Między innymi dał Jezus swoim czcicielom taką obietnicę: „Będę dla nich pewnym ratunkiem w życiu, a zwłaszcza przy śmierci".
Dobrze umrzeć, to znaczy osiągnąć wieczne zbawienie. To znaczy szczęśliwie dojść do swego ostatecznego celu. Wiemy, że umrzemy na pewno, tylko nie znamy godziny naszej śmierci, nie znamy jaki rodzaj śmierci przygotuje nam Opatrzność.
Ci, którzy przeżywają ostatnią swoją godzinę, pogrążeni są zwykle w wielkich bólach fizycznych, doznają strachu na myśl o unicestwieniu ciała, w ich oczach staje trumna i ciemny dół. Jeszcze większym strachem napawa ich myśl o sądzie Bożym, bo któż jest bez grzechu.
W godzinie śmierci czciciele Bożego Serca będą czerpać otuchę z obietnicy Chrystusa i uświadomią sobie, że Zbawiciel jest przy nich. Jeśli straszyć ich będzie pamięć o grzechach, natychmiast przypomną sobie najmiłosier-iejsze Serce Jezusa, któremu przez życie służyli.
Św. Małgorzata Maria Alacoąue krótko przed śmiercią powiedziała: „Jak słodko jest umierać, gdy się miało wytrwałe nabożeństwo do Kogoś, kto nas będzie sądził". Papież Jan XXIII, będąc małym chłopcem, słyszał, jak ktoś w rodzinnym domu cytował te słowa. Zrobiły one na nim takie wrażenie, że nie zapomniał ich do śmierci i od tego czasu stał się czcicielem Bożego Serca.
Do ważniejszych przedsięwzięć, do egzaminów, do zawodów sportowych, do dłuższej podróży zwykliśmy się przygotowywać z dalsza, niczego nie zaniedbując. Tym więcej powinniśmy się przygotowywać do tej największej podróży jaka nas czeka w zaświaty. Szkoda, że ta praktyka „ćwiczenie dobrej śmierci" nie jest ona szeroko znana; praktykowana jest przeważnie w zakonach i w niektórych stowarzyszeniach religijnych.
Z całym przekonaniem i z wielkim powodzeniem stosował ją św. Jan Bosko w swoich zakładach wychowawczych. Niektórzy współcześni mu „pedagogowie" próbowali mu przetłumaczyć, że ta praktyka nie nadaje się dla małych chłopców, dla młodzieży, odbiera im bowiem radość życia. Ks. Bosko nie dał się przekonać, odpowiadał, że najweselszym jest właśnie ten chłopiec, młodzieniec, który ma czyste sumienie i w każdej chwili przygotowany jest na śmierć. I również w naszych czasach we wszystkich domach salezjańskich ta praktyka jest stosowana.
Zobaczmy na czym polega to tzw. ćwiczenie dobrej śmierci:
1. Wybieramy sobie jeden dzień w miesiącu, taki dzień,w którym mamy mniej zajęć, więcej wolnego czasu, i parę godzin przeznaczamy na zastanowienie się nad naszym życiem.
2. Robimy dokładniejszy rachunek sumienia, staramysię wybadać, co najwięcej nie podoba się Bogu w naszymżyciu i co jak najprędzej należałoby zmienić.
3. Odprawiamy spowiedź z taką gorliwością, jakby tobyła ostatnia nasza spowiedź w życiu i przyjmujemy Komunię św., jakby Wiatyk.
4. Odprawiamy specjalne modlitwy przepisane naćwiczenie dobrej śmierci, jeśli posiadamy takowe w naszych książeczkach. Odprawiamy wreszcie rozmyślaniena temat rzeczy ostatecznych, posługując się odpowiednią książką.
I to wszystko, jak widzimy nic trudnego. Warto by się tą praktyką zainteresować i zacząć ją praktykować.
Śmierć godna pozazdroszczenia
Posłuchajmy opowiadania pewnego kapłana. Ciężko zachorował znajomy mi człowiek, czterdziestoletni ojciec rodziny. Prosił mnie, abym go w wolnym czasie odwiedzał. Był czcicielem Bożego Serca, miał w swoim pokoju piękny obraz Najśw. Serca. Przynosiłem mu kwiaty, które on z radością przyjmował, ale zaraz prosił, aby je zanieść do kościoła, przed ołtarz Bożego Serca. Pewnego razu przyniosłem mu jeden bardzo piękny kwiat i powiedziałem:
- To dla pana.
- Nie, to dla Jezusa, odpowiedział.
- Dla Jezusa są już inne, wyjaśniłem, a ten wyłącznie dla pana, aby czując ten zapach, miał pan trochę ulgi wcierpieniu.
- Nie, ojcze, zaoponował, wyrzekam się także i tejprzyjemności, także i ten kwiat niech będzie dla Bożego Serca.
Na trzeci dzień udzieliłem mu namaszczenia olejem świętym, dałem mu Komunię św. jako Wiatyk. Przy jego łóżku klęczała jego matka, żona i czworo dzieci, wszyscy pogrążeni w smutku.
Niespodziewanie chory zaczął płakać. Ktoś go zapytał, dlaczego płacze. „Płacze z powodu wielkiej radości, jaką mam w sercu - odpowiedział. - Jakże jestem szczęśliwy".
Opuszczać świat, rodzinę i mieć duszę tak pełną szczęścia... Kto mu dał tę radość? Niewątpliwie Najśw. Serce Jezusa, które czcił z miłością przez całe swoje życie. Wszyscy zgromadzeni u jego łóżka tak zapewne chcieliby umierać.
Wiązanka: Postarajmy się w wolnym czasie odprawić jeden raz ćwiczenie dobrej śmierci. Prawdopodobnie spodoba nam się takie skupienie i będziemy pragnęli odprawiać je więcej razy w przyszłości.