15/ Wezwanie do miłości: 2. W ciemnościach zaświatów

Siostra Józefa Menendez koadiutorka Zgromadzenia Sacre Coeur we Francji, zgodnie z zamiarem Pana Jezu­sa, oglądała oczyma duszy piekło i czyściec, co opisała w prowadzonym dzienniczku. Spostrzeżenia swoje opi­sała zgodnie z wolą Pana Jezusa i Matki Najświętszej, która dnia 25 października 1922 roku powiedziała jej: „Wszystko, co ci pozwala (Jezus) oglądać i cierpieć z mąk piekielnych, powinnaś przekazać swym Matkom (zakonnym), nie myśląc o sobie, a jedynie o chwale Ser­ca Jezusowego i o zbawieniu wielu dusz."
Po raz pierwszy w nocy 16 marca 1922 r. siostra Jó­zefa w tajemniczy sposób schodzi do piekła. Jej relacje są następujące.
Potępione dusze wyrzucają sobie w rozpaczy: „Na za­wsze jestem tu, gdzie już nie można miłować...! O, jakże krótka była przyjemność.... a za nią wieczne potępie­nie... Cóż nam pozostaje...? Nienawidzieć piekielną nie­nawiścią i to na zawsze!"
Po wypowiedzi tej duszy, która wpadła w otchłań z winy własnej i braku ofiarności innych, siostra Józefa pisze:
„W nocy, ze środy na czwartek, dnia 16 marca około godziny 10, słyszę tak. jak w ciągu ostatnich dni, zmie­szany hałas krzyków i brzęk łańcuchów. Wstałam, ubra­łam się i drżąc ze strachu uklękłam koło łóżka. Krzyki zbliżają się. Wyszłam z sypialni i, nie wiedząc co robić, poszłam do celi naszej świętej matki (św. Magdaleny Zofii Barat - założycielki Zgromadzenia Zakonnic Najsłodszego Serca Jezusa), a potem wróciłam do sypialni. Ten sam straszliwy hatas otaczał mnie ciągle. Nagle, uj­rzałam przed sobą szatana, który krzyczał: «Skrępujcie jej nogi. zwiążcie jej ręce...!»
W tej chwili nie wiedziałam już gdzie się znajduję, czułam, że mnie silnie związano i unoszono. Inne głosy syczały: «To nie nogi trzeba jej skrępować, ale serce!»
A szatan odparł: «Ono nie należy do mnie».
Potem wleczono mnie przez długą drogę pogrążoną w ciemnościach. Ze wszystkich stron słyszę straszliwe krzyki. W ścianach tego wąskiego korytarza, znajdowa­ły się zagłębienia jedne naprzeciw drugich, skąd wycho­dził dym niemal bez płomienia, a zapach jego był nie­znośny. Stamtąd też głosy potępieńcze miotały różnego rodzaju bluźnierstwa i brudne słowa. Jedni przeklinali swe ciało, inni - swych rodziców. Drudzy wyrzucali so­bie, że nie korzystali ze sposobności i ze światła, aby porzucić zło. A wreszcie była to wrzawa pełna wściekło­ści i rozpaczy.
Wleczono mnie przez to przejście, w rodzaju koryta­rza, który nie miał końca. A potem otrzymałam takie gwałtowne uderzenie, że zgiętą we dwoje, wepchnęło mnie ono do jednej z tych nisz. Czułam się jakby ściśnię­ta między rozżarzonymi igłami. Naprzeciw mnie i obok mnie przeklinały mnie dusze i bluźniły. To sprawiało mi najwięcej cierpienia... Ale co nie może iść w porównanie z żadną katuszą, to udręka duszy widzącej, że jest odrzucona od Boga...
Zdawało mi się, że spędziłam długie lata w tym pie­kle, a przecież trwało to tylko sz.eść do siedmiu godzin... Nagle szarpnięto mnie gwałtownie i znalazłam się w ciemnym miejscu, gdzie szatan uderzywszy mnie znik­nął i zostawił mnie wolną... Nie potrafię wypowiedzieć co czułam w duszy, kiedy zdałam sobie sprawę, że żyję i że jeszcze mogę miłować Boga!
Choć boję się cierpienia, to jednak, by uniknąć piekła, jestem gotowa nie wiem co przeżywać. Widzę jasno, że wszystkie cierpienia świata są niczym w porównaniu z bólem, jaki sprawia świadomość, że już więcej nie można miłować, gdyż tam oddycha się tylko nienawi­ścią i pragnieniem zatracania dusz...!"
Stan ciała siostry Józefy, podczas zejścia jej duszy do piekła, osoby postronne określają następująco: „Na ze­wnątrz lekkie drgnięcie tylko - zdradza to tajemnicze odejście. A zaraz potem ciało jej staje się całkiem wiot­kie i traci sprężystość tak, jak u człowieka zmarłego przed paru minutami. Jej głowa i członki stają się bez­władne. Jedynie serce bije normalnie. Józefa żyje. jak gdyby nie żyjąc. Stan ten trwa dłużej lub krócej, zależnie od woli Bożej, która choć wydaje ją na pastwę piekła, strzeże jej jednak swoją pewną ręką. W chwili przez Bo­ga oznaczonej następuje ponowne i niemal niedostrze­galne drgnięcie i poruszone przez dusze ciało odzyskuje życie."
Po tych przeżyciach siostra Józefa z trudem dochodzi do siebie i powoli przypomina sobie miejsca i osoby, które ją otaczają, zadając pytania: „Gdzież ja jestem...? Kto ty jesteś...? Czy ja żyję jeszcze...?" Przeżycia, które doznaje i „widzi" oczyma duszy, są tak sugestywne, że z trudem chwyta wątek teraźniejszości. Po czym ogarnia ją wzruszenie i radość, że może jeszcze miłować, co opi­suje następująco:
„Niedziela, dzień 19 marca 1922 roku, trzecia nie­dziela Postu. - Znowu zeszłam do tej otchłani i zdaje mi się, ze jestem tam już długie lata. Dużo cierpiałam, ale największą męczarnią jest przyjąć, że już na zawsze je­stem niezdolna miłować Pana Jezusa. Dlatego też kiedy wracam do życia, szaleję z radości. Myślę, że kocham Go coraz więcej i że, aby Mu tego dowieść, jestem go­towa cierpieć wszystko, co On tylko zechce. Zdaje mi się też, że wysoko sobie cenię moje powołanie i że ko­chani się w nim do szaleństwa.
To, co widzę, daje mi wiele odwagi do cierpienia. Ro­zumiem wartość najmniejszych ofiar: Jezus je zbiera i posługuje się nimi dla zbawienia dusz. Wielkim jest za­ślepieniem unikanie cierpienia, choćby w najdrobniej­szych rzeczach, skoro ono ma ogromną wartość nie tyl­ko dla nas. ale służy także do ocalenia wielu dusz przed tak straszną męczarnią."
Dnia 26 marca 1922 roku siostra Józefa pisze: „Kiedy schodzę do tego miejsca słyszę krzyki wściekłości i pie­kielnej uciechy, bo jedna dusza więcej pogrąża się w mękach...!
W tej chwili nie zdaję sobie sprawy z tego, że już schodziłam do pieklą: wydaje mi się zawsze, że to po raz pierwszy. Zdaje mi się także, że to już na wieki i ta świa­domość powoduje ogrom cierpień, bo przypominani so­bie, że znałam i kochałam Pana Jezusa..., że byłam za­konnicą, że Pan Jezus dal mi wielkie łaski i wiele środ­ków do zbawienia. Cóż więc uczyniłam, że zmarnowa­łam lak liczne łaski? Skąd to zaślepienie...? A teraz nie ma już sposobu...! Przypominani sobie także swe Ko­munie św. ..., nowicjat... Ale najwięcej dręczy mnie to, że kochałam tak bardzo Serce Jezusowe! Znałam Je i było Ono moim skarbem. Żyłam tylko dla Niego...! A teraz jak żyć bez Niego...? Nie móc miłować Go...? Być w otoczeniu bluźnierców i dyszących nienawiścią?
Dusza moja jest udręczona i zdruzgotana tak. że nie umiem tego wyrazić; tego nie da się wypowiedzieć..."
Przez kilka dni jest ona też świadkiem walki szatana o dusze. Dnia 30 marca 1922 roku pisze: „Szatan jest bardziej wściekły niż zwykle, gdyż chce zgubić trzy du­sze. Krzyczał on z wściekłością do innych: «Niech się tylko nie wymkną... Masz, bo odchodzą... Idźcie, idźcie uparcie...!»
I słyszałam krzyki wściekłości, odpowiadające mu z daleka."
Natomiast dnia 2 kwietnia siostra Józefa pisze tak: „Szatan krzyczał: „Nie puszczajcie ich! Uważajcie na wszystko, co może je zaniepokoić... Niech się tylko nie wymkną...! Doprowadźcie je do rozpaczy...!"
Byta to wrzawa krzyków i bluźnierstw. Nagle, rycząc z wściekłości, wolał:
„Mniejsza o to! Zostały mi jeszcze dwie. Zabierzcie im ufność!" Zrozumiałam, że jedna z tych dusz wy­niknęła mu się na zawsze.
...Prędko, prędko - ryczał, niech te dwie się nie wy­mkną! Chwytajcie je! Wypełnijcie rozpaczą...! Prę­dzej..., bo odchodzą...!"
Wtedy powstało w piekle jakby zgrzytanie zębów i wśród nieopisanej wściekłości szatan ryczał: „O. co za Potęga...! Potęga tego Boga..., który jest silniejszy ode mnie...! Pozostała mi jeszcze jedna..., ale tej nie zdobę­dzie."
Piekło stało się jednym okrzykiem bluźnierstwa, morzem skarg i jęków. Zrozumiałam, że te dwie dusze zo­stały uratowane. Serce moje napełniła radość, choć nie mogłam wzbudzić ani jednego aktu miłości, mimo mej potrzeby miłowania... Jednakże nie czuję tej nienawiści do Pana Jezusa, jaką zieją nieszczęśliwe dusze, które mnie otaczają. A kiedy słyszę ich przekleństwa i blu­źnierstwa, odczuwam taki ból, że wycierpiałabym nie wiem co, byleby tylko Bóg nie był tak obrażany i znie­ważany. Obawiam się. aby z czasem nie stać się taką. jak inni. To mi sprawia tyle cierpienia, bo przypominam so­bie, jak Go miłowałam i jaki On dobry był dla mnie!
Dużo cierpiałam, zwłaszcza w ciągu tych ostatnich dni. Tak jakby strumień ognisty przechodził mi przez gardło i przez całe ciało, ściśnięte równocześnie przez ogniste blachy; jak już wspomniałam, ból jest tak okrop­ny, że nie potrafię wypowiedzieć jego bezmiaru. Oczy zdają się wychodzić ze swych miejsc jak gdyby je wy­dzierano, uszy są naciągnięte, ciało zgięte we dwoje nie może się poruszać, cuchnący zapach przenika wszyst­ko... A przecież to wszystko jest niczym w porównaniu z cierpieniem duszy, która zna dobroć Boga, a jest zmu­szona Go nienawidzieć. Cierpienie to jest tym większe, im więcej Go miłowała!"
Siostra Józefa z trudem wysławia to, co odczuwała jej dusza, gdyż słowa nie są adekwatne względem dozna­nych przeżyć. Godnym uwagi jest, że przykry zapach, o którym wspomina, według relacji naocznych świadków, czuć było koło niej przez kwadrans a nawet pół godziny po jej pobycie w piekle. Natomiast siostra Józefa była dłużej pod jego przykrym wrażeniem.
Dnia 15 kwietnia, po powrocie z piekła, jej ciało bez życia drgnęło i siostra Józefa przychodząc do siebie pyta modlących się Matek (zakonnych): „Kto mnie pali? Ko­ło serca". Wkoło rozchodzi się nieprzyjemny i cuchnący zapach. Siostra Józefa rozpina pośpiesznie habit. Widać płonącą koszulę i trykot oraz ślad oparzenia obok serca.
Dnia 4 września 1922 roku siostra Józefa przekazuje wrażenia o piekle dusz Bogu poświęconych:
Ogólnie ujęła ona to w następujące słowa: „Nie potra­fię wyrazić czym było to cierpienie. Już męki duszy oso­by świeckiej są straszne, ale one są niczym w porówna­niu do katuszy dusz zakonnych..."
Natomiast całkowity tekst jest następujący:
„Tematem rozmyślania dnia dzisiejszego był sąd szczegółowy duszy zakonnej. Duszę moją opanowały całkowicie te myśli o sądzie, mimo przeżywanej udręki. Nagle poczułam, że jestem związana i przygnieciona ta­kim ciężarem, że w jednej chwili poznałam jasno, czym jest świętość Boga i jaki On ma wstręt do grzechu.
Ujrzałam w jednym mgnieniu oka całe moje życie od pierwszej spowiedzi aż do dzisiaj. Wszystko stało przede mną: moje grzechy, otrzymane łaski, dzień wstą­pienia do zakonu, obłóczyny, śluby, czytania, ćwiczenia duchowe, rady, słowa, wszystkie pomoce życia zakon­nego. Nie ma słów na wypowiedzenie wstydu, jakiego dusza w takiej chwili doznaje:
«Teraz wszystko jest daremne, zgubiłam się na wieki!»."
Tak jak w ciągu poprzednich uprowadzeń do piekła, przeżycia te mają znaczenie dydaktyczne dla innych i nie dotyczą bezpośrednio grzechów siostry Józefy.
„Nagle znalazłam się w piekle - pisze ona dalej - ale nie wleczono mnie tak, jak innym razem. Dusza wlatuje tam sama, rzuca się tam, jakby chcąc zniknąć sprzed oblicza Boga, by móc Go nienawidzieć i przeklinać!"
Zauważyć należy, że opis sądu jest zbieżny z relacja­mi osób reanimowanych zawartych w książce R. A. Moody'ego Życie po życiu, w tybetańskiej Ksiądze zmar­łych itp.
„Dusza moja wpadła w przepaść, której dna nie widać, tak jest ogromna...! Natychmiast usłyszałam, jak inne dusze ucieszyły się, widząc mnie w tych samych mękach. Męczeństwem już jest słuchać tych strasznych krzyków, ale myślę, że nic nie da się porównać z bólem, płynącym z pragnienia przeklinania, które ogarnia du­szę. Im bardziej się przeklina, tym więcej wzmaga się to pragnienie! Nigdy tego nie doznałam. Niegdyś dusza moja była przejęta bólem wobec tych strasznych bluźnierstw, chociaż sama nie mogła się zdobyć na żaden akt miłości. Ale dziś było odwrotnie!
Piekło wyglądało tak, jak zwykle, długie korytarze, zagłębienia, ogień... Słyszałam krzyki i bluźnierstwa tych samych dusz, bo aczkolwiek - tak jak to pisałam już kilka razy - nie widzi się kształtów cielesnych, to prze­cież przeżywa się cierpienia, tak jakby ciała były obe­cne. Dusze też nawzajem mogą się rozpoznać. Krzycza­ły one: «Hola! Jesteś tutaj...! I ty tak jak my! Miałyśmy swobodę wiązać się ślubami lub nie...! Ale teraz...!» I przeklinały swe śluby. Potem wepchnięto mnie do tej ognistej niszy i ściśnięto jakby między rozpalonymi ka­wałkami blachy, a w ciało moje zagłębiały się łańcuchy i kolce, rozpalone do czerwoności.
Czułam jakby mi chcieli, chociaż bezskutecznie, wy­rwać język; ostry ból stąd pochodzący doprowadzał mnie do szaleństwa. Oczy chciały wyskoczyć na wierzch, chyba z powodu ognia, który je tak strasznie pali! Każdy paznokieć nawet musi strasznie cierpieć. Nie można ruszyć palcem, by znaleźć trochę ulgi, ani zmienić pozycji; ciało jest jakby spłaszczone i z gięte we dwoje. W uszach brzmią wciąż te zawstydzające okrzy­ki, nie ustające na chwilę. Wstrętny, przykry zapach za­czadzą i przenika wszystko, czuć jakby gnijące ludzkie ciało, które się pali wraz ze smołą i siarką... Jest to mie­szanina, które z niczym nie da się porównać na świecie.
Wszystko to czułam tak, jak innym razem i chociaż te katusze są straszne, byłoby to niczym, gdyby nie cierpia­ła dusza. Ale ona cierpi w niewypowiedziany sposób. Dotychczas, kiedy schodziłam do piekła, przeżywałam straszliwy ból, myślałam bowiem, że wystąpiłam z za­konu i że za to zostałam potępiona. Ale tym razem nie. Byłam w piekle ze szczególnym znamieniem zakonni­cy, więc ze znakiem duszy, która znała i kochała Boga. I widziałam inne dusze zakonników i zakonnic, noszą­cych to samo znamię. Nie potrafię powiedzieć, po czym to się poznaje, być może po tym, że inni potępieni i sza­tani lżą takie dusze w sposób niesłychany... Wielu ka­płanów także! Nie umiem wyrazić, czym jest to cierpie­nie, różniące się od tych, których doznawałam innym razem, chociaż bowiem katusze duszy osoby świeckiej są straszne, to niczym są jednak wobec cierpień duszy zakonnej. Bez przystanku te trzy słowa: Ubóstwo, czy­stość i posłuszeństwo brzmią w duszy jak gryzące wy­rzuty.
«Ubóstwo! Miałaś swobodę i wybrałaś ślub. Dla­czego więc starałaś się o ten dobrobyt...? Dlaczego za­chowałaś przywiązanie do tego przedmiotu, który nie należał do ciebie? Dlaczego starałaś się o tę wygodę dla swego ciała? Dlaczego pozwalałaś sobie na rozporzą­dzanie rzeczami, które stanowiły dobro zgromadze­nia...? Czy nie wiedziałaś, że nie masz żadnego prawa do posiadania? Że wyrzekłaś się go dobrowolnie...? Dla­czego te szemrania, kiedy czegoś ci zabrakło, albo kiedy ci się zdawało, że jesteś traktowana mniej dobrze niż inni...? Dlaczego?»
«Czystość! Sama złożyłaś ten ślub, dobrowolnie i całkowicie zdając sobie sprawę z tego, czego się wy­rzekasz... Sama się zobowiązałaś... Sama chciałaś... A potem, jak go zachowywałaś...? Dlaczego więc nie zostałaś tam, gdzie mogłaś sobie pozwolić na używanie ciała i przyjemności?» A dusza odpowiada nieustannie w niewypowiedzianej męce: «Tak, złożyłam ten ślub i byłam wolna... Nie potrzebowałam tego czynić, ale sa­ma to uczyniłam z zupełną swobodą...!»
Nie ma słów, które mogłyby wyrazić mękę tych wy­rzutów połączonych z obelgami innych potępionych!
«Posłuszeństwo! Sama z własnej woli zobowią­załaś się słuchać swej reguły i przełożonych. Dlaczego więc krytykowałaś rozkazy? Dlaczego byłaś nieposłu­szna głosowi regulaminu...? Dlaczego zwalniałaś się z tego obowiązku życia wspólnego...? Przypomnij sobie słodycz swej reguły... Wzgardziłaś nią sama...! A teraz - ryczą głosy piekielne - musisz nas słuchać i to nie jeden dzień, nie jeden rok, niejeden wiek, ale zawsze... Na wieki...! Wybrałaś sobie to: byłaś swobodna!»
Dusza nieustannie przypomina sobie, że Boga wybra­ła na Oblubieńca i że Go miłowała nade wszystko... że dla Niego wyrzekła się najgodziwszych przyjemności i wszystkiego, co było dla niej najdroższe na świecie. Że na początku życia zakonnego zakosztowała słodyczy, mocy i czystości tej Bożej miłości, a teraz, wskutek jednej niepohamowanej namiętności... musi wiecznie nienawidzieć tego Boga, który ją wybrał, aby Go kocha­ła!
Ta konieczność nienawidzenia pali ją jak pragnie­nie... Ani jednego wspomnienia, które by mogło jej przynieść najmniejszą ulgę.
Jedną z największych katuszy jest wstyd, który ją ogarnia. Zdaje się, że wszystkie dusze potępione, które ją otaczają, krzyczą bez przerwy:
«Cóż nadzwyczajnego, że myśmy się potępiły, my, które nie miałyśmy takiej, jak ty, pomocy...? Ale ty! Czegóż ci brakowało? Ty, która żyłaś w pałacu Króla... Ty, która zasiadałaś do Stołu wybranych...»
Wszystko, co piszę jest tylko cieniem tego, co dusza cierpi. Nie ma właściwie słów, które by mogły wyrazić piekielne katusze."
Z innych opisów, przypominających dantejskie opisy piekielne, na uwagę zasługują następujące wyjątki z pa­miętnika siostry Józefy:
„Oto jedna z dusz potępionych wołała: «Oto moja męka... chcieć kochać i nie móc. Pozostaje mi tylko nie­nawiść i rozpacz. Gdyby ktoś z nas, tu obecnych, mógł raz chociażby wypowiedzieć jeden, jedyny akt miłości... nie byłoby to już piekło...! Ale my nie możemy, pokar­mem naszym jest nienawiść i wzajemny wstręt!» (23 marca 1922 r.).
W ciągu tych ostatnich dni, kiedy wloką mnie do pie­kła, gdy szatan rozkazuje innym dręczyć mnie, wtedy odpowiadają: «Nie możemy... jej członki już są umęczo­ne dla Tego...» (i tu określają bluźnierstwami Pana Jezu­sa). Wtedy szatan rozkazuje dać mi do picia siarkę... A oni znów mówią: «Odmawiała sobie napoju...». «Szukajcie, szukajcie, aby znaleźć któryś z jej członków, lub jakąś część ciała, której dogadzała lub sprawiała przy­jemność...»
Zauważyłam też, że kiedy mnie wiążą, by mnie za­wlec do piekła, nie mogą mnie nigdy skrępować tam, gdzie nosiłam narzędzia pokutne. A wszystko to piszę z posłuszeństwa (1 kwietnia 1922 roku).
Niektórzy ryczą wskutek męki, jakiej doznają w swo­ich rękach. Ci, to chyba złodzieje, bo powtarzają sobie: «Gdzież to wzięłaś? Przeklęte ręce...! Po co ta chęć po­siadania tego. co do mnie nie należało, przecież nie mo­głem był tego dłużej zatrzymać..., jak tylko parę dni...?»
Inni oskarżają swój język, swe oczy..., każdy to, co mu było powodem do grzechu: «Drogo teraz płacisz, moje ciało, za te przyjemności, któreś sobie sprawiało... i samoś tego chciało...!» (2 kwietnia 1922 roku).
Zdaje mi się, że dusze oskarżają się zwłaszcza z grze­chów przeciw czystości, z kradzieży, z niesprawiedliwości w sprawach pieniężnych i że większość jest za to potępiona (6 kwietnia 1922 roku).
Widziałam dużo osób światowych, jak spadały w tę przepaść i nie sposób wyrazić, ani zrozumieć jak krzy­czały i ryczały natychmiast przerażającym głosem: «Wieczne przekleństwo...! Omyliłem się, zgubiłem się... Jestem tu na zawsze... Nie ma już ratunku... Jesteś przeklęty...!»
I jedni oskarżali jakąś osobę, inni jakąś okoliczność, a wszyscy okazję swego upadku (2 września 1922 roku).
Dzisiaj widziałam wielką ilość dusz spadających do piekła; myślę, że były to osoby światowe. Szatan wołał: «Teraz jest dla mnie stosowna chwila do działania... Znam najlepszy środek, aby pochwycić dusze...! Obu­dzić trzeba w nich chęć życia. Nie...! Ja pierwsza... Ja przede wszystkim...! Zwłaszcza nie dopuścić do pokory, niech używają. Oto, co zapewnia mi zwycięstwo i co je tu sprowadza w tak wielkiej ilości!» (4 października 1922 roku).
Słyszałam, jak szatan, któremu wymknęła się pewna dusza, musiał wyznać swą bezsilność: «Wstyd! Wstyd...! Jak to tyle dusz mi się wymyka? Były przecież moje...! (I tu wylicza ich grzechy). Pracuję bez wy­tchnienia, a jednak mi się wymykają... To dlatego, że ktoś za nie cierpi i wynagradza!* (15 stycznia 1923 ro­ku).
Tej nocy nie byłam w piekle, ale przeniesiono mnie do jakiegoś miejsca, gdzie nie było żadnego światła, tylko w środku płonęło coś w rodzaju ogniska. Położono mnie i związano tak, że nie mogłam się ruszyć. Koło mnie znajdowało się siedmiu, czy ośmiu osobników, bez ubrania; ich czarne ciała oświetlał tylko obłok ognia. Wszyscy siedzieli i rozmawiali. Jeden mówił: «Trzeba wielkiej ostrożności, aby nie rozpoznali naszej ręki. bo wtedy łatwo się spostrzegą i poznają, że to my».
Szatan odpowiedział: «Możecie wejść przez uczucie indyferentyzmu... Tak, myślę, że tych możecie, oczywi­ście maskując się, żeby się nie spostrzegli, uczynić obo­jętnymi na dobro i zło i tak powoli skłaniać ich wolę do złego. W innych wzbudzajcie ambicję, niech szukają je­dynie własnego interesu... Jedynie powiększenia mająt­ku, nie oglądając się, czy to godziwe, czy nie.
W tych znowu obudźcie zamiłowanie przyjemności i zmysłowości. Niech występek ich zaślepi! (Tu użył wstrętnych słów).
Do tamtych... wchodźcie przez serce... Wiecie do cze­go skłaniają się te serca... Idźcie... Idźcie śmiało... Niech kochają! Niech się roznamiętniają...! Tylko mi dobrze pracujcie, bez wytchnienia, bez litości, trzeba zgubić świat... I niech mi się tylko dusze te nie wymkną!»
A inni odpowiadali od czasu do czasu: «My twoi nie­wolnicy... Będziemy pracowali bez odpoczynku. Tak, wielu walczy z nami, ale my będziemy pracowali dzień i noc bez przystanku. Uznajemy twoją potęgę... itd.»
W ten sposób rozmawiali sobie wszyscy, a ten, który zdaje mi się być szatanem, wymawiał obrzydliwe słowa. Z oddali słyszałam jakby brzęk kielichów i szklanek, a on wołał: «Pozwólcie im się objadać...! Potem już wszy­stko będzie łatwe... Niech ci, co tak lubią używać, skoń­czą swoją ucztę. To brama, przez którą wejdziecie".
Dodał rzeczy tak straszne, że niepodobna ich powtó­rzyć ani napisać. Potem znikli, jakby przepadając w dy­mie (3 lutego 1923 roku).
Szatan krzyczał ze wściekłością, ponieważ jakaś du­sza mu się wymknęła: «Wzbudźcie w niej lęk! Dopro­wadźcie ją do rozpaczy! Ach, jeżeli ona zawierzy się miłosierdziu tego... (i bluźnił Panu Jezusowi), jestem zgubiony! Ale nie! Napełnijcie ją trwogą, nie opuszczaj­cie jej na chwilę, a zwłaszcza doprowadźcie ją do rozpa­czy!»
Wtedy w piekle słychać było jedynie okrzyki wście­kłości. Kiedy zaś szatan wyrzucił mnie z tej przepaści, nie przestawał mi grozić. I mówił między innymi: «Czy to możliwe...? Czy to prawda, że słabe stworzenia mają więcej mocy niż ja, który jestem tak potężny. Ale ja się ukryję, aby ujść uwagi... najmniejszy kącik mnie wy­starczy dla umieszczenia pokusy: za uchem, na kartkach książki..., przy łóżku... Niektórzy nic sobie nie robią, ale ja mówię..., mówię... a wskutek mówienia zawsze coś zostaje... Tak, zachowam się tam, gdzie mnie nikt nie odkryje!»" (7-8 lutego 1923 roku).
Dalej siostra Józefa notuje skrupulatnie, chociaż cza­sem nie znajduje odpowiednich słów by opisać, ogląda­ne oczyma duszy, wizje piekła:
„Widziałam, jak wpadało do piekła wiele dusz. Mię­dzy innymi była wśród nich dziewczynka 15-letnia, przeklinająca swych rodziców, ponieważ nie nauczyli jej bojaźni Bożej i nie przestrzegali, że istnieje piekło! Mówiła, że jej życie, chociaż tak krótkie, było pełne grzechów, ponieważ pozwalała sobie na wszystkie przy­jemności, jakich domagało się od niej ciało i namiętno­ści. Oskarżała się zwłaszcza z czytania złych książek... (22 marca 1923 roku).
Dusze przeklinały powołanie, które otrzymały, a któ­remu nie dochowały wierności... Powołanie, które stra­ciły, ponieważ nie chciały żyć w ukryciu i umartwieniu (l8 marca 1922 roku).
Pewnego razu, kiedy byłam w piekle, widziałam wie­lu kapłanów, zakonników i zakonnic, którzy przeklinali swe śluby, zakon, przełożonych i wszystko, co mogło im przynieść łaskę i światło utracone...
Widziałam także dostojników. Jeden oskarżał się, że używał nieprawnie dóbr, które do niego nie należały... (28 września 1922 roku).
Kapłani przeklinali swój język, który wymawiał sło­wa konsekracji, palce, które trzymały Pana Jezusa, roz­grzeszenia, których udzielali, nie myśląc o własnym zbawieniu, okazje, które ich doprowadziły do piekła... (6 kwietnia 1922 roku).
Pewien kapłan mówił: «Doprowadziłem się do zgu­by, bo używałem pieniędzy, które do mnie nie należa­ły...» I oskarżał się, że korzystał z pieniędzy złożonych na ofiary mszalne, nie odprawiając Mszy świętych...
Drugi mówił, że należał do tajnego stowarzyszenia, w którym zdradził Kościół i religię i że za pieniądze ułatwiał straszliwe profanacje i świętokradztwa.
Inny mówił, że się potępił, ponieważ uczęszczał na świeckie widowiska, po których nie powinien był odpra­wiać Mszy świętej... I w ten sposób żył około siedmiu lat..."
Według relacji siostry Józefy, większość dusz du­chownych, a więc księży, zakonników i zakonnic, będą­cych w piekle, oskarżało się z grzechów przeciw czysto­ści..., przeciw ślubowi ubóstwa..., z nieprawnego uży­wania dóbr zgromadzenia..., z namiętności przeciwnych miłości (zazdrości, zawziętości, nienawiści itp.), z roz­luźnienia i oziębłości..., z wygód, na które sobie pozwa­lały doprowadzając do ciężkich przewinień..., ze złych spowiedzi (świętokradzkich ze względu ludzkiego), z braku męstwa i szczerości itp.
Na zakończenie, siostra Józefa pisze: „Wszystko, co piszę jest tylko cieniem tego, co dusza cierpi. Nie ma właściwie słów, które by mogły wyrazić piekielne katu­sze" (4 września 1922 roku).

Wezwanie do miłości cz. 16: http://wezwanie.blogspot.com/2011/06/wezwanie-do-miosci-3-w-zaswiatach.html