28 marca 1923 r. Jezus mówił do siostry Józefy: ..Oto zbliżamy się na Kalwarię. Tłum zaczyna szaleć, a Ja z trudnością tylko posuwam się naprzód... I wkrótce, wyczerpany zmęczeniem, upadam po raz trzeci.
Mój pierwszy upadek otrzyma silę dla nawrócenia się grzeszników zatwardziałych w ziem. Drugi, zachęci dusze słabe, opanowane przez smutek i niepokój, do podniesienia się i postępowania z nowym zapałem drogą cnoty... Trzeci, pomoże duszom wzbudzić żal w godzinę śmierci.
Przybyliśmy do kresu drogi. Popatrz, z jaką zażarto-ścią ci nieczuli ludzie Mnie otaczają... Jedni chwytają krzyż i kładą go na ziemi... Drudzy zdzierają Mi szaty..., otwierają się moje rany... i znowu płynie krew...
Pomyślcie, dusze umiłowane, jaki wstyd ogarnął Mnie, gdy stanąłem tak na oczach ttumu. Jakiż ból dla mego ciała i jakież zawstydzenie dla mojej duszy...!
Tunikę, w którą Matka moja z taką pieczołowitością i delikatnością przyodziała Mnie w pierwszych latach mego życia i która razem ze Mną rosła, zdzierają teraz ze Mnie żołnierze, rzucają o nią los...! Podzielajcie boleść mojej świętej Matki, która patrzy na tę straszną scenę... Popatrzcie jak pragnęłaby dostać tę tunikę, nasiąkniętą i zabarwioną moją krwią...!
Wybiła godzina! Kaci rozciągają Mnie na krzyżu. Chwytają moje ręce i naciągają je tak, aby dłonie dosięgły otworów przedtem już wydrążonych w drzewie. Za każdym wstrząsem głowa moja chwieje się na wszyskie strony... Ciernie korony wgłębiają się w głowę... Słuchajcie pierwszego uderzenia młota, który przebija moją prawą rękę! Dźwięk jego rozlega się aż w głębinach ziemi...! Słuchajcie znowu: oto przykuwają moją rękę lewą... Na ten widok drżą niebiosa, kajają się aniołowie...
Ja zaś zachowuję głębokie milczenie i ani jedna skarga nie wyrywa Mi się z ust.
Po przebiciu moich rąk, w okrutny sposób naciągają moje nogi: otwierają się rany... Rwą się nerwy... Kości wychodzą ze stawów... Straszny ból... I oto stopy moje przebite i znowu krew zrasza ziemię!
Popatrzcie przez chwilę na te rozdarte i skrwawione ręce i nogi... Na ciało pokryte ranami... Na głowę przeszytą ostrymi cierniami, pokrytą kurzem, potem i krwią zlaną... Podziwiajcie milczenie, cierpliwość i uległość, z jaką przyjmuję to straszne cierpienie.
Któż jest Ten, co tak cierpi, jako ofiara za te niezliczone niegodziwości...? To jest Jezus Chrystus, Syn Boży...! Ten, który stworzył niebo i ziemię i wszystko, co istnieje... Ten. który daje wzrost roślinom i życie wszy-sikim istotom... Ten, który stworzy! człowieka i którego nieskończona potęga utrzymuje przy życiu cały wszechświat... Oto On jest tutaj rozciągnięty, nieruchomy, wzgardzony i ogołocony ze wszystkiego!
Wkrótce jednak mnóstwo dusz przyjdzie do Niego, aby Go naśladować i pójść za Nim... Porzucą one wszystko: majątek, dobrobyt, zaszczyty, rodzinę, ojczyznę byle tylko przynieść Mu chwałę i dowieść miłości, która Mu się należy.
A teraz natężcie swą uwagę, aniołowie Pańscy i wy dusze umiłowane! Oto żołnierze przewracają krzyż, aby umocnić z drugiej strony końce gwoździ, by ich ciężar mego ciała nie wyrwał... To święte ciało daje ziemi pocałunek pokoju...! W lej chwili szczyt Kalwarii staje się świadkiem przedziwnego widoku... Na modlitwę mojej Matki, która w swej bezsilności błaga Ojca Niebieskiego o miłosierdzie, zstępują zastępy aniołów... Podtrzymują one moje godne uwielbienia ciało, aby nie musnęło ziemi i nie zostało zgniecione pod ciężarem krzyża!
I podczas gdy uderzenia młota rozbrzmiewają od krańca do krańca przestrzeni, drży świat, w niebie nastaje głęboka cisza, a wszystkie duchy anielskie kajają się w adoracji. Oto Bóg został przybity do krzyża!
Zatrzymaj się, Józefo! Przypatrz się twemu Boskiemu Oblubieńcowi, rozpiętemu na krzyżu! Jest On bez ruchu.... bez szat..., bez czci i wolności... Wszystko Mu wydarto...! Nikt nie ma nad Nim litości, nikt nie współczuje Jego cierpieniu! Do katuszy, które już cierpi, dodają wciąż nowe szyderstwa, zniewagi i cierpienia.
Jeśli kochasz Mnie naprawdę, czyż nie uczynisz wszystkiego, aby się do Mnie upodobnić...? Czyż poskąpisz czegoś, aby Mnie pocieszyć...? Czy odmówisz czegokolwiek mojej miłości...?
...Spojrzyj na moje Serce! Nie może Ono powstrzymać pragnienia, które Je trawi, aby się oddać, wydać przebywać razem z duszami! Ach, jakże czekam, aby otworzyły Mi swoje serce, aby Mnie w nim zamknęły i aby ten ogień, który pożera moje Serce, wzmocnił je i rozpłomienił. Pozwól Mi wejść w ciebie, pracować w tobie, przetrawić cię i wyniszczyć tak. żeby to już nie iwoja, ale moja wola działała w tobie.
Popatrz na moje Serce, drży z radości na widok tych wszystkich dusz, które Mnie przyjmą jutro, które dadzą się owładnąć działaniu Bożemu i które będą pociechą dla mojego Serca...
...Będę im Ojcem, jeśli chcą we Mnie mieć Ojca... Ich Oblubieńcem, jeśli Mnie pragną za Oblubieńca... Stanę się ich mocą, jeśli potrzebują wzmocnienia, a jeśli pragną Mnie pocieszyć, będą mogli Mnie pocieszyć... Jedynym moim pragnieniem jest oddać się i napełnić je łaskami, które moje Serce im przygotowuje, a których nie może w sobie pomieścić...! A czym będą dla ciebie (Józefo)...?
Miłość daje się swoim na pożywienie, a pożywienie to jest substancją, która ich podtrzymuje i udziela im życia.
Miłość uniża się przed swoimi... i w ten sposób podnosi ich do najwyższej godności.
Miłość oddaje się cała z rozrzutnością i bez zastrzeżeń. Poświęca się, wyniszcza. Tym, których kocha, oddaje się z gorącym i żywiołowym uczuciem... Ach, jakim szaleństwem miłości jest Eucharystia...! I miłość właśnie prowadzi Mnie na śmierć!
.. .Czy wiesz, jak wielką pociechą dla duszy cierpiącej jest mieć kogoś, kto z nią współczuje? Ty, która znasz czułość mego Serca, możesz zmierzyć głębię mej boleści, doznawanej wśród zniewag od moich wrogów i wśród opuszczenia przez moich uczniów!"
30-31 marca, w Wielki Piątek Pan Jezus mówi do siostry Józefy:
„...Oto godzina odkupienia świata! Podniosą Mnie teraz z ziemi i wystawią na widowisko i na pośmiewisko tłumu.... ale równocześnie jako przedmiot podziwu dla dusz...! Świat odzyskał pokój...! Ten krzyż, który dotąd był narzędziem męki, na którym umierali zbrodniarze, staje się światłością świata i przedmiotem najgłębszej czci!
W moich świętych ranach czerpać będą grzesznicy przebaczenie i życie... Moja krew obmyje i zmazę wszystkie ich plamy...
W moich świętych ranach dusze czyste odnajdą ukojenie i rozpłomienia się miłością... Schronią się tam i założą na zawsze swe mieszkanie...
Świat znalazł Zbawiciela, a dusze wybrane wzór do naśladowania... Ciebie zaś, Józefo ręce te będą podtrzymywały... Nogi zaś pójdą za tobą. nigdy nie zostawiając cię samą!
Napisz o wszystkim, co widzisz."
Otrzymaną wizję Zbawiciela na krzyżu siostra Józefa opisała następująco:
...Był przybity do krzyża. Korona opasywała Jego głowę, wielkie ciernie wpijały się w nią głęboko. Jeden z nich dłuższy przebijał górną część czoła i wychodził koło lewego oka. które było całkiem nabrzmiałe. Jego oblicze, pokryte krwią i potem, było pochylone naprzód, nieco ku lewej stronie. Oczy, chociaż bardzo spuchnięte i zalane krwią, były jeszcze otwarte i patrzyły na ziemię. Na całym poranionym ciele widać było ślady uderzeń, które w niektórych miejscach powyrywały kawałki ciała i skóry. Krew spływała z głowy i z innych ran. Wargi były fioletowe, a usta lekko skrzywione, kiedy jednak widziałam Go po raz ostatni, to znaczy około wpół do trzeciej, to przybrał już wygląd normalny. Ten widok wzbudza takie współczucie, że niemożliwe jest patrzeć wtedy na Jezusa bez bólu. który by nie przeszył duszy... Z największą udręką myślałam o tym. że nie ma On nawet możności, aby podnieść rękę do twarzy! Widok Jezusa, w ten sposób przybitego do krzyża rękami i nogami, da mi siłę do opuszczenia wszystkiego i poddania się Jego woli nawet w tym, co mnie kosztuje najwięcej.
Zauważyłam także, kiedy Go widziałam na krzyżu, że wyrwano Mu brodę, która zwykle dodaje wiele majestatu Jego twarzy. Włosy, także piękne i dodające tyle wdzięku Jego wyglądowi, były splątane, zlepione krwią i opadały na Jego twarz...".
Około wpół do trzeciej - jak pisze dalej siostra Józefa - Pan Jezus przemówił przerywanym głosem:
„«...Ojcze mój odpuść im, ponieważ nie wiedzą, co czynią».
Nie! Oni nie poznali Tego. który jest ich życiem. Wylali Nań całą wściekłość swej nieprawości! Ale błagam Cię, o mój Ojcze, zlej na nich całą pełnię swego miłosierdzia!
«Dziś ze Mną będziesz w raju...». ponieważ wiara w miłosierdzie twego Zbawiciela zmazała wszystkie twe zbrodnie, dlatego zaprowadzi cię ona do żywota wiecznego!
«Niewiasto, oto SynTwój!»
O Matko moja! Oto moi bracia... Strzeż ich... Miłuj ich... Już nie jesteście więcej sami, wy wszyscy, za których oddałem swe życie! Macie teraz Matkę, do której możecie się uciekać we wszystkich swoich potrzebach."
„Ujrzałam koło krzyża Matkę Najświętszą - pisze siostra Józefa - stojącą i patrzącą na Jezusa. Miała na sobie tunikę fioletową i welon tego samego koloru. Powiedziała Ona głosem bolesnym, ale mocnym: «Patrz, moja córko, do czego dprowadziła Go Jego miłość dla dusz! Ten. którego widzisz w tym nędznym i smutnym stanie, to mój Boski Syn: Miłość prowadzi Go na śmierć...! To miłość przynagla Go. aby ludzi złączyć węzłami bratnimi, wszystkim dając swą własną Matkę". Potem Jezus mówił dalej:
«Boże mój, czemuś Mnie opuścił?»
Tak, dusza ma odtąd prawo powiedzieć do swego Boga: «Dlaczegoś mnie opuścił?» Po dopełnieniu bowiem Dzieła Odkupienia, człowiek stał się synem Bożym, bratem Jezusa Chrystusa, dziedzicem życia wiecznego.
«Pragnę».
Ojcze mój! Pragnę Twej chwały i oto nadeszła godzina...! Odtąd wobec urzeczywistnienia moich słów pozna świat, że Ty Mnie posłałeś i że we Mnie znajdziesz swoje uwielbienie!
Pragnę dusz i, aby zaspokoić to pragnienie, wylałem nawet ostatnią kroplę krwi...! Dlatego mogę powiedzieć:
"Wykonało się».
Teraz dopełnia się wielka tajemnica miłości, w której Bóg wydał na śmierć swego własnego Syna, byle tylko życie przywrócić człowiekowi. Przyszedłem na świat, aby spełnić Twą wolę: i oto wykonałem ją. Ojcze mój!
« W ręce Twoje oddaję duszę moją i Tobie powierzam ducha mego.» Dusze, które spełniły moją wolę, będą mogły podobnie powiedzieć: «Wykonało się...! Panie mój Boże. przyjmij moją duszę, w Twe ręce Ci ją oddaję."
Józefo, napisz, co usłyszałaś. Chcę bowiem, by dusze dowiedziały się o tym, co jest zapisane, by w ten sposób la. która pragnie, została orzeźwiona, a ta. która łaknie -nasycona."
Następnie, w nocy, poprzedzającej Dzień Zmartwychwstania, ukazuje się siostrze Józefie Matka Boża jaśniejąca pięknością i mówi:
...Córko moja. Syn mój. a twój Boski Oblubieniec już nie cierpi! Chwalebnie zmartwychwstał... Jego rany staną się odtąd źródłem, w którym dusze będą czerpały niezliczone łaski, i przybytkiem, gdzie najnędzniejsi nawet znajdą swe schronienie...".
28 maja 1923 roku siostra Józefa pisze:
„Po Komunii św. zdawało mi się, że niebo jest w mojej duszy...! Ukazał mi się nagle Pan Jezus, taki piękny...! Serce Jego jaśniało jak słońce, a nad Nim był krzyż ognisty... Powiedział do mnie:
«Dusza, która spożywa moje Ciało, posiada Boga, sprawcę życia... i życia wiecznego... Dlatego jest ona moim niebem... W piękności nic jej nie dorównuje. Podziwiają ją aniołowie, ponieważ jest w niej Bóg, uniżają się przed nią i wielbią... O, gdyby dusze znały swoją wartość...! Twoja dusza jest moim niebem i za każdym razem, kiedy przyjmujesz Mnie w Eucharystii, wzrasta w niej łaska moja i zwiększa się jej wartość i piękność...
...Twoje grzechy...? Zmazuję je...! Twoją nędza...? Palę ją...! Twoja słabość...? Podtrzymuję ją...! Trwajmy w zjednoczeniu."
Wezwanie do miłości cz. 11: http://wezwanie.blogspot.com/2011/06/wezwanie-do-miosci-iv-pouczenia-przed.html
Wezwanie do miłości cz. 11: http://wezwanie.blogspot.com/2011/06/wezwanie-do-miosci-iv-pouczenia-przed.html