14/ Wezwanie do miłości: VII. Uzupełnienie do „Wezwania", rodz. 1. Pomoc w doświadczeniach

Bóg umacnia nas na miarę naszych doświadczeń. Po przekazaniu „Wezwania do Miłości czyli Orędzia Bo­skiego Serca Jezusowego do świata". Pan Jezus nie po­zostawia siostry Józefy w osamotnieniu, lecz prosi o po­moc dla dusz upadłych, wprowadza w zaświaty czyśćca i piekła, a nawet poddaje próbie i pokusom szatana, ale też poucza i umacnia w wierze. Przekazuje jej też osobi­ste polecenie biskupowi, jak też uzupełnienie do „We­zwania" dla dusz Bogu poświęconych.
1. Pomoc w doświadczeniach
Zwracając się osobiście do siostry Józefy. Pan Jezus mówi między innymi:
10-14 czerwca 1923 r.: ..Pragnę! Tak, pragnę pewnej duszy. której życie ziemskie dziś się zakończy. Ale chcę, aby twe cierpienie stało się dopełnieniem tych łask, i których wskutek swej ułomności, nie umiała skorzystać, i aby osiągnęła w tych kilku chwilach życia wyższy stopień chwały."
20 czerwca - 16 lipca 1923 r.: „Niewątpliwie, nic nie brakuje Mi do nieskończonego szczęścia, ale brak Mi dusz... Mam głód dusz i pragnienie zbawienia ich...! Nie niepokój się. Józefo, tym co możesz i czego nie możesz uczynić. Wiesz dobrze, że nic nie możesz zrobić! Ten, który chce i może, to Ja... Uczynię więc wszystko, nawet to, co ci się wydaje niemożliwe. Pozwól Mi posługiwać się sobą, aby duszom przekazywać moje słowa i pragnienia przez ciebie. Resztę biorę na siebie! Uzupełnię to, czego wy nie macie i czego uczynić nie możecie. Niechaj wam wystarczy, że oddacie Mi swoją wolność. Mnie zaś starczy posiadanie waszej woli. Jest to jedyna rzecz, której nie mogę zastąpić, ponieważ wola jest wła­snością każdej duszy."
W piątek, dnia 27 lipca 1923 r. ukazał się siostrze Józefie św. Jan Ewangelista po raz czwarty, który podobnie jak Matka Boża, utwierdzał ją w wierze nastę­pującymi słowami:
„Duszo umiłowana przez Boskiego Mistrza, ponie­waż Pan chce posłużyć się tobą. aby wielu duszom dać poznać swe miłosierdzie i miłość, przygotuj swoją duszę na Jego przyjście: Niech wola twa będzie uległa i całko­wicie poddana Jego Boskiej woli. Niech płomień Jego Serca oczyści cię i spali. Kiedy zaś pochyla się do ciebie, przyjmuj jego słowa ze czcią i miłością, ponieważ przed Tym, który do ciebie mówi. cały dwór niebieski śpiewa bezustannie pieśń chwały i miłości. Niech Pan cię strze­że i napełni twą duszę niebiańską słodyczą swego Ser­ca."
Św. Jan Ewangelista uzyskał szczególny stopień chwały niebieskiej jako wzór cnoty, czystej miłości du­chowej (caritas) i wierności.
Ponieważ wiara Chrystusowa polega właśnie na czy­stej miłości duchowej i czci Boga w duchu, która wyma­ga wewnętrznej przemiany duchowej, według powoła­nia, podczas życia ludzkiego (lub jeszcze w czyśćcu), dlatego wszyscy apostołowie będący stanu wolnego, którzy poznali swego Mistrza i zostali powołani do gło­szenia Ewangelii, pozostali już w stanie bezżennym do końca swego życia.
Św. Jan Ewangelista wyróżniał się poza tym szcze­gólnym oddaniem i wiernością, gdyż tylko on z aposto­łów pozostał przy Zbawicielu wierny aż do Jego śmierci na krzyżu.
Dlatego Pan Jezus znając przyszłe wydarzenia i dusze człowieka, która określa ludzką osobowość, szczególnie umiłował św. Jana i przed śmiercią powierzył mu na zie­mi pod opiekę swoją Matkę, a po śmierci w niebie dał mu koronę chwały, na jaką zasłużył za swoją wierność.
Dlatego św. Jan Ewangelista, jako zawsze wierny i oddany uczeń Chrystusa, pouczał i umacniał siostrę Jó­zefę w wypełnieniu Dzieła Chrystusowego, o czym pi­sze ona jeszcze następująco:
„Byłam w kaplicy, kiedy nagle o wpół do czwartej (dnia 13 kwietnia 1922 r.) ujrzałam przed sobą kogoś przyodzianego jak Pan Jezus, ale cokolwiek wyższego niż On, bardzo pięknego i mającego na twarzy taki wy­raz pokoju, że to pociągało duszę. Tunikę miał ciemno-fioletowo-czerwoną. W ręku trzymał koronę cierniową, podobną do tej, jaką niegdyś przyniósł mi Pan Jezus.
«Jestem uczniem Pana - powiedział - Janem Ewan­gelistą i przynoszę ci jeden z najkosztowniejszych klej­notów Mistrza... Nie lękaj się. Dusza twa jest lilią, którą Jezus strzeże w swoim Sercu...
Jestem posiany, aby ci dać poznać niektóre uczucia, jakie przepełniły Serce Boskiego Mistrza w tym wiel­kim dniu. Oto miłość ma Go rozłączyć z uczniami, zna­cząc Go najprzód chrztem Krwi. Ale taż sama miłość każe Mu zostać z nimi i skłania Go do ustanowienia Sa­kramentu Eucharystii.
Lecz jakaż walka powstaje w tym Sercu! Wypocznie wprawdzie w duszach czystych! Ale jakże przedłuży się Jego męka w sercach skalanych! Jakże Jego Dusza wy­nurzała się z radości przy zbliżaniu się chwili, kiedy miał odejść od Ojca! Jaka jednak boleść ścisnęła Ją na widok, że jeden z dwunastu, przez Niego wybrany, wy­da Go na śmierć i że po raz pierwszy Krew Jego będzie bezużyteczna dla zbawienia jego duszy!
Jakaż miłość trawiła Jego Serce! Równocześnie zaś słaba wzajemność dusz. tak bardzo umiłowanych, napa­wała Je głęboką goryczą...! A cóż mówić o niewdzięcz­ności i oziębłości tylu dusz wybranych!»."
Dnia 29 listopada 1922 r. celka siostry Józefy napeł­nia się łagodnym światłem i zjawia się ponownie umiło­wany Uczeń Jezusa. Siostra Józefa pisze o tym w swoim dzienniczku następująco:
„Rozpoznałam Go natychmiast. Trzymał w ramio­nach krzyż Jezusowy. Odnowiłam moje śluby, a On mi rzekł: «Duszo umiłowana przez Boskiego Nauczyciela, Jam jest Jan Ewangelista. Przynoszę ci krzyż Zbawicie­la. Nie rani on ciała, ale wyciska krew serdeczną... Niech cierpienia, które on ci sprawia, przyniosą ulgę w gory­czy, jaką grzesznicy poją naszego Pana i Boga... Niech krew twego serca stanie się tytn winem rozkosznym, które ukaże wielu duszom słodycze i urok dziewictwa... Niech twoje serce łączy się we wszystkim z Sercem Je­zusa. Strzeż tych cennych dowodów Jego miłości. Wznieś twe oczy do nieba, albowiem to. co ziemskie, jest niczym. Cierpienie jest życiem duszy, a dusza, która zrozumiała całą wartość cierpienia, żyje prawdziwym życiem»."
Natomiast 27 grudnia 1922 r. siostra Józefa tak opisu­je swoje spotkanie ze św. Janem Ewangelistą opieku­nem dusz dziewiczych:
...Przyszedł w czasie mojej adoracji. Był majestatycz­nie piękny. Prawą rękę miał wyciągniętą, lewą złożoną na piersiach. Wysoki, jest on trochę wyższy i tęższy niż Pan Jezus, rysy ma grube, wydatniejsze. Oczy jego są czarne, twarz blada; jest ciemnym szatynem. Otacza go jasne światło, mówi wolno tonem poważnym tak, że sło­wa jego przenikają duszę do głębi. W głosie ma coś nie­biańskiego: jest on mocny i łagodny zarazem.
Odnowiłam moje śluby, a On mi zaraz powiedział:
«Duszo. oblubienico Boskiego Serca, ponieważ ten Pan. godzien uwielbienia, podoba sobie w duszach czy­stych, przychodzę ożywić w tobie ogień, który ma cię trawić miłością dla tego Boskiego Serca. On pierwszy nas umiłował. Na Jego miłość odpowiedzmy naszą mi­łością, pełną wdzięczności, stałości, czułości i wspaniałomyślności. Niech ona będzie czysta i bez domieszki miłości własnej. Dobroć tego Bożego Serca miejmy wciąż przed oczyma. Niechże się ona stanie pierwszą pobudką miłości, która by szukała dobra i chwały Umi­łowanego.
Duszo, z upodobaniem przez Boskiego Mistrza wy­brana, załóż mieszkanie w Jego Sercu. Pozwól się roz­palić przez ogień, który je trawi. Daj się oczyścić i upoić niebiańską słodyczą.
Przejdź przez życie jak gołąbka, ledwie ziemi dotyka­jąc. Podobna do pszczoły na kwiecie, niech dusza twa tyle tylko wypoczywa w tym życiu, ile trzeba dla ko­niecznego pokrzepienia.
Dla duszy, która miłuje Boskiego Mistrza, świat jest jakby ciemnym korytarzem».
Złożył ręce na piersiach i zamilkł na chwilę. Był piękny jak anioł. Nie śmialam mówić... Wreszcie zdecydowałam się, aby Go zapytać, czy dusze zakonne są pociechą dla Pana Jezusa, który tak kocha dziewic­two.
Św. Jan popatrzył w niebo, twarz mu się rozjaśniła i odrzekł:
«Dusze dziewicze są mieszkaniem miłości, w którym spoczywa Baranek niepokalany. Ale wśród tych dusz są i takie, które wywołują podziw nieba. Oblubieniec Niebieski zatrzymuje na nich swe przeczyste wejrzenie i w nich składa woń. która unosi się z Jego Serca».
Potem wyciągnął prawą rękę, pobłogosławił mnie i rzekł:
«Pozwól Mu się posiąść i strawić. Niech cała twa tro­ska i gorliwość zmierza do Jego chwały i miłości, a po­kój Jego niech cię strzeże!»."
W środę, dnia 25 maja 1921 r. zjawia się siostrze Jó­zefie po raz pierwszy św. Magdalena Zofia Barat. Zało­życielka Zgromadzenia Zakonnic Najsłodszego Serca Jezusa (Sacre Coeur); objęła jej głowę rękami i ściska­jąc serdecznie powiedziała:
„Córko moja, wszystkie swe nędze złóż w Sercu Jezusowym. Kochaj Serce Jezusa, spoczywaj w Sercu Je­zusa, bądź wierna Sercu Jezusa!" „Ujęłam jej rękę, by ją pocałować - pisze siostra Józefa. A potem dwoma pal­cami nakreśliła mi na czole znak błogosławieństwa i znikła natychmiast."
Odwiedza ją jeszcze kilkakrotnie, zachęca i umacnia w ufności następującymi słowami:
„Nie zapominaj, moja córko, że nic się nie dzieje, czego by nie obejmowały plany Boże" (14 marca 1922 roku).
„Nie masz pojęcia, z jaką radością patrzę, jak moje córki tu przychodzą - mówi w celce uświęconą niegdyś jej modlitwą, po oznajmieniu imion pięciu córek zgro­madzenia, które weszły do nieba. Z wyżyn niebieskich błogosławię im z czułością matki i zlewam na nie łaski... pragnę, aby każda z nich była dla Serca Jezusowego miejscem wypoczynku i miłości" (1 lutego 1923 r.).
..Nie ustawaj w cierpieniach, Dusze, które cierpią, ujrzą wielkie rzeczy nie w czasie, ale w wieczności" (4 lutego 1923 r.).
„Niech Jego (Boży) pokój ogarnie twoje serce, moja córko... On przyjdzie wkrótce. Pocieszaj Go z wielką ufnością. Nie zapominaj, że choć jest twoim Bogiem, jest także twoim Ojcem i nie tylko Ojcem, lecz i Oblubieńcem. Nie lękaj się, mów Mu o wszystkim, jest On bowiem gotów cię wysłuchać... Dobry jest nasz Bóg! A Serce Jego jest tak współczujące...!
Pocieszajcie Go i miłujcie. Niech Jego Serce wypo­czywa wśród was, a twoja miłość niech Mu uratuje wiele dusz...! Tak. pocieszajcie Go przez waszą pokorę, tam bowiem gdzie jest pokora, wszystko idzie dobrze. Tam, gdzie braknie pokory, wszystko idzie na opak...
Zostań z Bogiem. Nie odmawiaj niczego twemu Bo­gu" (1 lutego 1923 r.).
..... Miłość nie zna żadnych przeszkód, ilekroć bo­wiem je spotyka, czyni z nich zarzewie, którym podsycaswój płomień... Potem wyjaśnię ci to głębiej..." (8 maja1923 r.).
„Moja droga córko! Kocham cię właśnie taką, jaką jesteś, małą i nędzną... Ja także byłam niepozorna jak ty, ale znalazłam sposób, aby wykorzystać moją małość, oddając się zupełnie Jezusowi, który jedynie jest wielki! Oddałam się Jego Boskiej woli i szukałam jedynie
chwały Jego Serca. Starałam się żyć w świadomości mo­jej niskości i nicości, a On wziął wszystko na Siebie.
Moja córko, żyj w pokoju i ufności. Bądź pokorna i oddaj się temu Sercu, które jest samą miłością!" (28 maja 1923 r.).
„Powiem ci tylko tyle, że w ciągu mojego życia szu­kałam jedynie chwały Bożego Serca. A teraz, kiedy żyję w Nim i przez Niego, moim wyłącznym pragnieniem jest, bardziej niż kiedykolwiek, rozszerzanie Jego Kró­lestwa. Dlatego proszę, aby to małe zgromadzenie stało się środkiem, dzięki któremu wiele dusz pozna i umiłuje to Boskie Serce.
Nie lękaj się! Jeśli szatan usiłuje mu szkodzić, to dla­tego, że jest ono przedmiotem szczególnej miłości Serca Jezusowego. Ale ten Boski Mistrz nie pozwoli, aby wpa­dło w sidła, zastawione przez nieprzyjaciela" (15 paź­dziernika 1923 r.).
„Nie - mówi o zbliżającej się śmierci - nie umrzesz 12, ale Jezus przyjdzie, aby cię złączyć z Sobą najściś­lejszymi węzłami na całą wieczność.
Przychodzę, żeby ci to od Niego powiedzieć. Jezus toruje ci w ten sposób drogę i choćby to było trudne dla stworzeń, układa wszystko w sposób najbar­dziej odpowiedni dla swoich planów.
Tak, ja przyjdę z Matką Najświętszą i z Jezusem, któ­ry cię nigdy nie zostawia samą... Wszyscy troje tu przyj­dziemy... Odwagi! Jeszcze kilka dni na ziemi, aby zasłu­żyć na Ojczyznę Niebieską. Ale żyć z Jezusem, to już żyć w niebie! Zostań w pokoju, ja czuwam nad tobą" (10 grudnia 1923 r.).
Wewnętrzna i zewnętrzna przemiana siostry Józefy dokonywana pod wpływem Łaski Bożej, nie odbywała się bez przeszkód: zwątpienia oporu i wzmagających się pokus złego ducha adekwatnie do powierzonego jej Dzieła.
Po raz pierwszy usłyszała ona głos szatana 28 listopa­da 1921 r., który przeszkadzając Chrystusowi, chciał ją zniechęcić, zastraszyć i spowodować zwątpienie słowa­mi:
„Ty będziesz nasza... Tak, ty będziesz nasza, zmęczy­my cię... Zwyciężymy cię... itd."
Natomiast 10 lutego 1923 r. szatan wściekły na rady udzielane jej przez Założycielkę Zgromadzenia, św. Magdalenę Zofię Barat, mówi:
„Ta błogosławiona swoją pokorą niweczy sama moją moc." I wyznaje jakby zmuszony do wyjawienia pie­kielnej tajemnicy: „A jeśli chcę opanować do głębi jakąś duszę, wystarczy, że pobudzę jej pychę... Jeśli chcę ją zgubić, wystarczy, że jej pozwolę iść za podszeptem py­chy.
Pycha przyczynia mi zwycięstw. Nie spocznę, dopóki nie zaleję nią świata. Zgubiłem się przez pychę, nie przy­stanę więc na to, aby dusze zbawiały się przez pokorę.
To jest całkiem jasne - kończy, krzycząc z wściekło­ścią - te dusze dochodzą do szczytu świętości, które ze­szły jak najgłębiej w przepaść pokory!"
Jezus nigdy nie pozostawia siostry Józefy tylko wła­snym siłom a na obawy jej przed szatanem i jego groź­bami, odpowiada:
„Dlaczego się obawiasz? Czyż nie wiesz, że potęga moja przewyższa moc jego i wszystkich twych wrogów? Szatan z całą swą wściekłością nie może wyrządzić wię­cej zła ponad to, co dopuszcza moja miłość. Ja bowiem pozwalam na cierpienie moich dusz umiłowanych. Jest ono konieczne dla wszystkich, przede wszystkim zaś dla moich dusz wybranych...! Oczyszcza je bowiem, a Ja mogę w ten sposób posłużyć się nimi, aby wiele dusz wydrzeć piekłu.
Nie lękaj się cierpień - zawierz się memu Sercu, które was strzeże jak źrenicy oka..." (8 stycznia 1923 r.).
Matka Najświętsza, która często ukazywała się sio­strze Józefie, wspierała Dzieło swojego Syna słowa­mi:
„Zrozum to dobrze, że wszystko, co za Jego pozwo­leniem widzisz lub cierpisz w piekle, ma posłużyć nie tylko do tego, aby cię oczyścić, ale i w tym celu, byś mogła to podać do wiadomości twym matkom. Nie myśl o sobie, ale jedynie o chwale Serca Jezusowego i o zba­wieniu wielu dusz" (25 października 1922 r.).
Zatrwożona wizją piekła, dnia 5 listopada 1922 r. sio­stra Józefa pisze:
„Widziałam spadające tam stłoczone gromady dusz... Chwilami nie sposób ich policzyć...!"
Siostra Józefa nie omieszka swoich obaw i żalu za duszami potępionymi powtórzyć Panu Jezusowi. Na co On z niezmiernym smutkiem odpowiada jej:
„Ty widzisz te, które się potępiają, ale nie widziałaś jeszcze tych, które się zbawiają."
„Wtedy ujrzałam - pisze siostra Józefa - szereg nie­przeliczonych dusz, ściśnięte jedne obok drugich. Wchodziły one w jakąś przestrzeń bez granic, całą pełną światła i gubiły się w tej niezmierzoności. Serce Jego rozpłomieniło się i powiedział:
«To są te dusze, które przyjęły z poddaniem krzyż mojej miłości i mojej woli.
Jeśli chodzi o czas, w którym pozwalam ci doświad­czać męk piekielnych, to nie uważaj go nigdy za bezu­żyteczny i stracony. Grzech jest obrazą, wyrządzoną nieskończonemu majestawowi Bożemu, więc wymaga on nieskończonej kary i wynagrodzenia.
Kiedy zstępujesz do tej przepaści, cierpienia twoje zapobiegają potępieniu wielu dusz. Majestat Boży przyjmuje je jako zadośćuczynienie za zniewagi, dozna­ne od tych dusz i jako zastępcze wykonanie kar, na które sobie te dusze zasłużyły.
Nie zapominaj nigdy, że pozwala na to moja wielka miłość dla ciebie i dla dusz.»
Pokorna postawa siostry Józefy wzmaga nieukrywa­ną wściekłość szatana:
„Nienawidzę cię całą siłą mej piekielnej nienawiści; będę cię prześladował, dopóki nie doprowadzę cię do opuszczenia tego przeklętego domu... Ileż to dusz mi
wydziera, a jeśli tak jest teraz, to cóż będzie w przyszło­ści...? Rozwalę to dzieło, zniszczę te przeklęte pisma (Dziennik siostry Józefy)... Spalę je... Użyję mej potę­gi..., a jest ona silna jak śmierć!" (listopad 1922 r.).
Szatan nie dawał za wygraną przybierając nawet po­stać Chrystusa aby osiągnąć swój cel. Dzienniczek zo­stał jednak uratowany dzięki wstawiennictwu Matki Najświętszej i woli Pana Jezusa.
„Nie lękaj się - powie jej 9 października 1923 r. Mat­ka Najświętsza - Jezus was broni i sprawi, że przebie­głość nieprzyjaciela zawsze zostanie odkryta, ilekroć będzie chciał cię omylić... Jeśli masz wątpliwość, po­wiedz mu odważnie: Odejdź precz, szatanie, nie mam nic wspólnego z tobą, który jesteś kłamcą. Należę do Jezusa, który jest Prawdą i Życiem."
Na szczególną uwagę zasługują też następujące wypo­wiedzi Matki Najświętszej skierowane do siostry Józefy:
„...Od dzieciństwa miałam poznanie spraw Bożych i świadomość nadziei pokładanych w przyjściu Mesjasza. Dlatego, kiedy anioł zwiastował Mi Tajemnicę Wciele­nia i kiedy stwierdziłam, że jestem wybrana na Matkę Zbawiciela ludzi, serce moje, chociaż bardzo poddane woli Bożej, pogrążyło się w bólu. Wiedziałam bowiem, ile to małe, Boskie Dziecię miało cierpieć, a proroctwo starego Symeona potwierdziło tylko moje Matczyne niepokoje.
Możesz sobie wyobrazić, jakie były moje uczucia, kiedy patrzyłam na piękność mego Syna, na Jego twarz, Jego ręce i nogi i całą Jego postać, wiedząc, jakim katu­szom będzie On musiał podlegać. Gdy całowałam Jego ręce zdawało Mi się, że moje wargi są już wilgotne od krwi, która miała kiedyś wytrysnąć z zadanych Mu ran. Całując Jego nogi, w duchu widziałam je przybite do krzyża. Gdy gładziłam Jego prześliczne włosy, uprzyto­mniałam sobie, jak pokryje je krew i opasze cierniowa korona.
Kiedy zaś w Nazarecie stawiał pierwsze kroki i wy­ciągnąwszy rączki, biegł na moje spotkanie, nie mogłam powstrzymać łez na myśl o tych rękach rozpiętych na krzyżu, na którym miał umrzeć.
Kiedy doszedł już do wieku młodzieńczego, była w Nim taka pełnia piękności, że każdy patrzył Nań z podziwem... Jedynie moje serce Matczyne ściskało się na myśl o katuszach, które już z góry odczuwałam...
A potem trzyletnia rozłąka w czasie Jego życia pu­blicznego, godziny Jego męki i śmierci stanowiły dla Mnie najstraszniejsze męczeństwo.
Kiedy   trzeciego   dnia   ujrzałam   Go   w   chwale zmartwychwstania, niewątpliwie próba zmieniła mój charakter, ponieważ nie mógł już więcej cierpieć...
Ale jakże bolesne i smutne miało być rozstanie! Jedy­ną moją pociechą miało być pocieszać Go i wynagra­dzać Mu za zniewagi ludzi. A przy tym, jakże długie wygnanie...! Jakież gorące westchnienia wznosiły się z mojej duszy...! Jakże tęskniłam za chwilą wiecznego zjednoczenia...!
Ach, czymże jest życie bez Niego...! Jakże światło staje się przyćmione...! Jakież pragnienie zjednocze­nia...! A jakże On zwlekał z przyjściem...! Było to w początkach mego 73. roku życia, gdy dusza moja prze­niknęła jak błyskawica z ziemi do nieba. Przy końcu 3 dnia aniołowie przyszli po moje ciało i przenieśli je w radosnym triumfie aby je złączyć z moją duszą... Co za podziw, uwielbienie i słodycz, kiedy oczy moje oglądały po raz pierwszy w chwale i majestacie mego Syna i me­go Boga wśród zastępów anielskich! Któż wypowie, córko moja. zdziwienie, jakie Mnie ogarnęło na widok mojej niezmiernej niskości, ukoronowanej tylu darami i powitanej takimi okrzykami radości...! Już nie ma wię­cej smutku... Już nie ma żadnego cienia w radości! Sama słodycz..., sama chwała... i sama tylko mitość...! Wszy­stko przemija (córko moja), a szczęśliwość niebieska nie ma końca... Zima życia jest krótka, a wiosna będzie wieczna" (15 sierpnia 1923 r. święto Wniebowzięcia Maiki Najświętszej).
„Córko moja, Kościół wychwala Mnie i czci rozważając moje Niepokalane Poczęcie. Ludzie podziwiają cuda, które Pan zdziałał we Mnie i piękno, którym Mnie przyodział, zanim grzech pierworodny zdołał dotrzeć do mojej duszy. Tak. Ten, który jest Bogiem Odwiecznym wybrał Mnie na swoją Matkę i obsypał Mnie wyjątko­wymi łaskami, jakie nie byty udziałem żadnego stwo­rzenia. Cała piękność jaśniejąca we Mnie, jest odbla­skiem doskonałości Wszechmocnego, a wszystkie pochwały do Mnie skierowane wysławiają Tego, który będąc moim Stworzycielem i Panem, chciał ze Mnie uczynić swą Matkę. Najchwalebniejszym moim przy­wilejem jest być Niepokalaną, a zarazem Matką Bo­ga. Ale raduję się zwłaszcza tym, że mogę dołączyć doń tytuł matki Miłosierdzia i Matki Grzeszników" (8 grudnia 1923 r.).
Pan Jezus pewnego dnia powiedział do Siostry Józefy z zatroskaniem o swojej Męce, szczególnie o Pięciu Ranach:
...Oto te Rany otwarte na krzyżu, aby odkupić świat od śmierci wiecznej i dać mu życie. One to uzyskują miłosierdzie i przebaczenie dla tylu dusz, które pobu­dzają gniew Ojca. One to będą odtąd dawać im światło, siłę i miłość... Rana mojego Serca jest Boskim wulka­nem, który ma rozpłomienić moje dusze wybrane".
Święty Augustyn słyszał te same wezwania. Pisze on następująco: ,,Rany Jezusa Chrystusa są pełne miłosierdzia, pełne czułości, pełne słodyczy i miłości. Przebodli ręce Jego i nogi, otworzyli bok Jego grotem włóczni, przez te kanały wolno mi kosztować, jak miodki jest Pan mój i Bóg... Obfite odkupienie dane nam jest w tych ranach Jezusa Chrystusa naszego Zbawcy, mnóstwo słodyczy, pełność laski i doskona­łość cnót".
Nie raz, ale kilka razy święty konwertyta, doktor miłosierdzia pobudza do ufności dusze grzeszników zwłaszcza tych, których zbrodnie doprowadzają do rozpaczy.
Święty Bernard szereg razy w życiu posługiwał się takimi gorącymi zachętami:
„W rozpaczy swojej nie mów nigdy: moja nie­prawość jest zbyt wielka, abym mógł odzyskać przeba­czenie. Odrzuć tę myśl. Przeciwnie, większa jest ojcowska dobroć Boga, aniżeli wszelka nieprawość".
„A ja z ufnością czerpię we wnętrznościach Pana to, czego mi brak, ponieważ obfitują one w miłosierdzie i nie brak szczelin, przez które tryskają Jego łaski. Przebodli Jego ręce i nogi, otworzyli bok Jego: mogę teraz przez te rany wyssać miód z pieczary i oliwę ze skały, to znaczy patrzeć i rozkoszować się słodyczą Pana. Pan myślał tylko o pokoju, a ja o tym nie wiedziałem... Wołają gwoździe, wołają rany, że w Chrystusie naprawdę jest Bóg, który świat ze sobą jedna. Na rozcież jest otwarte sanktuarium tego Serca, dokąd prowadzą nas wszystkie rany Jego ciała. Ot­worem stoi wielki sakrament Miłości Ojca; w pełni są otwarte dla naszej duszy wnętrzności miłosierdzia naszego Boga...
„Czy przez rany te nie są widoczne wnętrzności dla wszystkich? Gdzież, jeżeli nie w tych ranach, mogłaby zajaśnieć z większą oczywistością ta prawda, że Ty, Panie, jesteś słodki i cichy i bogaty w miłosierdzie. Nikt nie ma więcej miłosierdzia od Tego, który daje swe życie za ludzi, zasługujących na śmierć i skaza­nych na zgubę. Krótko mówiąc, moją zasługę stanowi miłosierdzie Pana".
W duchowym skarbcu Kościoła znajduje się nie­zmiernie wielka ilość podobnie pięknych tekstów. Są one równie piękne, przejmujące, pełne gorącej za­chęty... Szkoda, że kierując się smutnymi nawykami zapominamy o nich jak o wielu zmarłych. Niech przynajmniej tutaj odżyją w naszej pamięci.
Zwierzenia pokornej Siostry Józefy są jakby przej­mującym echem wielkiego i jedynego Boga, który w każdej epoce z godną uwielbienia cierpliwością i łaskawością chce nas na nowo przekonać, że jest Miłością prawdziwą, Miłością nieskończenie hojną i bezinteresowną. Miłością niewyczerpanie miłosierną, Miłością bez końca niepokojącą się o to, aby uczynić wszystkich ludzi szczęśliwymi na miarę, jaką nam zapowiedział Jezus Chrystus, Odkupiciel każdego człowieka i całego świata.

Wezwanie do miłości cz. 15: http://wezwanie.blogspot.com/2011/06/wezwanie-do-miosci-2-w-ciemnosciach.html