8/ Wezwanie do miłości: 6. Na drodze kalwaryjskiej

26 rnarca 1923 roku w Wielki Poniedziałek Pan Jezus zwraca się do siostry Józefy:
„W poczuciu swej nicości pocałuj ziemię. Uwielbiaj potęgę i majestat twego Boga. Ale nie zapominaj, że chociaż jest On nieskończenie sprawiedliwy i potężny, to przecież jest także nieskończenie miłosierny.
A teraz mówmy dalej, Józefo. Postępuj ze Mną drogą kalwaryjską, na której dźwigam krzyż.
Podczas gdy wieczna zguba Judasza pogrążyła moje Serce w przepaści smutku, kaci, nieczuli na mój ból, zło­żyli na moich umęczonych ramionach twardy i ciężki krzyż, na którym miała się dopełnić tajemnica Odkupie­nia świata. Aniołowie w niebie! Spojrzyjcie na tego Bo­ga, przed którym pochylacie się w ustawicznym uwiel­bieniu... patrzcie jak Stworzyciel całej cudownej natury wstępuje na Kalwarię, obarczony świętym i błogosła­wionym drzewem krzyża, na którym odda swe ostatnie technienie!
Wy zaś, dusze, które chcecie Mnie wiernie naślado­wać przypatrzcie się, jak ciało moje. wyczerpane tylu katuszami, posuwa się resztkami sil, krwią i potem zla­ne. Cierpi ono. a nikt nie współczuje jego boleści! Pro­wadzi Mnie tłum... Żołnierze otaczają Mnie jak wilki. żądne pożarcia swej zdobyczy, i nikt nie ma litości nade Mną!
Wyczerpanie moje jest tak wielkie, a krzyż tak ciężki. że osłabiony upadam w połowie drogi... Patrzcie teraz na tych ludzi, pozbawionych wszelkich uczuć ludzkich, jak brutalnie Mnie podnoszą: jeden ciągnie Mnie za ra­mię, drugi za ubranie, przylepione do ran.... ten Mnie ściska za gardło..., tamten chwyta za włosy..., inni kopią i okładają razami pięści.... krzyż spada na Mnie, przy­gniatając Mnie swym ciężarem. Kamienie przydrożne ranią Mi twarz... Piasek i pył z krwią zmieszany zasłania Mi oczy, przylega do oblicza: Stałem się istotą najbar­dziej wzgardzoną na świecie!"
Trudno tu uzupełnić Chrystusowy opis męki. z które­go jasno wynika, że znani z okrucieństwa żołnierze cu­dzoziemscy nie oszczędzali Jezusa traktując Go jak przestępcę. Pomagali i podniecali ich rodacy Chrystusa, którzy odrącali dobro w osobie Jezusa Syna Bożego. a wybrali zło w osobie złoczyńcy Barabasza.
Na pewno zaślepiła ich i wspomagała złość szatana, który chciał jeszcze przeszkodzić dziełu Zbawienia li­cząc, że Jezus wycofa się w końcu pod ciężarem okru­cieństw tak strasznej męki naszych grzechów.
„Idźcie jeszcze ze Mną - zachęca i mówi dalej Jezus - o kilka kroków dalej spotkacie moją Najświętszą Matkę. Z sercem przenikniętym boleścią idzie naprzeciwko Mnie z dwóch powodów: najpierw, aby na widok swego Boga nabrać siły do cierpienia..., potem, aby przez swą heroiczną postawę dodać swemu Synowi odwagi do do­kończenia dzieła Odkupienia.
Pomyślcie o męczeństwie tych dwóch serc: Moja Matka miłuje przecież swego Syna nade wszystko... i nie tylko nie może Mu służyć, ale przeciwnie wie, jak bardzo Jej obecność powiększa rnoje cierpienia.
Ja znowu na świecie najwięcej miłuję Matkę moją! I nie tylko, że nie mogę Jej pocieszyć, ale żałosny stan. w którym Mnie widzi, sprawia Jej ból. podobny do mo­jego, ponieważ śmierć, którą Ja cierpię w moim ciele. Matka moja nosi w swoim Sercu.
Ach, Jej oczy nie mogą oderwać się ode Mnie, a moje, zaprószone i zakrwawione, zatrzymują się na Niej! Nie pada ani jedno słowo, ale ile mówią sobie nasze Serca przy tym bolesnym spotkaniu!
Wszystkie katusze mojej męki znała z objawienia Bo­żego. Kilku moich uczniów, chociaż z dala, z obawy przed Żydami, usiłowało się też dowiedzieć o tym, co się działo, aby Jej to donieść... Skoro tylko dowiedziała się, że wyrok śmierci został wydany, wyszła na moje spotkanie i nie opuściła Mnie już aż do chwili złożenia Mnie w grobie.
Tymczasem orszak posuwa się drogą kalwaryjską...
Ci niegodziwi ludzie, obawiając się. abym nie umarł na drodze, powodowani swą przewrotnością, a nie współczuciem, umawiają się między sobą. aby poszukać dla Mnie kogoś do pomocy przy dźwiganiu krzyża. Wte­dy to wynajmują za marną opłatą pewnego człowieka z okolicy, imieniem Szymon...
...Pozwól swemu sercu pogrążyć się w uczuciach po­kory, gorliwości, uległości, w jakich unicestwiło się mo­je Serce wśród zniewag, których stałem się ofiarą pod­czas mojej męki. Pragnąłem bowiem przynieść jedynie chwałę memu Ojcu, oddać Mu cześć, której grzech Go pozbawił i wynagrodzić zniewagi, wyrządzone przez lu­dzi. Dlatego pogrążyłem się w uczuciach głębokiej po­kory, z gotowością spełnienia wszystkich Jego życzeń i pałając gorliwością o Jego chwałę i miłością względem Jego woli. przyjąłem cierpienie z najzupełniejszym pod­daniem.
Boże mój i Ojcze! Niech moje bolesne osamotnienie przyniesie Ci chwałę. Niech ułagodzi Cię moja cierpli­wość i uległość! Nie wywieraj swego słusznego gniewu na duszach! Ale spojrzyj na Twego Syna... Patrz na Jego ręce. przez katów w łańcuchy zakute. W imię przedziw­nej cierpliwości, z jaką zniósł tyle katuszy, przebacz du­szom, podtrzymuj je, nie pozwól im upaść pod ciężarem słabości. Bądź przy nich w godzinach «Więzienia» i daj im siłę do zniesienia trudów i nędzy życiowej z zupeł­nym poddaniem się Twojej świętej i czcigodnej woli...
Kiedy dusze nie mają możności, tak jakby nieraz pra­gnęły, aby pozostawać przez długie godziny w mojej obecności, ponieważ muszą wypoczywać, czy też zajmować się pracą, która je absorbuje, wtedy nic nie prze­szkadza w zawarciu ze Mną umowy, prawdziwego po­mysłu miłości, gdzie miłość więcej zaznacza się, niż to nieraz zdolny jest uczynić zapał w swobodnie i spokoj­nie odbywanych ćwiczeniach pobożności.
A więc idź na spoczynek, tak jak ci każe obowiązek, ale przedtem poleć władzom twej duszy, aby Mi odda­wały w ciągu nocy hołdy twojej miłości. Daj upust naj­czulszym uczuciom swego serca, aby w ciągu snu zmy­słów, nie przestawały lgnąć do jedynego przedmiotu twej miłości.
Wystarczy jedna chwila, aby Mi powiedzieć: «Panie. idę spać, albo: idę do pracy, ale dusza moja zostaje z Tobą. Tylko zajęcia jej ustaną tej nocy, albo też zajmie się ona pracą, ale wszystkie władze moje zostaną pod Twym wpływem i serce moje zachowa dla Ciebie uczu­cia nieprzerwanej i najserdeczniejszej miłości...»."

Wezwanie do miłości cz. 9: http://wezwanie.blogspot.com/2011/06/wezwanie-do-miosci-7-szymon-cyrenejczyk.html