Jezus jest naszym Boskim Nauczycielem. My, jako Jego uczniowie, mamy obowiązek słuchać Jego pouczeń i wdrażać je w życie. Daje nam też Jezus takie znamienne wskazanie: „Weźmijcie jarzmo moje na siebie i uczcie się ode mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych" (Mt 11,29). Nie tylko tak nas naucza, ale w swoim ziemskim życiu daje nam przykład wielkiej cierpliwości i łagodności.
Już jako dziecię ucieka w ramionach swej Matki do obcego kraju przed Herodem, który czyhał na Jego życie. W życiu publicznym - na wszystkie przezwiska i prześladowania zagorzałych wrogów - odpowiada spokojnie. W czasie męki, fałszywie oskarżany - milczy. Dziwił się temu pogański sędzia i mówił: „Patrz, o jak wiele rzeczy cię oskarżają, dlaczego nie odpowiadasz" (Mt 25,4). Skazany na śmierć, poszedł na Kalwarię z krzyżem na barkach, cichy jak baranek.
Musimy naśladować Jezusa, jeśli chcemy być Jego czcicielami. Nie dorównamy Jego łagodności i świętości, ale powinniśmy przynajmniej starać się zrobić tyle, na ile nas stać.
Św. Augustyn zauważa: „Gdy Jezus mówi: «Uczcie się ode mnie - to nie ma na myśli, abyśmy się od Niego uczyli, jak stwarzać świat, jak działać cuda, ale jak naśladować Go w cnotach»".
Jeśli chcemy pogodnie przejść przez życie, nie martwić się więcej niż to konieczne, mieć spokój w domu, żyć w zgodzie z bliźnimi - musimy praktykować cnotę cierpliwości i łagodności. Między błogosławieństwami, które wypowiedział Jezus na tamtej sławnej górze, jest i takie: „Błogosławieni cisi (łagodni), albowiem oni posiądą ziemię" (Mt 5,5).
I rzeczywiście, z łatwością możemy zauważyć, że kto jest cierpliwy, taktowny, uprzejmy, kto wszystko znosi ze spokojem, zdobywa serca ludzkie. Przeciwnie charaktery nerwowe, niecierpliwe - odpychają od siebie, są trudne dla otoczenia, nie zyskują u nikogo uznania i sami wszędzie czują się źle.
Musimy być cierpliwi także dla siebie samych, dla naszych braków, dla naszego charakteru. Kiedy spostrzegamy u siebie jakiś błąd, nie denerwujmy się, ale powiedzmy sobie: Znowu okazało się jakim jestem. Panie, Ty widzisz moją słabość, pomóż mi zrobić jakiś krok naprzód. Niektórzy złoszczą się na siebie za to, że się zdenerwowali.
Miejmy cierpliwość także dla innych. Ci, z którymi mamy najwięcej do czynienia, są może, podobnie jak my, pełni wad. Z całą pewnością oczekują od nas wyrozumiałości i cierpliwości dla swoich słabości, jak my dla naszych. Szanujmy przekonania i upodobania innych, jeśli nie są wyraźnie złe.
Najwięcej cierpliwości potrzeba nam dla członków własnej rodziny, a także dla ludzi starych i chorych.
W pierwszym poruszeniu niecierpliwości musimy czuwać nad językiem, aby nie wyszło z naszych ust żadne obraźliwe słowo. W dyskusjach wyzbądźmy się przekonania, że my zawsze mamy rację. Umiejmy ustąpić, gdy tego wymaga roztropność i miłość. Łagodna odpowiedź uśmierza gniew przeciwnika.
Cierpliwość potrzebna jest wszędzie. Do kogo mamy się zwrócić o pomoc, aby ją zachować? - Do Bożego Serca. Powtarzajmy często modlitwę Kościoła: „Jezu cichy i pokornego Serca, uczyń serca nasze według Serca Twego".
Zwycięska odmiana
W rodzinie Salezych w dawnym księstwie Sabaudii dużo było kłopotu z najstarszym synem Franciszkiem. Rodzice martwili się jego postępowaniem, bo nie znosił żadnego sprzeciwu ze strony swoich rówieśników. Często z błahych powodów dochodziło do bójki. Wreszcie chłopiec sam zrozumiał, że takim pozostać nie może i zaczął nad sobą pracować. Z czasem, z pomocą Bożą, zmienił się do tego stopnia, że nic nie potrafiło wyprowadzić go z równowagi.
Studiował prawo w Paryżu i w Padwie. Wybuchy gniewu i tam się jeszcze zdarzały, ale coraz rzadziej.
Po studiach przyjął święcenia kapłańskie i w bardzo młodym wieku został biskupem genewskim. Miał bardzo trudną pracę, ponieważ diecezja genewska w dużej części zamieszkała była przez zwolenników Kalwina, którzy nie szczędzili mu zniewag i oszczerstw, wielekroć chcieli go pozbawić życia. Biskup Franciszek na wszystkie podobne ataki odpowiadał uśmiechem i starał się dobrem odpłacić za złe.
Szczególną nienawiść żywił do niego pewien adwokat kalwiński i okazywał mu ją wszędzie. Niespodziewanie spotkali się kiedyś obaj na ulicy. Biskup wziął go za rękę i powiedział: „Ja panu życzę dobrze, a pan mnie nienawidzi. Ale niech pan będzie przekonany, że gdyby mi pan wyłupał jedno oko i wtedy jeszcze drugim okiem patrzyłbym na pana życzliwie". Nawet takie oświadczenie wywołało w adwokacie szalony gniew. Dobył szpady i zranił biskupa. Za ten czyn dostał się do więzienia. Niebawem biskup poszedł go odwiedzić i przywitał go jak przyjaciela. Zaczął czynić starania o uwolnienie adwokata i wkrótce nieprzejednany wróg wyszedł na wolność.
Bardziej chyba swoją cnotą i dobrocią niż naukami, biskup Franciszek wraz z drugim kapłanem, pozyskał dla Kościoła 70 tysięcy kalwinistów.
Św. Wincenty a Paulo powiedział kiedyś trafnie, że „biskup Franciszek miał w swoim postępowaniu tyle dobroci, że chyba tylko nasz Zbawiciel miał jej więcej".
Św. Franciszek Salezy daje nam przykład jak można zmienić swój charakter. Za młodu porywczy, wybuchowy, dzięki pracy nad sobą stał się niezwykle opanowany, łagodny, pełen dobroci.
Przekonajmy się, że kto chce, może zawsze ujarzmić swój charakter i przy pomocy Bożej dojść nawet do świętości.
Wiązanka: W trudnych chwilach starajmy się powstrzymać pierwsze odruchy gniewu, a najlepiej wcale się nie odzywajmy.