Serce Jezusa zaczęło bić miłością ku nam od pierwszego momentu Wcielenia. Pałało miłością w czasie swego ziemskiego życia. W czasie ostatniej wieczerzy pozwolił Jezus św. Janowi Ewangeliście odczuć bicie swego Serca, kiedy ten położył swoją głowę na Jego piersi. Pierwsi chrześcijanie żyli w wielkiej pobożności i oddaniu się Bogu. Gdy po wiekach ludzie popadli w obojętność, dla pobudzenia ich gorliwości zechciał Jezus ukazać się w ludzkiej postaci niektórym wybrańcom. Ukazywał się zwykle z widocznym zranionym sercem i mówił o swojej miłości. Do łych wybranych dusz należy przede wszystkim Małgorzata Maria Alacoque.
Wkrótce po Bożym Narodzeniu 1673 r. w uroczystość św. Jana Ewangelisty znajdowała się Małgorzata w klasztornym chórze. Była sama, zatopiona w modlitwie przed tabernakulum. Nagle stanął przed nią Jezus. Małgorzata długo wpatrywała się w Jego ludzką postać, dziwiąc się w swej pokorze, że została dopuszczona do takiego szczęścia.
Zbawiciel dał jej poznać nieprzeniknione tajemnice swego Serca, potem rzekł: „Moje Boskie Serce taką miłością płonie ku ludziom, a szczególnie ku tobie, że nie mogę już dłużej utrzymać tych płomieni zamkniętych w mym łonie. Ono pragnie rozlać je za twoim pośrednictwem, pragnie wzbogacić ludzi swoimi skarbami. W nim znajda wszystko, czegokolwiek będzie im potrzeba dla ratowania dusz z przepaści zguby. Ja zaś wybrałem ciebie, która sama z siebie jesteś otchłanią nędzy i nieudolności, aby przez ciebie spełnić moje wielkie plany, ponieważ chcę, aby to było wyłącznie moje dzieło".
Miewała Małgorzata później inne jeszcze widzenia, ale nawet poza widzeniami czuła stale obecność Jezusa przy sobie. Tak sama ten swój stan opisuje: "Widziałam Go. czułam Go przy sobie, słyszałam Jego głos, a to wszystko wyraźniej, aniżeli przy pomocy zmysłów, bo wszelkie roztargnienie było wykluczone, moja uwaga nie mogła się od Niego oderwać".
Małgorzata Maria stała się narzędziem, którym posłuży się Jezus do wypełnienia swych wielkich planów.
Gorliwy apostoł Najświętszego Serca Jezusa
Pewien młody, zdolny kapłan w Chile poważnie zachorował na gardło. Gdy w roku 1906 jego ojczyznę nawiedziło straszne trzęsienie ziemi, z całą gorliwością oddał się pomocy ofiarom tej klęski, nie oszczędzając swych sił. Wtedy nabawił się choroby serca, kompletnie zrujnował swoje zdrowie. Uświadomił sobie, że w krótkim czasie będzie musiał odejść z tego świata i zaczął się do tego przygotowywać.
Ale pewnego dnia nawiedziła go uparta myśl: „Jechać do Paray le Monial, do miejsca objawień siostry Małgorzaty i tam właśnie przygotować się na śmierć".
Przybywszy na miejsce, modlił się z głęboką wiarą przed ołtarzem Najśw. Serca Jezusa: „Tu, o Jezu, objawiłeś cuda swojej miłości. Daj mi poznać Twoją wolę. Jeśli tak być musi, zgadzam się na rychłą śmierć. Jeśli natomiast chciałbyś mnie uzdrowić, poświęcę cale moje życie głoszeniu czci Twojego Serca".
W czasie tej modlitwy poczuł w swoim ciele jakiś silny wstrząs, jakby przepływ prądu elektrycznego. I w tym momencie ustał ucisk w płucach, ból gardła i serca, ustąpiła gorączka. Poczuł się całkiem zdrowy i zrozumiał, że Jezus istotnie chce mu powierzyć specjalną misję.
Z Paray udaje się wprost do Rzymu, do papieża Piusa X, aby go prosić o błogosławieństwo na pracę, którą Zbawicielowi obiecał. Z otrzymanym błogosławieństwem wraca do Chile i tu rozpoczyna swoje apostolstwo, którego nie zaprzestanie do śmierci. Jeździ po całym prawie świecie, głosząc misje, konferencje, poświęcając rodziny Bożemu Sercu, zapalając swych słuchaczy milością Bożą. Pod koniec życia pisze książki. Najpiękniejsza jego książka pt. Jezus Król miłości doczekała się w języku polskim kilku wydań. Wielu Polaków zna nazwisko tego kapłana, to sławny ojciec Mateo Crawley.
Wiązanka: Powiesić na ścianie swojego mieszkania obraz Bożego Serca, ozdobić go kwiatami i często na niego spoglądać.