„Przypatrz Mi się w ciemnym więzieniu, gdzie spędziłem większą część nocy. Tu właśnie żołnierze, słowami i czynami zaczęli Mnie lżyć, drwić ze Mnie, znieważać Mnie, uderzać Mnie po głowie i po całym ciele...
Aż wreszcie wyczerpani, zostawili Mnie samego, związawszy w tym ciemnym i wilgotnym miejscu. Do siedzenia dali Mi kamień, z którego szedł chłód przenikający moje zbolałe ciało.
Porównajmy tę ciemnicę z tabernakulum..., a zwłaszcza z sercami tych, którzy Mnie przyjmują:
W ciemnicy spędziłem tylko część nocy, a w tabernakulum ileż dni i nocy?
W ciemnicy byłem lżony i dręczony przez wrogich Mi żołnierzy. W tabernakulum... ile razy doznaję tego od dusz, które Mnie nazywają swoim Ojcem..., ale jak mało okazują się wobec Mnie jako me dzieci!
W ciemnicy cierpiałem chłód i bezsenność, głód i pragnienie, ból i wstyd, samotność i opuszczenie! I widziałem w ciągu wieków tyle tabernakulum, w których Mi zabraknie schronienia miłości... Tyle serc lodowatych, które będą dla mojego ciała, poranionego i zziębniętego, jak więzienne kamienie...!
Ileż dni będę musiał czekać, aby ta czy inna dusza przyszła do Mnie odwiedzić ukrytego w tabernakulum i przyjąć Mnie do swego serca!
Przez ile nocy będę pragnął jej przyjścia...! A ona da się pochłonąć swym zajęciom..., opanować niedbalstwu..., albo przejąć się zbytnio obawą o swe zdrowie... i nie przyjdzie!
Duszo ukochana, oczekiwałem cię, by ugasić swe pragnienie i pocieszyć się w smutku, a ty nie przyszłaś!
Ileż razy znowu będę odczuwał głód dusz..., ich wierności..., ich ofiarności... Czy będą one umiały zaspokoić ten przejmujący głód przez małe zwycięstwo nad sobą, przez drobne umartwienie...? Czy potrafią Mi ulżyć w smutku przez swą czułość i współczucie...? A gdy przyjdzie chwila bolesna dla natury..., kiedy będą musiały znieść cierpienie..., zapomnienie..., wzgardę..., przeciwności..., zmartwienia duchowe czy rodzinne..., czy potrafią wtedy powiedzieć Mi z głębi duszy: «Niechaj to będzie dla złagodzenia Twego smutku, dla do trzymania Ci towarzystwa w samotności...!» Ach, gdyby one umiały tak jednoczyć się ze Mną, jakże spokojnie zwyciężałyby wszystkie przeciwności... Jakże wzmocniona wychodziłaby wtedy dusza ich z tych trudności, ile pociechy i ulgi przyniosłoby to memu Sercu! W więzieniu ogarniało Mnie uczucie wstydu, że tyle nieprzyzwoitych słów miotano przeciwko Mnie..., a ta boleść wzrastała jeszcze na myśl, że podobne słowa padną kiedyś z ust bardzo umiłowanych...! A gdy ręce skalane okładały moje ciało razami i policzkami, wtedy widziałem uderzenia i policzki dusz, które Mnie przyjmować miały bez uczucia delikatności, godząc we Mnie jak strzałami, swymi grzechami dobrowolnymi i nałogowymi...!Wezwanie do miłości cz. 7: http://wezwanie.blogspot.com/2011/06/wezwanie-do-miosci-5-od-cierniem.html
Wreszcie, gdy w ciemnicy popychali Mnie i związanego oraz bezsilnego przewrócili na ziemię..., ujrzałem wtedy tyle dusz, które kiedyś miały wyżej cenić ode Mnie swoje własne zadowolenie, które miały wiązać Mnie przez swoje niewdzięczności, które Mnie odpychać miały i odnawiać mój bolesny upadek, przedłużając moją samotność.
Dusze wybrane, zbliżcie się do swego Oblubieńca w ciemnicy; oglądajcie Go w czasie tej bolesnej nocy... i pomyślcie, że ta boleść przedłuża się w tylu opuszczonych tabernakulach i w oziębłości tylu dusz!
Czy chcecie dać Mi dowód swej miłości...? A więc dajcie Mi swoje serca, abym z nich mógł uczynić swoje więzienie...
Przywiążcie Mnie do siebie łańcuchem swej miłości...
Okryjcie Mnie swą delikatnością...
Zaspokójcie mój głód swoją wspaniałomyślnością...
Napójcie Mnie swoim zapałem...
Pocieszajcie Mnie w smutku przez swą wierną obecność...
Usuńcie mój bolesny wstyd przez swoją czystość i prawość intencji...!
Jeśli chcecie, bym w was odpoczął, przygotujcie Mi posłanie z aktów umartwienia... Opanujcie swoją wyobraźnię i uciszcie zgiełk namiętności... Wtedy w ciszy waszej duszy zasnę spokojnie. A wy usłyszycie mój głos, mówiący wam ze słodyczą: «Oblubienico moja! Dla Mnie jesteś dzisiaj miejscem wypoczynku. Ja stanę się nim dla ciebie przez wieczność całą... W więzieniu swego serca strzegłaś Mnie z taką czujnością i miłością, że nagroda moja nie będzie miała granic... i nigdy nie pożałujesz tego, co w ciągu swego życia poświęcisz dla Mnie...».
Po dłuższej części nocy, spędzonej w więzieniu wilgotnym, ciemnym i brudnym..., po zniewagach i katuszach zadawanych Mi przez żołnierzy..., po obelgach i szyderstwach służby, wyczekującej co się ze Mną stanie..., kiedy już ciało moje było wyczerpane cierpieniami..., to słuchaj, Józefo, jakie pragnienia paliły moje Serce: Oto spala Mnie miłość. A myśl, że tyle dusz pociągnę później w moje ślady, wzmagała we Mnie chęć nowego cierpienia.
Widziałem je, wierne naśladowczynie mego Serca, jak uczą się od Niego nie tylko cichości, cierpliwości, spokojnego przyjmowania cierpień i wzgardy, ale nawet miłości wobec swoich prześladowców.
Widziałem je, jak z miłości dla Mnie posuną się aż do poświęcenia się za nich, tak jak Ja poświęciłem się za zbawienie tych, którzy w okrutny sposób się ze Mną obeszli... Widziałem, jak wsparte moją łaską, odpowiedzą na Boże wezwanie, wchodząc na drogę życia doskonałego, jak zamkną się w samotności, jak same skrępują się więzami miłości, jak wyrzekną się wszystkiego, co godziwie umiłowały i jak mężnie znosić będą bunt swej własnej natury, jak pozwolą się sądzić, zniesławiać, gardzić sobą i uważać swe życie za szaleństwo... i jak mimo tego wszystkiego serce ich pozostanie w poufałym zjednoczeniu ze swym Panem i Bogiem...
Podobnie i Mnie trawiło pragnienie spełnienia Woli Ojca, mimo doznawanych zniewag i bezecnych katuszy. A Serce moje ściśle z Nim zjednoczone w czasie tych godzin samotności i cierpienia, ofiarowało się na przywróceniu Mu chwały.
Tak i wy, dusze zakonne, przebywające w więzieniu, wybranym z miłości, w oczach ludzi nieraz uchodzący za niepotrzebnych a nawet szkodliwych, nie lękajcie się; w tej samotności i w tych bolesnych godzinach pozwólcie, że świat przeciwko wam powstanie... Niech wasze serce zjednoczy się z Bogiem, jedynym przedmiotem waszej miłości i przywracajcie Mu chwałę znieważaną tyloma grzechami!
O świcie następnego dnia Kajfasz rozkazał zaprowadzić Mnie do Piłata, aby ten wydał na Mnie wyrok śmierci!
Piłat badał Mnie dokładnie w nadziei, że wyszuka słuszny motyw do skazania Mnie. Kiedy jednak nic takiego nie znalazł, uczuł wyrzuty sumienia na myśl o niesprawiedliwości, którą by popełnił. Dlatego też chcąc się Mnie pozbyć, rozkazał odesłać Mnie do Heroda.
Piłat należy do tego rodzaju dusz, które wybierając między poruszeniami łaski a swymi namiętnościami, dają się owładnąć względem ludzkim i zbytniej miłości własnej. Kiedy zaś staną wobec pokusy lub niebezpiecznej okazji zaślepiają się same i powoli przez fałszywe rozumowanie, nabierają przeświadczenia, że nie ma powodu lękać się zła, ani żadnego niebezpieczeństwa..., że są na tyle mądre, iż same mogą osądzać sprawy i nie potrzebują niczyjej rady... Boją się w oczach świata narazić na śmieszność... Brak im energii, aby się zwyciężyć i odrzucając łaskę wpadają z jednej okazji w drugą, aż śladem Piłata dochodzą do aktu wydania Mnie Herodowi!
U duszy zakonnej nie chodzi tutaj o okazję do grzechu ciężkiego. Ale, aby się oprzeć pokusie, trzeba by przyjąć upokorzenie, znieść przeciwności... Zamiast pójść za poruszeniem woli i odkryć lojalnie swą pokusę, dusza taka zadowala się własnym osądem i wmawia w siebie, że nie ma żadnego powodu, by porzucić swoje niebezpieczeństwa grzechu, lub odmówić sobie tej przyjemności. I tak popadnie ona wkrótce w gorsze nieszczęście... Jak Piłat zaślepi siebie i nie zdobędzie się już na odwagę, by postępować prostolinijnie i prędzej czy później wyda Mnie Herodowi!
Na wszystkie pytania Piłata nic nie odpowiadałem, skoro jednak zapytał Mnie: «Czy Ty jesteś Królem Żydowskim?», wtedy z powagą i z pełnym poczuciem mojej odpowiedzialności odrzekłem: «Tyś powiedział, Ja jestem królem! Ale królestwo moje nie jest z tego świata!».
W ten sposób każdy stanowczo i wspaniałomyślnie powinien odpowiedzieć, kiedy nadarza się mu sposobność przezwyciężenia względów ludzkich, przyjęcia cierpienia lub upokorzenia, których, inaczej postępując, łatwo mógłby uniknąć: «Nie, królestwo moje nie jest z tego świata!» Dlatego nie szukam względów u ludzi. Zdążam do mojej prawdziwej ojczyzny, gdzie czeka mnie nagroda i szczęście. Tu na ziemi spełniam wiernie swój obowiązek i nie dbam o opinię świata. Nie cofnę się nawet, tłumiąc krzyż natury. Jeśli sama tego dokonać nie będę mogła, poszukam pomocy i rady; wiem bowiem, jak miłość własna i namiętność zaślepia często duszę, aby poprowadzić ją na złe drogi!
Piłat więc powodowany względami ludzkimi i lękając się odpowiedzialności, rozkazał zaprowadzić Mnie do Heroda. Był to człowiek przewrotny, dążący jedynie do zaspokojenia swych niepohamowanych namiętności. Ucieszył się, że Mnie powołano przed jego sąd, myśląc, że ubawi się moimi słowami, czy też cudami...
Pomyślcie, dusze ukochane, jaką odrazę musiałem przeżywać na widok tego zepsutego człowieka, którego pytania, gesty i ruchy wywoływały we Mnie zawstydzenie.
Dusze czyste i dziewicze, otoczcie swego Oblubieńca...! Słuchajcie fałszywych świadków, którzy przeciwko Mnie powstają... Patrzcie na ten tłum nienasycony, żądny gorszących widowisk, na którego pośmiewisko zostałem wystawiony!
Herod oczekuje odpowiedzi na swoje szydercze pytania, aby Mnie usprawiedliwić i obronić. Ale usta moje są zamknięte. Trwam przed nim w najgłębszym milczeniu: To milczenie jest dowodem mojej suwerennej godności. Jego bezwstydne wyrazy nie zasługują na to, aby skrzyżować się mogły z moimi przeczystymi słowami.
Przez cały ten czas Serce moje pozostawało w serdecznej łączności z Ojcem moim Niebieskim. Trawiło Mnie wtedy pragnienie, by za dusze, które tak miłuję, wydać swoją ostatnią kroplę Krwi. Rozpłomieniała Mnie miłość na myśl o tych wszystkich duszach, które kiedyś pójdą za Mną, porwane moim przykładem i moim poświęceniem!
W czasie tego okropnego przesłuchania wypełniony byłem nie tylko wewnętrzną radością, ale wyrywałem się wprost na krzyżową mękę. Po najhaniebniejszych zniewagach, zniesionych w głębokim milczeniu, zniosłem obchodzenie się ze Mną, jako szaleńcem! Przyodzianego, na znak szyderstwa, w białą szatę, odprowadzono Mnie wśród krzyków pospólstwa do Piłata.
Popatrz, do jakiego stopnia jest przerażony i zmieszany ten człowiek! Nie wie, co ze Mną uczynić, więc próbuje ułagodzić lud, który żąda mej śmierci, i rozkazuje Mnie ubiczować.
Tak postępuje dusza, której brak męstwa i wspaniałomyślności do stanowczego zerwania z wymaganiami świata i słabościami natury lub namiętności. Zamiast stawić czoło pokusie i, jak jej sumienie radzi, wyciąć aż do korzenia to, co napewno nie pochodzi od dobrego ducha, ona zaspokaja małe kaprysy, to znowu pozwala sobie na małe zadowolenie. Skoro zdobędzie się na zwycięstwo na jednym punkcie, kapituluje na drugim, który wymagałby większego wysiłku... Skoro umartwia się w pewnych wypadkach, to ustępuje za to w wielu innych, w których musiałaby się pozbawić wielu drobnych rzeczy stanowiących pożywkę dla zmysłowości i nęcących naturę, gdyby chciała zostać wierną łasce i posłuszną swej regule.
Ulegając częściowo swym zachciankom, częściowo znów zadowalając pragnienia swej namiętności, tłumi w ten sposób wyrzuty swego sumienia. Może tu na przykład chodzić o rozgłaszanie błędów, które według swego mniemania odkryła w bliźnim. Pragnienie to nie pochodzi ani z miłości braterskiej, ani z troski o dobro bliźniego, ale z ukrytej namiętności i tajemnego odruchu zazdrości. Łaska i sumienie biją wtedy na alarm i ostrzegają ją przed intencjami, które nią kierują i przed krzywdą, którą chce drugim wyrządzić. Niewątpliwie w pierwszej chwili powstaje w tej duszy walka, ale namiętność, której nie umartwiła, pozbawiają wkrótce światła i siły dla odrzucenia tego szatańskiego zamiaru. Szuka wtedy sposobu, aby pokryć milczeniem jedynie część tego, co wie, a nie wszystko! I sama przed sobą w ten sposób się tłumaczy: «Przecież ludzie muszą o tym wiedzieć..., zresztą mało co powiem...» itd.
W ten sposób rzucasz Mnie, jak Piłat, na ubiczowanie! Wkrótce namiętność zmusi cię, aby dokończyć dzieła... Nie myśl, że taki sposób zaspokoi jej pragnienie...! Dziś zrobiła taki krok, a jutro posunie się dalej...! Skoro ustąpiłaś w małej okazji, to tym bardziej ustąpisz wobec pokusy silniejszej...!
A teraz, dusze tak bardzo umiłowane przez moje Serce, przypatrzcie się, z jaką uległością baranka pozwalam się prowadzić na straszną mękę biczowania...!
Na ciele moim zsiniałym i wyczerpanym ze zmęczenia, kaci wyładowują swoją dzikość przy pomocy rózg i biczów... Wszystkie moje kości wstrząsa straszliwy ból... Rozrywają me niezliczone rany... Wyrywane rózgami kawałki mego Boskiego Ciała padają dookoła. Ze wszystkich mych członków tryska krew i wkrótce doprowadzają Mnie do tak straszliwego stanu, że nie widać już we Mnie podobieństwa człowieka...!
Ach, czy patrząc na Mnie, znajdującego się w morzu cierpienia, serce wasze nie wstrząśnie się ze współczucia...? Nie od katów spodziewać się mogę pociechy, ale od was, o dusze, które na to wybrałem, byście Mi ulżyły w boleści...!
Oglądajcie moje rany i powiedzcie, czy ktoś inny wycierpiał tyle, aby dowieść wam swej miłości...!
...Nie lękaj się - mówi Jezus zwracając się bezpośrednio do siostry Józefy - twoje cierpienie nigdy nie dorówna mojemu..., a na wszystko, czego od ciebie zażądam, będziesz miała pomoc łaski...".
Dalej siostra Józefa opisuje wygląd Zbawiciela, którego widziała w stanie tej strasznej męki:
„Pan Jezus był w stanie, w jakim Go pozostawiono po biczowaniu; widok ten napełnił mnie takim współczuciem, że zdaje mi się, iż będę miała odwagę wycierpieć cokolwiek by nie było, aż do końca życia... Żaden ból, nawet z daleka, nie jest podobny do Jego boleści... Największe wrażenie zrobiły na mnie Jego oczy, które są zwykle tak piękne i których spojrzenie tak przemawia do duszy...! Dziś były zamknięte, opuchnięte i zakrwawione, zwłaszcza prawe oko. Włosy, zlepione krwią, opadały na Jego twarz, oczy i usta. Stał zgięty i przywiązany do czegoś, ale tylko Jego widziałam. Ręce, jedna do drugiej przywiązane, przymocowane w pasie, były pokryte krwią; Ciało Jego było zorane ranami i pełne ciemnych plam. Żyły rąk były nabrzmiałe i prawie czarne. U lewego ramienia zwisał strzęp ciała, bliski oderwania, to samo widać było w wielu innych miejscach. Ubranie czerwone od krwi, leżało u stóp. Sznur mocno zaciśnięty, przytrzymwał w pasie kawałek płótna, którego kolor trudno było określić, tak było ono zakrwawione...!
Nie mogę dobrze powiedzieć, w jakim stanie Go widziałam..., ponieważ nie umiem tego wyrazić!"