4/ Wezwanie do miłości: 2. Eucharystia

„...Jeśli bowiem radość moja była wielka na myśl o tych duszach, dla których miałem się stać Pokarmem i Towarzyszem i od których aż do końca wieków mia­łem otrzymywać akty uwielbienia, wynagrodzenia i mi­łości..., to przecież nie mniejszy był mój smutek na wi­dok tylu innych dusz, które miały Mnie opuścić, lub na­wet nie uwierzyć w moją rzeczywistą obecność.
Do iluż serc, skalanych grzechem, nie powinienem
był wstępować..., i ileż razy znieważone Ciało i Krew miały się przyczynić jedynie do zguby tylu dusz!
Ach, jakże wyraźnie widziałem w tej chwili święto­kradztwa, zniewagi i niezliczone ohydne grzechy prze­ciwko Mnie popełnione... Ileż godzin..., ile nocy, mia­łem pozostać Sam ukryty w tabernakulum...! Ileż dusz miało odepchnąć moje wezwania, pełne miłości, które kierowałem do nich z tego przybytku...!
Ach, Józefo, daj się przeniknąć uczuciom mojego Serca. Z miłości dla dusz jestem więźniem w Eucha­rystii. Pozostaję tam, aby ludzie mogli przyjść do Mnie z każdą przykrością i szukać pociechy w najczulszym z serc, u najlepszego z ojców i Przyjaciela, który ich nigdy nie opuszcza. Eucharystia jest wynalazkiem miłości...! A ta Miłość, która wyczerpuje się i wyniszcza dla dobra dusz, nie znajduje wzajemności...!
Mieszkam z grzesznikami, aby się stać ich zbawie­niem i życiem, ich lekarzem a równocześnie lekarstwem na wszelkie choroby, jakie pociąga za sobą zepsuta na­tura. I oni w zamian za to oddalają się, znieważają Mnie, i gardzą Mną.
Ach, biedni grzesznicy! Nie odsuwajcie się ode Mnie... Dzień i noc oczekuję was w tabernakulum. Nie będę wam wypominał waszych zbrodni... Nie rzucę wam ich w twarz... Ale obmyję je w Krwi moich ran. Nie lękajcie się... Przyjdźcie do Mnie... Gdybyście wiedzieli jak Ja was miłuję...!
A wy znów, dusze drogie, dlaczego jesteście tak zimne i obojętne na moją miłość...? Wiem, że wciąż zaprzą­tają was potrzeby waszej rodziny..., waszego domu..., wymagania światowe... A jednak czyż nie znajdziecie chwilki czasu, aby dać Mi dowód miłości i wdzięczno­ści? Ach, nie dajcie się pochłonąć tysiącznym błahost­kom i znajdźcie wolny moment na odwiedziny i przyję­cie Więźnia Miłości...!
Kiedy wasze ciało jest osłabione lub schorzałe, czy nie znajdujecie czasu na to, aby pójść do lekarza, który ma was wyleczyć? Przyjdźcie więc do tego, który wa­szej duszy może wrócić siły i zdrowie. Złóżcie jałmużnę miłości Boskiemu Więźniowi, który was oczekuje, któ­ry was wzywa i pożąda...
Wszystkie te uczucia opanowały Mnie, Józefo, w tej chwili Ostatniej Wieczerzy. Ale nie powiedziałem ci je­szcze, co czuło moje Serce, na myśl o moich duszach wybranych: o moich oblubienicach i o moich kapła­nach...
Jeśli bowiem ich niewierności ranią Mnie głęboko, to ich miłość do tego stopnia pociesza i zachwyca moje Serce, że zapomina Ono niejako o zniewagach wielu dusz...
W chwili ustanowienia Najświętszego Sakramentu widziałem wszystkie uprzywilejowane dusze, które miały pożywać moje Ciało i Krew, znajdując, jedne le­karstwo na swe słabości, inne zaś ogień, trawiący ich nędzę i rozpalający w nich miłość...
Jeden cel miał je zjednoczyć, miały się one stać niejako ogrodem, w którym każda miała wyhodować kwiat i sprawić Mi przyjemność jego zapachem... Miałem ogrzać te, które by potrzebowały ciepła, a moje Święte Ciało miało się dla nich stać ożywiającym słońcem. U jednych miałem szukać pociechy, u drugich schronie­nia, u innych wreszcie wypoczynku... O, gdybyście wie­działy, wy dusze, tak bardzo umiłowane, jak łatwo jest pocieszyć, ukryć i dać wypoczynek Bogu!
Ten Bóg, który was nieskończenie miłuje, wyzwoliw­szy was z niewoli grzechu, zasiał w was, jak ziarno, nie­zrównaną łaskę swego powołania i w tajemniczy sposób pociągnął was do Ogrodu Swoich Rozkoszy: ten Bóg, Zbawca wasz, stał się Oblubieńcem waszym.
On was żywi swym przeczystym Ciałem i poi swą Krwią.
Jeśli popadniecie w chorobę, On stanie się waszym lekarzem, przyjdźcie do Niego, On was uleczy. Ogarnie was oziębłość, przyjdźcie do Niego, On was rozgrzeje. W Nim znajdziecie odpoczynek i szczęście. Nie odda­lajcie się więc od Niego. On jest waszym życiem. A kie­dy prosi was o pociechę, nie rańcie Go odmową...
Ach, co za gorycz przeżywałem, kiedy ujrzałem, że tyle dusz, obdarzonych szczególnymi łaskami, stało się przyczyną cierpienia dla mojego Serca! Czyż nie jestem zawsze ten Sam...? Czy zmieniłem się w stosunku do was...? Nie, miłość moja jest niezmienna i do końca wie­ków będę was miłował w sposób szczególny.
Jeśli jesteście obarczone nędzą, co nie uchodzi mej wiedzy, pamiętajcie, że moje czułe spojrzenie nie od­wraca się od was. Przeciwnie gorąco was oczekuję, aże­byście przyszli do Mnie, nie tylko ulżyć swej nędzy, ale doznać nowych łask - dobrodziejstw.
Jeśli was proszę o miłość, nie odmawiajcie Mi jej. Tak łatwo jest kochać Tego, który jest samą miłością. Jeśli wymagam czegoś, co kosztuje waszą naturę, to da­ję wam równocześnie łaskę i siłę, aby się zwyciężyć.
Wybrałem was, byście się stali moją pociechą. Po­zwólcie Mi więc wejść do swej duszy, a kiedy nie macie nic, co by było godne Mnie, mówcie pokornie, ale z ufnością: «Panie, Ty znasz kwiaty i owoce mojego ogro­du... Przyjdź i pokaż mi, co mam czynić, aby na przy­szłość rosły tu kwiaty, których pragniesz».
Duszy, która pobudzona gorącym pragnieniem złoże­nia Mi dowodów swej miłości, mówi do Mnie w ten sposób, odpowiadam: Duszo ukochana, jeśli chcesz, aby twój ogród wydał kwiat, który lubię, pozwól Mi samemu go uprawiać... Pozwól Mi zaorać tę ziemię... Pozwól Mi dziś wyrwać te korzenie, które Mi przeszkadzają, a któ­rych sama nie masz siły usunąć... Jeśli wymagam od cie­bie ofiary z twych upodobań lub charakteru albo też z aktów miłości, cierpliwości i zaparcia się..., czy też tego lub innego dowodu gorliwości, posłuszeństwa lub umar­twienia, to dlatego, aby dać ziemi zaprawę, która ją wzbogaci i pomoże do wydania kwiatów i owoców; zwycięstwo, które odniosłaś nad sobą, uzyska światło dla jakiegoś grzesznika..., przykrość pokornie zniesiona, zagoi ranę którą Mi zadał, wynagrodzi zniewagę, uczyni zadość za winę..., uwaga, spokojnie a nawet z radością przyjęta, uzyska dla dusz zaślepionych pychą łaskę oświecenia, skłaniając je do pokornej prośby o przeba­czenie.
Tego wszystkiego dokonam w twej duszy, jeśli zosta­wisz Mi swobodę działania. Wtedy szybko wyrosną kwiaty, a ty staniesz się pociechą mego Serca. Szukam tej pociechy i chcę ją znaleźć w moich duszach wybra­nych.
«Panie, Ty wiesz, że postanowiłam pozwolić Ci czy­nić w sobie, co Ci się będzie podobało... Niestety! Upa­dłam i zasłużyłam na Twoje niezadowolenie... Czy prze­baczysz mi jeszcze, mnie, tak nędznej, która na nic Ci się przydać nie może?»
Tak, duszo ukochana, nawet twoje upadki mogą Mnie pocieszyć. Nie zniechęcaj się, ponieważ ten akt pokory, do którego cię zmusza popełniona wina, więcej Mnie pocieszył, niż gdybyś była nie upadła. Odwagi, idź na­przód i pozwól Mi w sobie pracować.
Oto co widziałem w chwili ustanowienia Przenaj­świętszego Sakramentu. Miłość rozpala we mnie pra­gnienie, aby stać się pokarmem dla dusz, albowiem zo­stałem między ludźmi nie tylko po to, aby żyć z dosko­nałymi, ale aby podtrzymywać słabych i żywić malucz­kich. Ja przyczynię się do ich wzrostu i Ja ich umocnię. Ich dobre pragnienia będą moją pociechą, ich nędza miejscem mego wypoczynku.
Niestety! Czy niektóre spośród tych dusz nie staną się powodem mego cierpienia...? Czy wszystkie wytrwa­ją...? Oto bolesny okrzyk, który wyrywa Mi się z serca... Jęk, który chcę dać posłyszeć duszom... Zapisz, co wy­cierpiało moje Serce w tej godzinie, kiedy nie mogąc powstrzymać trawiącego Mnie płomienia, wynalazłem ten cud miłości, jakim jest Eucharystia. Patrząc na wszy­stkie dusze, które miały pożywać ten Boski Chleb, wi­działem równocześnie niewdzięczność tylu dusz Mi po­święconych..., tylu kapłanów... Co za cierpienie dla mo­jego Serca...! Widziałem, jak te dusze stygną..., popada­ją w rutynę..., a nawet upadają coraz to niżej... Przycho­dzi znużenie, zmęczenie, aż kończą na oziębłości...
A przecież Ja jestem w tabernakulum całą noc i cze­kam na tę duszę... Pragnę gorąco, aby Mnie przyjęła... Aby mówiła do Mnie z zaufaniem oblubienicy... Aby przedstawiła Mi swe trudności, pokusy, cierpienia... Aby się Mnie radziła i błagała o łaskę, której potrzebuje dla siebie i dla drugich... W swej rodzinie lub wśród swych podwładnych może ma dusze, które są z dala ode Mnie i którym grozi niebezpieczeństwo...
Przyjdź - mówię do niej - mów Mi o wszystkim w pełnym zaufaniu... Zatroszcz się o grzeszników... Ofia­ruj się na wynagrodzenie... Powiedz Mi, że dziś nie zo­stawisz Mnie Samego...! A potem zapytaj mego Serca, czy nie pragnie od ciebie czegoś więcej na pociechę...
Oto, czego się spodziewałem od tej duszy tak, jak i od wielu innych... A ona, kiedy Mnie przyjmuje, powie Mi zaledwie jedno słowo... Jest roztargniona, znużona, podrażniona..., zajęta swymi sprawami..., niespokojna o rodzinę..., myśli wciąż o swym zdrowiu... Nie wie, co Mi powiedzieć..., jest zimna..., znużona..., spieszno jej odejść... W taki to sposób przyjmujesz Mnie duszo wy­brana. Ty, której całą noc z upragnieniem oczekiwałem.
Tak, czekałem na nią, aby w niej wypocząć i ulżyć jej troskom...
Przygotowałem dla niej nowe łaski... a ona nawet ich nie pragnie..., nie prosi Mnie o nie, ani o radę, ani o siłę... Użala się tylko i to nawet, nie zwracając się do Mnie... Wydaje się, że przyszła spełnić tylko pustą formalność, lub ze zwyczaju, czy też dlatego, że nie ma na sumieniu ciężkiej winy. Nie powoduje nią ani miłość, ani praw­dziwe pragnienie, żeby się ze Mną ściśle zjednoczyć... Nie, ta dusza nie okazuje Mi delikatności, której spodziewało się od niej moje Serce.
A ten kapłan...? Ach, jakżeż wyrazić, czego oczekuję od każdego z moich kapłanów... Wyposażyłem ich w moją moc, aby przebaczali duszom... Oddałem się do ich rozporządzenia: na ich słowa schodzę z nieba na zie­mię... Oddaję się w ich ręce, aby Mnie zamknęli w taber­nakulum albo podali w Komunii Św. Są oni przecież moimi szafarzami. A wreszcie powierzam im dusze, aby przez swe nauki, duchowe kierownictwo, a zwłaszcza przez swój przykład prowadzili je po drogach cnoty.
Czy wszyscy odpowiadają temu wezwaniu...? Czy wszyscy wykonują tę misję miłości...? Czy dziś przy ołtarzu, kapłan mój będzie Mi polecał dusze, które mu powierzyłem...? Czy wynagrodzi Mi zniewagi, których doznałem, a których on posiadł tajemnicę...? Czy popro­si Mnie o siłę, aby święcie wykonać swe zadanie...? Aby gorliwie zabrać się do pracy nad zbawieniem dusz...? Czy będzie umiał zaprzeć siebie samego dzisiaj, więcej niż wczoraj...? Czy okaże Mi miłość, której oczekuję... Czy będę mógł w nim spocząć, jak w drogim i umiłowa­nym Mi uczniu...? Ach, co za ból przeszywa me Serce, kiedy muszę wyznać, że: «Dusze ludzi światowych ra­nią moje ręce i nogi i kalają moje oblicze..., lecz moje dusze wybrane, więc moje oblubienice, moi kapłani, przeszywają i rozdzierają moje Serce... Iluż jest kapła­nów, którzy wielu duszom przywrócili łaskę, a sami trwają w stanie grzechu...! Iluż z nich odprawi mszę w tym stanie, przyjmie Mnie w Komunii Św. ..., żyje i umiera w ten sposób...!»
To był ten ból, który Mnie przeniknął w chwili ostat­niej Wieczerzy, kiedy ujrzałem wśród moich dwunastu pierwszego niewiernego apostoła..., a po nim tylu in­nych w ciągu przyszłych wieków...!
Eucharystia jest wynalazkiem miłości. Jest życiem i mocą dusz, lekarstwem na wszelkie słabości, wiaty­kiem na drogę wieczności. W niej grzesznicy odzyskują życie duszy... Oziębli znajdują prawdziwe ciepło... Gor­liwi spoczynek i zaspokojenie swych pragnień... Dosko­nali skrzydła, którymi wznieść się mogą ku coraz wy­ższej świętości... Dusze czyste słodycz, która stanowi dla nich najdelikatniejszy pokarm. Eucharystia jest dla dusz Bogu poświęconych mieszkaniem, przedmiotem miłości i życiem. W niej znajdują obraz swych ślubów zakonnych, tych błogosławionych i świętych więzów, które je łączą nierozdzielnie z Boskim Oblubieńcem.
Tak, o dusze Bogu poświęcone, w tej małej Hostii okrągłej i cienkiej, gładkiej i lekkiej, znajdziecie dosko­nały symbol waszego ślubu ubóstwa.
Taką powinna być dusza, która wiąże się ubóstwem: nie ma w niej skrzywień, to znaczy drobnych przywią-zań naturalnych do rzeczy, których używa, ani do zaję­cia, które wykonuje, ani do rodziny, ani do ojczyzny... Jest ona gotowa zawsze wszystko opuścić, zostawić, zmienić... Nie ma w niej nic ziemskiego, serce ma wolne od tajemnych przywiązań... Nie znaczy to, że jej serce ma być nieczułe, nie! Im bardziej kocha, tym lepiej bę­dzie umiała zachować ślub ubóstwa, nie naruszając go. Zasadniczą rzeczą dla duszy zakonnej jest, po pierwsze, niczego nie posiadać bez pozwolenia lub upoważnienia przełożonych; po drugie, być zawsze gotową na pierw­sze skinienie opuścić i pozostawić to, co się ma i ko­cha...
...W tej małej, białej Hostii znajdą doskonały obraz swego ślubu czystości. Tu pod postaciami chleba i wina kryje się rzeczywista obecność Boga. Pod tą osłoną je­stem zawsze cały z Ciałem, Krwią, Duszą i Bóstwem... Dusza poświęcona Chrystusowi Panu przez ślub dzie­wictwa powinna się osłonić w podobny sposób skromnością i prostotą tak, by pod postacią ludzką kryć się mogła prawie anielska czystość.
I pamiętajcie wy, o dusze, które stanowicie dwór Ba­ranka bez zmazy, że chwała, którą Mi przez to przyno­sicie, przewyższa w niezrównany sposób tę, którą Mi oddają duchy anielskie. One bowiem nie doznały słabo­ści natury ludzkiej. A na to, by zostać czystymi, nie mu­siały ani walczyć ani zwyciężać.
Upodabniacie się także do mojej Matki, która, choć stworzenie śmiertelne, odznacza się przecież czystością bez zmazy..., choć podległa całej nędzy natury ludzkiej, jednak pozostała niepokalaną w każdej chwili życia. Ona jedna przyniosła Mi więcej chwały niż wszystkie duchy niebieskie, a Bóg sam, pociągnięty tą czystością, w Niej utworzył sobie ciało i zamieszkał w swym stwo­rzeniu...
I więcej jeszcze, dusza, która Mi się poświęciła przez ślub czystości, staje się podobna do Mnie, Stworzyciela, w stopniu możliwym dla stworzenia. Bo i Ja, chociaż przyodziałem naturę ludzką nie wykluczając jej nędzy, żyłem bez cienia najmniejszej zmazy.
W ten sposób przez ślub czystości staje się dusza Hostią białą i czystą, która bez przerwy przynosi chwałę majestatowi Bożemu.
l wreszcie, o dusze zakonne, w Eucharystii znajdzie­cie wzór dla waszego ślubu posłuszeństwa.
Tu jest ukryta i unicestwiona wielkość i moc Bóstwa. Jestem tu niejako bez życia, Ja, który duszom życie daję dla nich najdelikatniejszy pokarm. Eucharystia jest dla dusz Bogu poświęconych mieszkaniem, przedmiotem miłości i życiem. W niej znajdują obraz swych ślubów zakonnych, tych błogosławionych i świętych więzów, które je łączą nierozdzielnie z Boskim Oblubieńcem.
Tak, o dusze Bogu poświęcone, w tej małej Hostii okrągłej i cienkiej, gładkiej i lekkiej, znajdziecie dosko­nały symbol waszego ślubu ubóstwa.
Taką powinna być dusza, która wiąże się ubóstwem: nie ma w niej skrzywień, to znaczy drobnych przywiązań naturalnych do rzeczy, których używa, ani do zaję­cia, które wykonuje, ani do rodziny, ani do ojczyzny... Jest ona gotowa zawsze wszystko opuścić, zostawić, zmienić... Nie ma w niej nic ziemskiego, serce ma wolne od tajemnych przywiązań... Nie znaczy to, że jej serce ma być nieczułe, nie! Im bardziej kocha, tym lepiej bę­dzie umiała zachować ślub ubóstwa, nie naruszając go. Zasadniczą rzeczą dla duszy zakonnej jest, po pierwsze, niczego nie posiadać bez pozwolenia lub upoważnienia przełożonych; po drugie, być zawsze gotową na pierw­sze skinienie opuścić i pozostawić to, co się ma i ko­cha...
...W tej małej, białej Hostii znajdą doskonały obraz swego ślubu czystości. Tu pod postaciami chleba i wina kryje się rzeczywista obecność Boga. Pod tą osłoną je­stem zawsze cały z Ciałem, Krwią, Duszą i Bóstwem... Dusza poświęcona Chrystusowi Panu przez ślub dzie­wictwa powinna się osłonić w podobny sposób skromnością i prostotą tak, by pod postacią ludzką kryć się mogła prawie anielska czystość.
I pamiętajcie wy, o dusze, które stanowicie dwór Ba­ranka bez zmazy, że chwała, którą Mi przez to przyno­sicie, przewyższa w niezrównany sposób tę, którą Mi oddają duchy anielskie. One bowiem nie doznały słabo­ści natury ludzkiej. A na to, by zostać czystymi, nie mu­siały ani walczyć ani zwyciężać.
Upodabniacie się także do mojej Matki, która, choć stworzenie śmiertelne, odznacza się przecież czystością bez zmazy..., choć podległa całej nędzy natury ludzkiej, jednak pozostała niepokalaną w każdej chwili życia. Ona jedna przyniosła Mi więcej chwały niż wszystkie duchy niebieskie, a Bóg sam, pociągnięty tą czystością, w Niej utworzył sobie ciało i zamieszkał w swym stwo­rzeniu...
I więcej jeszcze, dusza, która Mi się poświęciła przez ślub czystości, staje się podobna do Mnie, Stworzyciela, w stopniu możliwym dla stworzenia. Bo i Ja, chociaż przyodziałem naturę ludzką nie wykluczając jej nędzy, żyłem bez cienia najmniejszej zmazy.
W ten sposób przez ślub czystości staje się dusza Hostią białą i czystą, która bez przerwy przynosi chwałę majestatowi Bożemu.
l wreszcie, o dusze zakonne, w Eucharystii znajdzie­cie wzór dla waszego ślubu posłuszeństwa.
Tu jest ukryta i unicestwiona wielkość i moc Bóstwa. Jestem tu niejako bez życia, Ja, który duszom życie daję i podtrzymuję świat. Tu już nie ode Mnie zależy odejść lub zginąć, żyć w samotności lub w towarzystwie: mą­drość, moc, swoboda znika pod tą Hostią... Postacie chleba przykuwają Mnie jak więzy, osłaniają jak welon. W ten sposób ślub posłuszeństwa jest dla duszy za­konnej łańcuchem, który ją wiąże, zasłoną, pod którą ma ona zniknąć tak, że jej wola. sąd. wybór i swoboda po­zostają w zależności od życzenia Boga. wyrażonego przez wolę przełożonych..."
Na uwaaę siostry Józefy: ..Dziś rano była Pierwszu Komunia Święta dzieci, więc... wielką pociechę musiał (Jezus) znaleźć w tych duszach czystych i niewinnych" - odpowiada z dobrocią:
„Tak, chronię się do tych dusz i do dusz moich oblu­bienic, aby zapomnieć o zniewagach świata.
Dzieci są dla mojego Serca jak pączki kwiatów, w których szukam schronienia. W duszach zaś moich oblubienic ukrywani się i wypoczywam, są one bowiem jak róże rozwinięte, które bronią Mnie swymi kolcami i pocieszają miłością..."

Wezwanie do miłości cz. 5: http://wezwanie.blogspot.com/2011/06/wezwanie-do-miosci-3-getsemani.html