusz wydrzeć piekłu.
Nie lękaj się... Zawierz się memu Sercu, które was strzeże jak źrenicy oka...
Chcę jedynie miłości. Miłości uległej na działanie Te­go, którego miłuje... Miłości bezinteresownej, która szu­ka nie własnej przyjemności lub korzyści, ale Umiłowa­nego... Miłości gorliwej, gorącej, wyniszczającej się, która zwycięża wszelkie przeszkody, stwarzane jej przez egoizm. Oto prawdziwa miłość, która wydziera dusze z przepaści, do której lecą...
Kiedy jakaś dusza modli się za grzesznika z gorącym pragnieniem jego nawrócenia, najczęściej otrzymuje je, choćby to było w ostatniej chwili życia. A zniewaga wy­rządzona przez nią memu Sercu jest wynagrodzona. W każdym razie modlitwa nigdy nie idzie na marne; z jednej strony bowiem pociesza boleść, wyrządzoną Mi przez grzech, z drugiej zaś jej skuteczność i siła pomaga, jeśli nie temu właśnie grzesznikowi, to innym duszom, lepiej usposobionym do zebrania jej owoców.
Są dusze, które w ciągu swego życia i przez wiecz­ność całą są powołane, aby przynieść Mi chwałę za sie­bie i za dusze, które się potępiły... W ten sposób nic nie umniejsza mojej chwały, a jedna dusza sprawiedliwa może wynagrodzić za grzechy wielu innych.
...Nie przestawaj się modlić w sposób następujący: Ojcze Przedwieczny, który z miłości dla dusz wydałeś na śmierć Syna swego Jedynego, błagamy Cię przez Je­go Krew i zasługi oraz przez Serce Jego, zmiłuj się nad całym światem i przebacz wszystkie grzechy, które lu­dzie popełniają. Przyjmij pokorne wynagrodzenie, które ofiarują Ci dusze wybrane - złącz je z zasługami Twego Boskiego Syna, aby ich wszystkie czyny miały wielką skuteczność.
Ojcze Przedwieczny! Zmiłuj się nad duszami i racz pamiętać, że to jeszcze czas miłosierdzia, a nie sprawie­dliwości.
...Mimo tylu zniewag, wyrządzanych przez grzeszni­ków, Serce moje doznaje pociechy; mam bowiem wiele dusz, które Mnie miłują! Tak, bez wątpienia, czuję żywo straty tylu dusz! Ale ta boleść nie dosięga mojej chwały. Zrozum to dobrze, że jedna dusza, która Mnie miłuje, może wynagrodzić zniewagi wielu grzeszników i może ulżyć memu Sercu.
Pokora..., nie polega właściwie na słowach i aktach zewnętrznych, ale tkwi w wierności duszy, która poru­szona przez łaskę, idzie za jej natchnieniami, nie dając się pociągnąć pobudkami miłości własnej. To nie wy­klucza jednak, że dusza taka pomaga sobie aktami ze­wnętrznymi do osiągnięcia prawdziwej i głębokiej po­kory...
...Świat ogarnia szał rozkoszy. Tak wielki jest ogrom popełnianych grzechów, że Serce moje jest pogrążone w goryczy i smutku...
Biedni grzesznicy! Jakżeż są zaślepeni! Ja pragnę im jedynie przebaczać, a oni usiłują Mnie wciąż obra­żać.
To jest moja największa boleść, że tyle dusz się potę­pia i że nie wszystkie przychodzą do Mnie po przebacze­nie mego Serca.
...Z chwilą, gdy dusza upada do moich stóp i blaga o miłosierdzie, zapominam o wszystkich jej grzechach.
...Jak sprawiedliwość ściga zbrodniarzy, tak Ja biegnę na poszukiwanie grzeszników. Sprawiedliwość chce ich karać, a Ja pragnę im przebaczać! Moje dusze są dla mego Serca, tak jak balsam dla ran...

...Jeśli jeszcze upadniesz, Ja cię podniosę...
Kiedy dusza szuka u Mnie siły, nie pozostawiam jej samej, ale podtrzymuję ją, a jeśli słabość weźmie nad nią górę, podnoszę ją.
Teraz prośmy o przebaczenie dla dusz..., i wynagra­dzajmy za zniewagi wyrządzane majestatowi Bożemu. Powtarzaj za Mną - mówi Jezus do siostry Józefy:
 
«Boże Najświętszy i Najsprawiedliwszy...! Ojcze litości i nieskończonej dobroci! Ty, któryś stworzył człowieka z miłości i z miłości uczyniłeś go dziedzicem dóbr wiecznych, jeśli on wskutek słabości obraził Cię i zasłużył na karę, przyjmij zasługi Twego Syna, który Ci się oddaje, jako ofiara wynagradzająca. Przez Jego Bo­skie zasługi przebacz grzesznemu człowiekowi i racz mu wrócić prawa do niebieskiego dziedzictwa. Ojcze mój! Litości i miłosierdzia dla dusz...!
O Boże Najświętszy...! Ojcze nieskończenie miło­sierny! Uwielbiam Cię! Chciałabym Ci wynagrodzić wszystkie zniewagi, których doznajesz od grzeszników na całej kuli ziemskiej, o każdej porze dnia i nocy.
Chciałabym zwłaszcza, o mój Ojcze, wynagrodzić zniewagi i grzechy popełnione w ciągu tej godziny. Ofiaruję Ci wszystkie akty uwielbienia i wynagrodzenia dusz, które Cię miłują. Składam Ci przede wszystkim nieustanną ofiarę Twego Boskiego Syna, wyniszczają­cego się na ołtarzach na całej kuli ziemskiej..., w każdej chwili, w ciągu tej godziny. Ojcze nieskończenie dobry i litościowy! Przyjmij tę Krew najczystszą jako wyna­grodzenie za zniewagi ludzi, zgładź ich grzechy i okaż im miłosierdzie...
Ojcze mój! Zlituj się nad duszami. Nie karz ich tak, jak na to zasługują, ale dla wstawiennictwa Twego Syna okaż im miłosierdzie.
Chciałbym wynagrodzić ich zniewagi i oddać Ci na­leżną chwałę, o Boże nieskończenie święty! Spojrzyj na
Twego Syna, ofiarę wynagradzającą za tak liczne grze­chy...».
Zdaj się na moją opiekę i nie powątpiewaj nigdy w miłość mego Serca. Cóż to szkodzi, że wiatr nieraz je­szcze tobą zachwieje; rdzeń twej miłości ma swe korze­nie w ziemi mego Serca!
Tak, to prawda, że nie potrzebuje nikogo..., ale po­zwól, że prosić cię będę o miłość i że przez ciebie, oblu­bienico mego Serca, objawię się jeszcze raz duszom...
Chcę, aby wszystkie dusze się dowiedziały, do jakie­go stopnia ta miłość ich szuka, pragnie i oczekuje, aby je napełnić szczęściem...
Kiedy ktoś przemawia w pustej przestrzeni, głos jego rozlega się daleko. Podobnie jest z tobą. Jesteś echem mojego Głosu, ale jeśli ja zamilknę, czym zostaniesz Jó­zefo?"

W okresie od 7 października do 6 grudnia 1923 r. Pan Jezus przekazuje siostrze Józefie, przed zakończeniem jej ziemskiej wędrówki, swoje słowa do biskupa Poitiers i uzupełnia Orędzia dla dusz Bogu poświęconych:
„Dlaczego jesteś smutna? - mówi Pan Jezus zwraca­jąc się do siostry Józefy.
Czyż nie wiesz Józefo, że nie pozostawiam cię nigdy samą? Moim jedynym pragnieniem jest objawić duszom MIŁOŚĆ, MIŁOSIERDZIE i PRZEBACZENIE moje­go Serca... Tak, kocham wszystkie dusze, ale szczególne upodobania mam dla tych, które są słabsze i biedniej­sze...!


Szukam miłości u moich dusz i przychodzę, aby im powtórzyć, czego chcę, o co proszę i o co błagam: o miłość i jedynie o miłość! Ty zaś, Józefo, bądź bardzo wierna i uległa: powiem ci wszystko stopniowo, a wkrótce zabiorę cię do szczęścia bez końca! Wtedy lu­dzie zaczną czytać moje słowa i poznają moją miłość!"
„Ale mówiłam Panu Jezusowi - pisze siostra Józefa -w czasie dziękczynienia, że lękam się Jego sądów, kiedy patrzę na moje życie w całej jego nagości i kiedy zdaję sobie sprawę, że jestem tak bliska śmierci."
„Wszystko to prawda - odpowiedział jej Pan Jezus -jeśli patrzysz tylko na swoje czyny. Ale przecież to Ja przedstawię cię niebianom. Tak, Ja przygotowuję ci tu­nikę, w którą przyoblekę cię. Jest ona utkana z drogo­cennego lnu moich zasług i zabarwiona purpurą mojej Krwi. Usta moje wycisną na twej duszy pocałunek po­koju i miłości. Nie lękaj się, nie opuszczę cię, dopóki cię nie zaprowadzę do miejsca wiecznej światłości..."

Kończąc przerwane Orędzie, Pan Jezus dyktuje sio­strze Józefie: „Nie myślcie, że będę wam mówił o czym innym, niż o moim krzyżu. Przezeń ocaliłem świat; przezeń chcę go sprowadzić do prawdy wiary, a przede wszystkim sprowadzić na drogę miłości...
Objawię wam moje pragnienia: świat zbawiłem bo­wiem z wysokości krzyża, to znaczy przez cierpienie. Wiecie, że grzech jest nieskończoną obrazą i wymaga nieskończonego wynagrodzenia... Dlatego proszę, aby­ście ofiarowały swe prace i cierpienia w zjednoczeniu
z nieskończonymi zasługami mego Serca. Wiecie do­brze, że Serce moje do was należy. Bierzcie Je i wyna­gradzajcie przez Nie...
Duszom, które się z wami stykają, wpajajcie miłość i ufność... Zanurzcie je w miłości. Skąpajcie je w ufności, w dobroci i miłosierdziu mego Serca. I przy wszystkich okolicznościach, w których o Mnie mówicie i Mnie dać poznać możecie, mówcie zawsze duszom, by się nie lę­kały Mnie; jestem bowiem Bogiem Miłości.
Trzy rzeczy polecam wam szczególnie:
1. Odbywanie Godziny świętej. Jest to jeden ze spo­sobów ofiarowania Bogu, przez pośrednictwo Jezusa Chrystusa, Jego Syna, wynagrodzenia o wartości nieskończonej.
2.     Odmawianie pięciu Ojcze nasz na uczczenie moich ran, albowiem przez nie świat otrzymał zbawienie.
3.     W końcu stałe zjednoczenie, a raczej codzienne ofiarowanie zasług mojego Serca, w ten bowiem sposób wszystkim swoim czynnościom nadacie wartość nie­skończoną.

Posługiwać się ustawicznie moim życiem, moją Krwią, moim Sercem..., mojemu Sercu zawierzać się bez przerwy i bez lęku: jest to sekret, którego wiele dusz nie zna dostatecznie. Pragnę, abyście przynajmniej wy Go poznały i nim się posługiwały...
Oto te rany - mówi Pan Jezus ukazując swoje rany, z których tryskał strumień światła - które zostały otwar­te na krzyżu, aby zachować świat przed śmiercią wieczną i aby dać mu życie! One to wysługują miłosierdzie i przebaczenie dla tych dusz, które pobudzają gniew Oj­ca. One to będą odtąd udzielały im światła, mocy i mi­łości."
Ukazując swoje zranione Serce, Pan Jezus mówi:
„Ta rana to jakby Boski wulkan, którego ogniem chcę zapalić moje dusze wybrane, a zwłaszcza oblubienice mego Serca. Ta rana do nich należy. Wraz ze wszystki­mi łaskami, które w sobie zawiera, aby mogły je wyle­wać na świat, na tyle dusz, które nie umieją ich szukać, i na te, które nimi gardzą!
Dam im potrzebne światło aby umiały użytkować to bogactwo i nie tylko uczyły Mnie poznawać i kochać, ale żeby wynagradzały za zniewagi, których doznaję od grzeszników. Tak, świat Mnie obraża, ale ocaleje dla dzieła wynagradzania moich dusz wybranych...
Tak, Ja jestem Miłością! Jestem Synem Niepokalanej Dziewicy, Oblubieńcem dziewic, Mocą słabych, Świa­tłością dusz, ich życiem, ich Nagrodą i Celem. Moja krew gładzi ich grzechy, albowiem jestem ich Wynagro­dzeniem i Odkupicielem!
...Dusze, które wykonują moją wolę zawsze i we wszystkim, przynoszą Mi chwałę. I właśnie w tym celu ciebie też wybrałem - zwraca się Pan Jezus do siostry Józefy. Pozwól Mi czynić w sobie, co uważam za stoso­wane dla mojej chwały i dla twego dobra. Zima tego życia przemija..., a Ja jestem twą szczęśliwością!
Pragnę, by miłość moja stała się słońcem, które oświeca, i ciepłem, które ogrzewa dusze. Dlatego pra­gnę, by dano poznać moje słowa. Pragnę, by cały świat dowiedział się, że jestem Bogiem Miłości, Przebaczenia i Miłosierdzia. Pragnę, by cały świat czytał o moim go­rącym pragnieniu przebaczania i zbawiania i o tym, że najnędzniejsi nawet nie potrzebują się lękać..., że naj­bardziej winni nie powinni ode Mnie uciekać... Niech wszyscy przyjdą do Mnie. Jak Ojciec oczekuję ich z otwartymi ramionami, by dać im życie i prawdziwe szczęście.
Na to, by świat mógł poznać moją dobroć potrzebuję apostołów, którzy by mu objawili moje Serce, sami je najpierw poznając..., bo czyż można uczyć tego, czego się samemu nie zna?
Dlatego to będę przez parę dni mówił do moich kapła­nów, moich zakonników i mych zakonnic. I wtedy jasno zobaczą, czego żądam: pragnę stworzyć ligę miłości wśród dusz Mi poświęconych w tym celu, by uczyły i głosiły aż do krańców świata moje MIŁOSIERDZIE i moją MIŁOŚĆ.
Chcę, by w duszach Mi wiernych i wybranych obu­dziły się i wzrosły pragnienia i potrzeba wynagradzania, świat bowiem zgrzeszył... Tak, świat, narody podniecają w tym momencie Boski gniew. Lecz Bóg, który pragnie królować przez miłość, zwraca się do swych dusz wy­branych, zwłaszcza z tego narodu. Prosi je o wynagra­dzanie najpierw w tym celu, by uzyskać przebaczenie, lecz i dlatego, by wyjednać nowe łaski na ten naród, który pierwszy, powtarzam to raz jeszcze, poznał moje Serce i rozpowszechniał nabożeństwo do Niego.
Pragnę, by świat został ocalony..., by w nim zapanował pokój i zgoda. Pragnę królować i będę królował przez wy­nagradzanie moich dusz wybranych i przez nowe poznanie mej dobroci, mego miłosierdzia i mojej miłości.
Słowa moje będą światłem i drogą dla niezliczonych dusz. Wszystkie będą wydrukowane, czytane i przepo­wiadane. Użyczę im szczególnej łaski, by oświecały i przekształcały dusze."
Na obawy siostry Józefy odnośnie zasadzek szatań­skich, Pan Jezus odpowiada:
„Czy myślisz, że mogę was zostawić na pastwę tego okrutnego nieprzyjaciela? Miłuję was i nie pozwolę nig­dy na zmylenie was. Nie lękajcie się, ufajcie Mi, jestem przecież Miłością!"
Po krótkiej przerwie, dnia 4 grudnia 1923 r. Pan Jezus ponownie dyktuje siostrze Józefie swoje wezwanie dla dusz Bogu poświęconych:
„A teraz pragnę zwrócić się do poświęconych Mi dusz w tym celu, by mogły dać Mnie poznać grzeszni­kom i całemu światu.
Wielu spośród nich nie umie jeszcze rozpoznać mo­ich uczuć. Traktuje Mnie jak kogoś żyjącego z dala od nich..., jak kogoś, którego znają i w którym nie pokłada­ją należytej ufności. Pragnę, by ożywiły swoją wiarę i swoją miłość i by żyły w ufności i w zażyłości z Tym, którego kochają i który je kocha.
W rodzinie najstarszy syn zna najlepiej uczucia i taje­mnice swojego ojca... Jemu to ojciec zwierza się całko­wicie, bo dzieci młodsze nie są jeszcze zdolne do tego, by mogły się zajmować poważnymi sprawami i widzieć więcej niż powierzchnię rzeczy. I tak obowiązkiem syna jest przekazać swoim braciom pragnienia i wolę ojca, gdy umrze.
W moim Kościele mam również starszych synów: są to dusze, które wybrałem dla Siebie. Poświęcone przez kapłaństwo albo przez śluby zakonne, żyją najbliżej Mnie, uczestniczą w moich nadzwyczajnych łaskach. Im też zwierzam swoje tajemnice, pragnienia..., i także cierpienia.
Ich to zobowiązuję na mocy ich urzędu do pieczy nad moimi młodszymi dziećmi, a ich braćmi, do nauczania ich, kierowania nimi i przekazywania im moich wska­zań w sposób bezpośredni lub pośredni.
Jeśli dusze wybrane poznają Mnie naprawdę, będą mogły i innym dać Mnie poznać; jeśli Mnie umiłują, przywiodą także innych do mej miłości. Ale czegóż na­uczą innych, jeśli same mało Mnie znają? Otóż pytam: czy można bardzo miłować tego, kogo się dobrze nie zna? Czy można przestawać z prawdziwą zażyłością z tym, od kogo się trzyma z dala, komu się mało ufa...?
Oto co pragnę przypomnieć moim duszom wybra­nym.    Niewątpliwie nie jest to nic nowego,  lecz dusze potrzebują ożywienia swojej wiary, miłości i ufności.


Pragnę, by dusze przestawały ze Mną z większą zaży­łością, by Mnie odszukiwały w swoim wnętrzu, bo prze­cież wiedzą, że dusza w stanie łaski jest mieszkaniem Ducha Św., i tam niech Mnie widzą takim, jakim jestem, to znaczy niech widzą Boga, lecz Boga Miłości. Niech mają więcej miłości niż lęku, niech wierzą w moją mi­łość i niech nigdy w nią nie wątpią. Wiele dusz wie rze­czywiście dobrze, że je wybrałem, ponieważ je ukocha­łem, ale gdy je obarczają ich nędze, a może nawet upad­ki, poddają się smutkowi na myśl, że nie mam dla nich tej samej miłości co dawniej."

Dnia 5 grudnia 1923 r. Pan Jezus poucza dalej swoje dusze wybrane:
„Mówiłem wczoraj, że dusze te nie znają Mnie. Te dusze nie zrozumiały, czym jest moje Serce. Bo właśnie ich nędze i ich upadki skłaniają moją dobroć ku nim. A skoro uznają swoją bezsilność i słabość, skoro upoka­rzają się i z całą ufnością przychodzą do Mnie, oddają Mi więcej chwały, niż przed swym upadkiem.
Tak samo, gdy się modlą za siebie lub za innych: sko­ro wahają się i wątpią we Mnie, wówczas czci Sercu memu nie przynoszą. Uwielbiają Je natomiast, jeśli oczekują z całą pewnością tego, o co Mnie proszą, wie­dząc dobrze, że niczego im odmówić nie mogę, chyba tego, co nie odpowiada dobru ich duszy.
Gdy setnik przyszedł Mnie błagać o uzdrowienie swego sługi, powiedział Mi z wielką pokorą: «Nie je­stem godzien, abyś wszedł pod mój dach». ...Lecz pełen wiary i ufności dodał: «Ale, o Panie, powiedz tylko jed­no słowo, a będzie mój sługa uzdrowiony*. Człowiek ten znał moje Serce. Wiedział, że nie mogę się oprzeć błaganiom duszy, która wszystkiego ode Mnie wycze­kuje... Człowiek ten oddał Mi wielką chwałę, bo z poko­rą złączył mocną i całkowitą ufność. Tak, ten człowiek rozumiał moje Serce. A przecież nie objawiłem mu się tak, jak objawiam się mym duszom wybranym. Przez ufność właśnie otrzymują one niezliczone łaski, nie tyl­ko dla siebie, ale i dla innych. I pragnę, by do głębi to zrozumiały, życzeniem bowiem moim jest, by objawiły przymioty mego Serca biednym duszom, które Mnie nie znają.
Powtarzam jeszcze: to, o czym mówię teraz, nie jest rzeczą nową. Ale podobnie jak płomień potrzebuje pali­wa, aby nie zgasnąć, tak samo dusze potrzebują coraz to nowego bodźca do postępu i ożywienia przez nowe po­dniety.
Wśród dusz Mi poświęconych, mało jest takich, które by miały do Mnie prawdziwe zaufanie. Dzieje się to dla­tego, że mało z nich żyje w zażyłym zjednoczeniu ze Mną. Pragnę, by wiedziano, że miłuję każdą duszę taką, jaką ona jest. Wiem, że wskutek słabości nieraz jeszcze upadną. Wiem, że w wielu okolicznościach nie dotrzy­mają Mi swych obietnic, ale ich zdecydowanie przynosi Mi chwałę, a swym ukorzeniem się po upadku i ufnością we Mnie pokładaną, przynoszą Mi tyle czci, że Serce moje rozlewa na nie potoki łask.


Chcę, by wiedziano, jak bardzo pragnę, by moje du­sze wybrane odżyły i odrodziły się przez życie w zjed­noczeniu i w poufałości ze Mną. Niechże nie zadowalają się tym, że mówią do Mnie wtedy, gdy znajdują się u stóp tabernakulum. Jestem tam obecny, to prawda, ale Ja żyję także w nich samych i podobam sobie w tym, by z nimi jedno stanowić.
Niechże Mi mówią o wszystkim... Niech się Mnie we wszystkim radzą... Niech Mnie o wszystko proszą... Ży­ję w nich, aby być ich życiem. Mieszkam w nich, aby być ich siłą... Tak, powtarzam to, niech nie zapominają, że podobam sobie w tym, by z nimi jedno stanowić... Niech pamiętają, że jestem w nich, i że tam je widzę, słyszę i miłuję. Tam czekam, by odpowiedziały na moją miłość.
Wiele dusz odprawia co rano swoje modły. Ale czy to nie jest raczej czysta formalność, aniżeli pełne miłości spotkanie...? Słuchają lub odprawiają Mszę świętą, przyjmują Mnie w Komunii św., ale opuściwszy święte miejsce, czyż nie pozwalają się zbytnio pochłonąć swo­im sprawom, tak że zaledwie czasem powiedzą Mi ja­kieś słowo...?
W takiej duszy czuję się jak na pustyni. Nic Mi ona nie mówi, o nic Mnie nie prosi... A gdy potrzebuje po­ciechy, często zwraca się o nią do stworzenia, którego musi poszukać, aniżeli do Mnie swego Stwórcy, który jestem w niej i w niej żyję...
Nie jestże to brakiem zjednoczenia, brakiem życia wewnętrznego, albo co na to samo wychodzi, brakiem miłości...?
Pragnę również przypomnieć duszom Mi poświęco­nym, że wybrałem je w szczególny sposób, aby żyjąc ze Mną życiem takiego zjednoczenia, mogły Mnie pocie­szać i wynagradzać za tych, którzy Mnie obrażają.
Pragnę, by pamiętały, że obowiązkiem ich jest poznać do głębi moje Serce, by móc podzielać Jego uczucia i w miarę możności urzeczywistniać Jego pragnienia.
Gdy człowiek uprawia swoje pole, wyrywa zeń za­wzięcie chwasty i nie szczędzi trudu ni zmęczenia, do­póki nie osiągnie celu. Podobnie pragnę i Ja, by moje dusze wybrane, od chwili poznania moich pragnień pra­cowały z gorliwością i z zapałem nad ich spełnieniem, by nie cofały się przed żadnym wysiłkiem i przed żad­nym cierpieniem dla zwiększenia mej chwały i wyna­grodzenia Mi za grzechy świata...
Dusze, które wybrałem, aby żyły w zgromadzeniu mego Serca zaczynają już żyć w niebie. Tylko, że na ziemi cierpią i zasługują, a w niebie będą się radowały bez możności zasługi..."
Tuż przed śmiercią siostry Józefy w grudniu 1923 r., Pan Jezus przekazał następujące Wezwanie do dusz Bo­gu poświęconych:
„Wzywam wszystkich moich kapłanów, moich za­konników, moje zakonnice, do życia w poufałym zjed­noczeniu ze Mną.
Ich obowiązkiem jest poznać moje pragnienia i dzie­lić moje radości i moje smutki. Ich obowiązkiem jest pracować dla moich zadań, nie szczędząc ani trudów, ani cierpień.
Ich obowiązkiem jest wynagradzać przez swoje mo­dlitwy i uczynki pokutne za grzechy tak wielu dusz!
Ich zadaniem jest pogłębiać przede wszystkim zjed­noczenie ze Mną i nie pozostawiać Mnie samego! Nie pozostawiać Mnie samego... O, jakże wielu nie rozumie tego i zapomina, że ich obowiązkiem jest dotrzymywać Mi towarzystwa i pocieszać Mnie.
Ich zadaniem jest wreszcie stworzyć ligę miłości. Wszyscy stanowiąc jedno w mym Sercu, niech wypra­szają dla dusz poznanie prawdy, światło i przebaczenie.
Kiedy zaś dusze moje wybrane, przejęte bólem na wi­dok zniewag, których zewsząd doznaję, ofiarują się, aby wynagradzać i pracować dla mego Dzieła, wówczas niech ufność ich będzie zupełna. Nie będę mógł bowiem oprzeć się błaganiu i odpowiem na nie w sposób naj-przychylniejszy. Niech więc wszystkie dusze przykłada­ją się do głębokiego poznania mego Serca i do wnikania w moje uczucia. Niech usiłują żyć w zjednoczeniu ze Mną, niech do Mnie mówią i niech się zwracają do Mnie po radę.
Czynności swoje niech przyoblekają w moje zasługi i niech pokrywają je moją Krwią. A życie swoje niechaj poświęcą dla zbawienia dusz i dla pomnożenia mojej chwały.
Niech się nie zacieśniają do zajmowania się sobą. Ale niech rozszerzają swoje serce widząc, że są przyodziane
w potęgę mojej Krwi i moich zasług. Działając same, niedużo będą mogły zrobić. Lecz jeśli pracować będą ze Mną, w moim Imieniu i dla mej chwały, będą silne.
Niech dusze Mi poświęcone ożywią swoje pragnienie wynagradzania i niechaj z ufnością proszą o to, by nad światem zajaśniał dzień Boskiego Króla, to znaczy dzień mojego powszechnego Królestwa!
Niech się nie lękają, niech we Mnie pokładają swoje nadzieje i niech Mi wierzą.
Niech je pożera gorliwość i miłosierdzie względem grzeszników...!
Niechaj się odnoszą do nich ze współczuciem. Niech się za nich modlą i ze słodyczą z nimi obchodzą.
Po całym świecie niechaj głoszą moją dobroć, moją miłość i moje miłosierdzie!
Niech w swych pracach apostolskich uzbroją się w modlitwę, w pokutę, a przede wszystkim w ufność, nie w swoje własne wysiłki, ale w moc i dobroć mego Serca, które im towarzyszy...
«W Twoim Imieniu, o Panie, będę pracował i wiem, że stanę się silny». Taka była modlitwa moich aposto­łów, ludzi biednych i niewykształconych, ale bogatych i mądrych w bogactwa i mądrość Bożą...
Od poświęconych Mi dusz żądam trzech rzeczy:
Wynagradzania, to znaczy życia w zjednoczeniu z Boskim Wynagrodzicielem; pracować dla Niego, z Nim, w Nim, w duchu wynagrodzenia, w ścisłej łączno­ści z Jego uczuciami i pragnieniami!
Miłości, to znaczy zażyłości z tym, który jest samą Miłością i który zniża się do poziomu swych stworzeń, prosząc, by Go nie pozostawiały samego i by Go darzyły swą miłością.
Ufności, to znaczy bezpiecznego oparcia się na Tym, który jest Dobrocią i Miłosierdziem... Na Tym, z którym żyję dzień i noc..., który mnie zna i którego ja znam... Który mnie kocha i którego j a kocham... Na tym, który wzywa swoje dusze wybrane w sposób szczegól­ny, by żyjąc z Nim i znając Jego Serce, wszystkiego oczekiwały od Niego."


Wezwanie do miłości cz. 3: http://wezwanie.blogspot.com/2011/06/wezwanie-do-miosci-iii-tajemnice-meki.html