Najśw. Serca Jezusa a kapłaństwo

NAJŚWIĘTSZE SERCE JEZUSA
A KAPŁAŃSTWO USTANOWIONE W PISMACH
MATKI LUDWIKI MAŁGORZATY

Najświętsze Serce Jezusa pragnie objawić się przede wszy­stkim kapłanom, bowiem kapłanów powołał Chrystus, by rozpalali ogień miłości i aktywizowali go. W swojej niepojętej dobroci chciał Chrystus posłużyć się kapłanami dla zrealizo­wania swego dzieła.

Te słowa znajdują się we wstępie do książki Najśw. Serce Jezusa a kapłaństwo - jest to podstawowe dzieło Matki Lud­wiki Małgorzaty. Świadczą one w sposób zdecydowany o rozu­mieniu roli kapłana, a zatem kapłaństwa służebnego i więzi, jaka powinna łączyć kapłana z Najśw. Sercem. Kapłan jest przedmiotem szczególnej troski kapłańskiego Serca Jezusa, jako kontynuator Jego dzieła przez wnoszenie miłości w ludz­kie życie.

Czytając całą książkę zauważamy - mając to na uwadze - istotną cechę myśli M. Ludwiki Małgorzaty, która dochodzi do takiego spojrzenia na kapłaństwo nie drogą osobistego rozumowania, lecz pod wpływem specjalnego objawienia sa­mego Jezusa.

Pod głębokim wrażeniem tej boskiej interwencji, dojrzewa najpierw w niej samej, a potem przekazany na piśmie, wzbie­rający przypływ łaski promieniującej z Najświętszego Serca Boskiego Mistrza, który w 1902 r. powiedział jej:

Małgorzata Maria (Alacoąue) ukazała światu moje Ser­ce, a ty ukaż je moim kapłanom, przyciągnij ich do mojego Serca!

Powiedziałam Jezusowi: „Mój Zbawicielu, kiedy nasza Siostra ukazała Twoje błogosławione Serce światu, wówczas widzieli je również Twoi kapłani. Czy to nie wystarcza?" Wówczas Jezus powiedział mi: „Teraz pragnę objawić się im w szczególny sposób". Potem pouczył mnie, że ma specjalne dzieło do wykonania, polegające na roznieceniu ognia miłości w świecie i do tego dzielą pragnie posłużyć się kapłanami. Powiedział mi to tak wzruszająco i tak delikatnie, że do moich oczu napłynęły Izy: „Potrzebuję ich do tego dzieła!" Muszą być przepełnieni miłością, muszą zbliżyć się do Serca Jezusowego, aby mogli rozprzestrzeniać miłość. „Moje Serce jest kielichem mojej Krwi - powtórzył mi jeszcze raz Jezus - jeśli kto ma prawo pić z tego kielicha, to przede wszystkim mój kapłan, który codziennie podnosi ten kielich do swoich ust. Niech zbliży się do mojego Serca i pije!" (Zapiski intymne, l i 10 czerwca 1902 r.).

ROZGRZAĆ ŚWIAT MIŁOŚCIĄ

Pełniejsza analiza pism M. Ludwiki Małgorzaty jeszcze bardziej uwypukla jej myśl, zwłaszcza wypowiedzi, które w najwyższym stopniu naświetlają stosunek kapłana do Najśw. Serca i Jego dzieła w świecie.

Wynika z tego pewien rodzaj podwójnego dynamizmu, który umieszcza kapłana w samym Sercu Jezusa, pobudza go do zbliżania się do braci i stawania się dla nich punktem spotkania z Bogiem poprzez świadczenie miłosierdzia Boże­go. Ta myśl jest w doskonałej zgodzie z teologicznymi studia­mi dotyczącymi więzi Serca Jezusowego z kapłaństwem służebnym, według tych studiów bowiem kapłaństwo ustanowione jest sakramentem kapłańskiego Serca Jezusa.

Jezus stworzył swoją sakramentalną obecność nie tylko w siedmiu znakach (siedem sakramentów), wśród których najprzedniejsze miejsce zajmuje Eucharystia, ale również w samej żywej osobie - w kapłanie. Kapłan jest powołany, by żyć przede wszystkim przemianą serca, które Jezus przed­stawia jako „nowe", swoim życiem, uwieńczonym zbawczą śmiercią, ożywiony tą zbawczą przemianą - której nigdy nie należy lekceważyć w ciągu całego życia pod groźbą stania się „zwietrzałą solą " bez wartości (Mt 5,13) - ubogacony skarbami Serca Jezusowego, dawać siebie ludziom. Ta witalność, która w jednym momencie umieszcza kapłana w samym Centrum Miłości (Matka Ludwika Małgorzata powie­działaby bardziej sugestywnie - w „ogniu miłości"), a w innym momencie czyni go pomostem między Bogiem a ludźmi, emanu­je z ogromną siłą z wyrażeń Matki, która nieustannie powtarza, że kapłan jest uczestnikiem przejawów Chrystusowego Serca.

W książce Najświętsze Serce a kapłaństwo to właśnie zdanie powtarza się 28 razy; który kocha jak Chrystus (21); najbardziej umiłowany przez Chrystusa (22 razy); Chrystus pragnie objawić mu swoją miłość (27 razy); jest drugim Chrystusem (29 razy); Chrystus odżywa w kapłanie (18 razy); kapłan jest zjednoczony z Chrystusem (26 razy).

Mówiąc również o więzi między Bogiem a ludźmi, Matka używa następujących określeń: kapłan przybliża Boga lu­dziom, a ludzi Bogu (23 razy); okazuje miłosierdzie (16 razy); poświęca się (15 razy); pociesza, daje siebie, działa dobrocią (po 13 razy każde wyrażenie); jest pełen oddania (11); pochyla się nad każdym cierpieniem (11); jest pełen miłości (9); szerzy i podtrzymuje ogień miłości (9); rozprzestrzenia światło (10); jest pełen słodyczy (14); jest człowiekiem radości (15); obdziela miłością (16); kocha wielką miłością (21); przechowuje prawdę i przekazuje ją ludziom (22). Osiem razy używa określenia, że kapłan jest pomostem (francuskie słowo tu użyte to trait d'union - Matka pisała bowiem po francusku; sądzę, że można je przetłumaczyć jako 'pomost między Bogiem-Jezusem a lu­dźmi') i - co jest bardzo interesujące dla zrozumienia kluczo­wego słowa uwypuklającego głęboką relację dającą życie wszystkiemu - Matka pięć razy powtarza, że kapłan jest powołany do ożywiania ludzkich serc.

Z tego wszystkiego ujawnia się ogromne pragnienie Matki Ludwiki Małgorzaty, aby ukazać kapłana jako dynamicznego, powołanego do ustawicznego odradzania się w Sercu Jezusa, źródle wszelkiej miłości i życia oraz skutecznego przekazywa­nia ludziom owoców tych kontaktów, by pomóc im w przemia­nie ich serc w Sercu Jezusa, które jest motorem życia i jego ośrodkiem, znamiennym nie tylko dla życia fizycznego, lecz również duchowego, wypływającego z miłości.

Skrupulatne wyliczanie tych wyrażeń może być nieco nużące dla czytelnika, który wolałby pogłębioną refleksję nad myślą Matki z pominięciem tego, ile razy to powtarzanie ma miejsce. To prawda, że tak drobiazgowa analiza może zubożyć świeżość treści, zwłaszcza że taka osoba jak Matka Ludwika Małgorzata nie jest przyzwyczajona do mówienia charakterys­tycznego dla teologów, ścisłego i zwięzłego, lecz odczuwa potrzebę posłużenia się różnymi metaforami. Znamienny jest również dobór poszczególnych słów ukazujących wewnętrzne bogactwo, jeśli się chce uniknąć wypaczenia jej myśli.Z drugiej strony, oczywiście w odpowiednich granicach - tego rodzaju analizę trzeba bowiem podejmować z pewnymi zastrzeżeniami - nie można nie doceniać szczególnego znacze­nia tych wyrażeń, zwłaszcza gdy, jak w tym przypadku, idzie o wzmocnienie nacisku, z jakim Matka Ludwika Małgorzata przedstawia postać kapłana i jego stosunek do Boga oraz doludzi poprzez Serce Jezusa.

Można powiedzieć, że Matka Ludwika Małgorzata kładzie nacisk na rolę kapłana w świecie; rozpalać miłość wypływają­cą ze źródła Miłości, czyli z Serca Jezusa. Jest to nowość - mógłby ktoś bowiem zauważyć, że tak dzieje się zawsze i tak być powinno przy zachowaniu Ewangelii - ta nowość polega na zrozumieniu, jakie ona miała pod wpływem otrzymanych objawień, woli Jezusa dotyczącej kapłanów - okazania imswojego Serca.

ZASADNICZA ŚWIADOMOŚĆ:

KAPŁAN JEST STWORZENIEM NIESKOŃCZONEJ MIŁOŚCI

Od wieczności trwał Bóg w pokoju. Jednak z Jego Serca wypływała Nieskończona Miłość: dobył z nicości - mocą swoje­go Słowa - niezrównane dziwy, a na koniec stworzył człowieka - pana stworzenia.

Nikt nigdy nie zdoła wypowiedzieć, co wypłynęło z Serca Boga na korzyść tego uprzywilejowanego stworzenia. Nieskoń­czona Miłość przybrała różne formy: była szlachetna, wspa­niała - jak miłość boska, przewidująca i roztropna – jak miłość ojcowska, delikatna i głęboka - jak miłość matczyna. Człowiek został ubogacony wszelkimi darami łaski i piękna.

Miłość udzielała się w dalszym ciągu, niewyczerpanie, stopniowo i niespodziewanie, jako miłość naprawiająca, za­chowująca, życiodajna: jako miłość opiekuńcza, przebaczająca, wyczekująca, jako miłość, która okupuje, oczyszcza i zbawia.

Chrystus, Zbawiciel i Wcielona Miłość, przyszedł na ziemię. Żył jak człowiek, doznawał naszych cierpień, rozumiał potrzeby człowieka. Nade wszystko niesłychanie kochał ludzi, z którymi zjednoczył się tak ściśle.

Miłość Nieskończona tryskała z Jego Serca; potrzebował kogoś, kto by kontynuował Jego dzieło na ziemi, kto wychodziłby naprzeciw potrzebom człowieka, by podtrzymywać, oświecać, przypominać Mu Boga - w tym celu stworzył kapłana!

Wydało mi się potrzebne przytoczenie przydługiego cytatu otwierającego pierwszy rozdział książki Najśw. Serce a kapłań­stwo (II Sacro Cuore e U Sacerdozio). W tych słowach czuje się prawie wibrację duszy Matki Ludwiki Małgorzaty prezentują­cej te refleksje, które okupiła licznymi cierpieniami, oczekując nadaremnie - przez dziesięć lat - zanim zrozumiała, że nie O. Charrier, jej duchowy kierownik, lecz ona sama jest powoła­na do przekazania tych przemyśleń.

Gdyby tę książkę przygotował O. Charrier, jak miała początkowo nadzieję, wówczas mielibyśmy dzieło opracowa­ne solidnie, rygorystycznie z teologicznego punktu widzenia. Ale co stałoby się z tym, co ona i tylko ona sama - dzięki mistycznemu darowi, jakim ją Bóg obdarzył - mogła przekazać w tak przenikliwy sposób? Nie mielibyśmy prawdopodobnie obrazu kapłana tak głęboko złączonego z Najśw. Sercem Jezu­sa, jak ona umiała to ukazać.

Obszerny cytat pozwala zrozumieć sekret kapłańskiej mocy, która wypływa z samego źródła Miłości, czy - jak ona chętniej powiada - z Miłości Nieskończonej czy to w akcie twórczym, czy też w ustawicznej asystencji w ciągu życia. Kiedy Matka przytacza różne racje świętości życia kapłana, przerastania siebie, przebaczania, ofiarności, służenia, zdoby­wania różnych cnót, łatwiej to wszystko zrozumieć na tle Miłości, jako niezbędnej odpowiedzi na te boską miłość i zara­zem przejąć się nią do głębi.

Uderza zwięzłość myśli Matki Ludwiki Małgorzaty. W pa­ru zdaniach przechodzi od rozważania wieczności Boga do aktu stworzenia kapłana. Można by się spodziewać wielu pośred­nich refleksji, które ona pomija; niemniej zatrzymuje się nad bolesnymi dziejami grzechu, co również może być dobrym przedmiotem rozważania, skoro dzieło Chrystusa - a także kapłana - wiąże się ściśle z dziejami grzechu.

Matka Ludwika Małgorzata nie zamierzała napisać książki erudycyjnej, czuła, że winna podzielić się tym, co długo w niej dojrzewało, i to nie w celu pokazania siebie, lecz pod wpływem posłuszeństwa wewnętrznemu głosowi Boga, aby Dzieło, które miała zapoczątkować pod wpływem zachęty ze strony Boga, miało przynajmniej taki fundament. Można powiedzieć, że przynaglało ją postawienie w centrum Miłości Nieskończonej, jako motoru życia, stworzenia, zbawienia, a zarazem kapłaństwa.

Czytelnik, zwłaszcza kapłan, powinien umieć skorzystać z tego, co tu podsunięto, by jak najbardziej zbliżyć się do tajemnicy Boga, zaprezentowanej w całym dynamizmie, o któ­rym upewnia nas również Pismo Święte, czyli do miłości.

Czyż św. Jan nie mówi: Bóg jest miłością: kto trwa w mi­łości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim (l J 4, 16). Te słowa św. Jana mówią o wyjątkowo owocnym spotkaniu z Bogiem, od chwili uświadomienia sobie tego; tak właśnie interpretuje­my nasze spotkanie z Bogiem, podkreślając egzystencjalne znaczenie tego spotkania podtrzymującego nasze życie.

Słowa św. Jana wyrażają jeszcze co innego, a mianowicie, że Bóg istniejący sam z siebie - poza i ponad czasem - jest wiecznym Dobroczyńcą swojej Miłości. I to przede wszystkim odczuwa w sobie Matka Ludwika Małgorzata i pragnie powie­dzieć, że na dar kapłaństwa nie należy patrzeć jako na fakt historyczny (Ostatnia Wieczerza Jezusa identyczna z Jego śmiercią na krzyżu), lecz również jako na fakt wieczny. Bardzo ważne jest, by ta myśl przenikała kapłana i kształtowała go. Będzie to miało liczne i pozytywne konsekwencje. Plan Boga względem nas dochodzi do nas poprzez dzieje Zbawienia w po­wiązaniu z czasem i, rzec można, uwalnia się od czasowego uwarunkowania, wznosi się do ujawnienia ukrytych wznios­łych prawd otwierających nowe horyzonty i zdumiewające niespodzianki miłości. Ogrom wszechświata, obejmującego wszystko, co istnieje, ulega uproszczeniu w wizji Boga wiecz­nego, poznającego wszystko nim zaistnieje.

Niełatwe jest osiągnięcie tej dojrzałości: Matka Ludwika Małgorzata proponuje wierzącemu, zwłaszcza kapłanowi, by uświadomił sobie, iż jest znany Bogu od wieków, zatem jest chciany i nigdy nie jest zdany na siebie samego.

JEZUS WZOREM MIŁOŚCI I ŻYCIA

Cała myśl Matki Ludwiki Małgorzaty obraca się wokół tej prawdy: Jezus jest jedynym wzorem dla kapłana, tak pod względem wewnętrznego dynamizmu (czyli miłości), jak i ze­wnętrznego wyrazu tego dynamizmu, czyli życia. Niełatwo jest zreasumować myśl Matki, aczkolwiek wyrażona jest ona w prosty sposób - Matkę charakteryzuje bowiem prosty i jasny sposób pisania - z racji obszerności i głębi, typowej dla intuicji opartej na Piśmie Świętym i zarazem przesyconej kontemplacją.

Matka nie zajmuje się analizą tajemnicy Chrystusa, jak to czyni dogmatyka, lecz jej głęboka, egzystencjalna rzeczywistość oparta jest na konkretnym doświadczeniu każdego dnia, w celu ukazania kapłana jako wzorcowego modelu kontynu­ującego dzieło Jezusa-Kapłana.

Jezus przyszedł na ten świat, by rozniecić ogień miłości - to wyrażenie powtarza się często. Teraz pragnie, by kapłan kontynuował Jego dzieło, dlatego przyciąga kapłanów do swe­go Serca, by wzbudzić w nich te same impulsy miłości.

W zapisie z 1902 r. czytamy następujące znamienne słowa:

Kościół, to wielkie żywe dolo. Jezus Chrystus jest Głową tego Ciota: swoją boską mądrością kieruje wszystkim bardzo roztropnie. Jego Nieskończona Miłość - to Jego Serce; całe życie wypływa z serca. Z tego też względu trzeba, aby podobnie działo się w Kościele!

Kapłaństwo to krew dająca życie ciału; kapłan winien ustawicznie zbliżać się do Serca, czyli do Miłości Nieskończo­nej, aby mieć życie i obdzielać nim bez ograniczeń. Zarazem winien zwracać się do Głowy, do Jezusa Chrystusa, by to dążenie przekazywać do wszystkich części ciała. Kapłaństwo podobne jest do limfy ożywionej miłością, powinno przenikać cały Kościół; musi jednak być czyste, ciepłe, czerwone, by mogło przekazywać świętość. Tylko pozostając w ustawicz­nym kontakcie z Sercem, z Miłością Nieskończoną, podtrzymu­je i ukazuje niezbędne zalety (Nota z 1902 r.).

Cytat ten daje okazję do pewnych interesujących spo­strzeżeń. Przede wszystkim wizja Kościoła jako ciała. Jest to obraz z Pisma Świętego, aczkolwiek całkowicie intuicyjny

- z przymiotnikiem żywe, bardzo dynamiczny, pomijający rygory struktury na rzecz jedności i wspólnotowości. Jeśli uprzytomnimy sobie, iż Matka pisze te słowa w 1902 r., w cza­sie, gdy eklezjologia była pod wpływem wizji Kościoła ja­ko struktury hierarchicznej, to budzi podziw ta właśnie in­tuicja akcentująca kapłaństwo witalne, otwarte na potrzeby bliźnich.

W takim Kościele, żywym ciele, jest Głowa - Jezus Chrys­tus, który kieruje wszystkim w sposób mądry, jest Serce, czyli Nieskończona Miłość. Całe życie wypływa z serca, zatem

- dodaje Matka - konieczne jest jak najwięcej miłości w Koś­ciele! To spostrzeżenie na pierwszy rzut oka wydawać się może zwyczajne i banalne, dotyka jednak fundamentalnego aspektu Kościoła, uwidacznia wewnętrzne, ożywiające dążenie, bez którego nie ma wspólnotowości i bez którego nie można pełnić właściwego zadania. To coś więcej niż zwykłe spostrzeżenie! Jest to intuicja naświetlająca całą rzeczywistość Kościoła, zwraca uwagę na bezsens jakiegokolwiek działania nie wy­pływającego z miłości, która jedynie nadaje sens wszystkiemu! Beze Mnie nic nie możecie uczynić (J 15,5) wzięte są w aspekcie przemijającym, gdzie Boski Mistrz daje siebie jako moc zapew­niającą owocność - poprzez Ducha Świętego. Matka Ludwika Małgorzata nie mogła wówczas wiedzieć, że jej Wielka Rodaczka, św. Teresa od Dzieciątka Jezus, myś­lała podobnie i swoją myśl przedstawiła w sugestywnej Auto­biografii. Tak faktycznie pisała, a jej myśl obiegła cały świat, pobudzając wiele serc do umiłowania Boga:

Miłość dała mi klucz do mojego powołania. Zrozumiałam, że jeśli Kościół jest ciałem złożonym z wielu członków, to również musi posiadać najgodniejszy i najbardziej potrzebny organ: zrozumiałam, że Kościół posiada serce, które płonie miłością.

Zrozumiałam, że tylko miłość aktywizuje członki Kościoła i gdyby zabrakło tej miłości, zamknęłoby głoszenie Ewangelii, męczennicy wzbranialiby się poświęcać swoją krew... Zrozu­miałam, że miłość ogarnia wszystkie powołania, zrozumiałam, że miłość jest wszystkim, obejmuje wszystkie czasy i wszystkie miejsca, jednym słowem - miłość jest wieczna. Wówczas w przy­pływie szalonej radości zawołałam: „Jezu, moja Miłości, naresz­cie zrozumiałam moje powołanie - moim powołaniem jest miłość!" (Autobiograficzny manuskrypt B).

Całe życie wypływa z serca - pisze M. Ludwika Mał­gorzata w przytoczonym cytacie i dodaje: Kapłaństwo jest jak krew dająca życie ciału: życie winno nieustannie kierować się ku sercu, to znaczy ku Miłości Nieskończonej, aby móc je posiadać i obdzielać nim bez ograniczeń. Między Jezusem a kapłanem musi zachodzić ścisła więź! Jesteśmy tu w dosko­nałej harmonii z Ewangelią, gdzie - wg św. Jana - Jezus posługuje się słowem przyjaźń, które nie tylko wyraża Jego stosunek do Apostołów, ale zarazem ujawnia nowość kapłaństwa Nowego Przymierza opartego na głębokiej przyjaźni i wzajemnym oddaniu się!

Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznaj­miłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego (J 15, 15). Kapłaństwo, zdaniem M. Ludwiki Małgorzaty, opiera się na wzajemnej wymianie: Jezus przekazuje kapłanom tajemnice Boże i dzięki temu kapłan zbliża się przeobficie do Boga. Tylko w ten sposób staje się autentycznym reprezentantem Jezusa i skutecznie pełni Jego posłannictwo.

Matka Ludwika Małgorzata patrzy na Jezusa i nie tylko poprzez serce, również intelekt jest potrzebny do spotkania z Jezusem. Powiada bowiem, że kapłan winien nieustannie być zwrócony ku dowie, ku Jezusowi Chrystusowi, by następnie to nastawienie przekazywać wszystkim częściom data, którymi jest Kościół. Jeśli z racji akcentowania roli serca ktoś mógłby ją posądzić o sentymentalizm, to powinien zapoznać się z takimi wypowiedziami, jak przytoczona. Zrozumie wówczas, iż ten mocny impuls skierowania ku Jezusowi nie daje uprzywilejowa­nej pozycji sentymentowi, ale podkreśla potrzebę bliskości z Je­zusem, by swojemu działaniu nadać jeszcze większą przenik­liwość i wielkoduszność. Proponowany kontakt ogarnia całe życie kapłana, całą jego osobę, wszystkie jego uzdolnienia tak intelektualne, jak i wolitywne. Kapłan winien kierować się nie tylko sercem, ale również jasnym umysłem oceniać, co należy czynić, np. jakimi posłużyć się słowami, jakimi metodami, w ja­kim czasie, by jak najbardziej unaocznić odkupieńczą miłość Chrystusa objawiającą się w przedziwny sposób poprzez miło­sierdzie.

Tylko ustawiczny kontakt z Głową i Sercem Kościoła ułatwi kapłanowi tę niezbędną przemianę, tak iżby nie on działał, ale Chrystus w nim. W gruncie rzeczy to samo mówi Sobór, po­zwalając sądzić, iż doktryna M. Ludwiki Małgorzaty wcale nie jest przestarzała: Jeśli prawdą jest, że Bóg może realizować swoje dzieło zbawienia również poprzez niegodne sługi - to niemniej - na ogół woli okazywać swoją wielkość poprzez tych, którzy są bardziej podatni na impulsy i pokierowanie Ducha Świętego, którzy mogą powiedzieć za Apostołem Pawłem „Teraz zaś już nie ja- żyję, lecz żyje we mnie Chrystus" (Ca 2, 20) (Presbyterorum Ordinis, 12).

Matka Ludwika Małgorzata pragnie, aby wszyscy kapłani osiągnęli taki właśnie stopień zjednoczenia z Chrystusem.

CZY TO NIE JEST ZBYTNIE WYWYŻSZANIE POSTACI KAPŁANA?

W tym miejscu wypada odpowiedzieć na ewentualne pyta­nia, jakie może nasuwać doktryna M. Ludwiki Małgorzaty. Czy to nie nadmierna przesada utożsamiać kapłana z Jezusem, tak jak ona to przedstawia? Czy rola kapłana i postawienie nieodzowności jego roli nie stanowi ryzyka zbytniego wywyższa­nia kapłana?

Rozważmy dwa urywki, które mogą nam pomóc w tym względzie:

• ODNOŚNIE DO TOŻSAMOŚCI KAPŁANA Z CHRYSTUSEM

Kapłan łagodny i pokorny, idący drogami tego świata jest nie tylko kapłanem Jezusa. To sam Jezus, który zstąpił z wyso­kości, który uniżył się z miłości, a świętość kapłana jaśnieje tym bardziej, im bardziej jest pokorny. Chyba pokora stanowi największy urok człowieczeństwa Chrystusa.

Pokora nadaje działalności kapłana, jego słowu, podobny urok, czyni całkowicie podobnym do Chrystusa (Il Sacro Cuore e il Sacerdozio, p. II, cap. VI).

Wypada zaraz zauważyć, że w tym wypadku mamy do czynienie z charakterystycznym dla owego czasu sposo­bem wypowiadania się. Nie tylko książki religyne, ale i oficjal­ne dokumenty Kościoła mówiły o kapłanie jako o „drugim Chrystusie". W Ekshortacji do kleru Haerent animo Piusa X (4 sierpnia 1908 r.) czytamy następujące słowa:

Kapłan jest drugim Chrystusem, jest nim faktycznie, po­nieważ kapłanowi udzielił Chrystus swojej władzy. Powinien więc stawać się drugim Chrystusem i być uważanym za takiego w realizacji dzieła Chrystusa (nr 16).

Nic dziwnego, że również M. Ludwika Małgorzata użyła tego określenia. Nie oznacza to jednak dorównywania Chrys­tusowi, wynika to z interpretacji Kościoła - jak tego dowodzi dopiero co przytoczony urywek wypowiedzi Piusa X. Kapłan jest utożsamiany z Chrystusem pod względem udzielanej mu władzy złączonej z sakramentem kapłaństwa. Do tej iden­tyfikacji trzeba dodać osobiste staranie o wierność, i to właśnie akcentuje Matka. Można powiedzieć, że identyfikacja jest pun­ktem odniesienia, wg nauki Kościoła, i przypomina kapłanowi o obowiązku nabywania tych cech kapłańskich, które posiadał Jezus Chrystus. Pod tym względem można mówić o identycz­ności kapłana z Chrystusem i Jego Sercem. Zauważmy jeszcze, że kapłan utożsamiany z Chrys­tusem w przytoczonym tekście to kapłan łagodny i pokor­ny. Te zalety nie stanowią wyposażenia osoby wywyższającej się, lecz raczej osoby uniżającej się i gotowej służyć, tak właśnie, jak to czynił Jezus. Dlatego można powiedzieć, że utożsamianie się z Chrystusem jest wymogiem poważnego traktowania kapłaństwa. Należy naśladować Chrystusa, który umiłował darmo i totalnie, i temu zaleceniu winien dorównywać kapłan. Nie powinien zadowalać się dobrym wypełnianiem swojej roli, lecz winien podejmować trud ewangelizacji jako własny i dawać siebie totalnie i bezin­teresownie -jak Chrystus.

• ODNOŚNIE DO ROLI KAPŁANA

Bóg w swojej mądrości i miłości uczynił pewien rodzaj tajemniczej drabiny lub, jeśli wolimy, łańcucha łączącego stworzenia z Bogiem. A więc lańcuch ten lączy stworzenia nierozumne z człowiekiem, człowieka z kapłanem, a kapłana z Chrystusem i na koniec Chrystusa z Bogiem. Ze źródła Miłości Nieskończonej wypływają wszystkie łaski i dobrodziej­stwa po tej samej drabinie miłości i dochodzą aż do najniż­szych, najmniejszych stworzeń: od Boga -Miłości Nieskończonej do Chrystusa, od Chrystusa do kapłana, od kapłana do wszy­stkich ludzi, a od ludzi do stworzeń poniżej człowieka.

Nieskończona Miłość przychodzi i powraca w ten właśnie sposób, tą drogą, jest to wieczny przypływ i odpływ, od Boga do stworzeń i od stworzeń do Boga (Il Sacro Cuore e il Sacerdozio, Elevazione XI).

Współczesna mentalność z trudem pojmuje taką strukturę, ponieważ obecnie chętniej myśli się o istnieniu nieskończonych możliwości w Bogu, by następnie przejść do człowieka. Kapłan

- niezbędny pośrednik wydaje się być niepotrzebny.

Słowa Matki Ludwiki Małgorzaty zdają się mieć taki właśnie wydźwięk, ale -jak już zaznaczyliśmy - mają również wymowę swego czasu. Czytając wszystkie pisma Matki, można bez trudu zrozumieć, że umie przemawiać ona do kapłanów bezpośrednio, zarówno do kapłanów-sług, jak i do kapłanów wynoszących się ponad innych. Dowodem tego jest następują­cy tekst:

Bardzo dalekim od Boga byłby taki kapłan, który gardząc apostolatem wśród prostych ludzi, niewykształconych, kiero­wałby się tylko do intelektualistów, czy też do tych, do których los się uśmiechnął; któremu byłoby niewygodnie w ubogim, skromnym kościółku wiejskim czy gdzieś na peryferiach, a czuł­by się w swoim żywiole na ambonach wielkich bazylik. Albo który sądziłby, że ujmą byłoby dla niego katechizowanie dzieci lub nawiedzanie ubogich. Prawdziwie Chrystusowy kapłan nie uważa niczego za coś zbyt niskiego dla siebie. Dobrze wie, jaka jest wartość każdego człowieka, dobrze wie, jaka jest wartość Krwi Chrystusa. Chrystus dla uratowania jednego człowieka bez wyrachowania poświęca cały swój czas, wszystkie swoje siły, całe swoje życie. Kapłan po myśli Chrystusa godzi się być niczym i zapomnianym, byle tylko przyczynić się do Jego chwały choćby w najmniejszym stopniu (II Sacro Cuore e il Sacerdozio, p. I, cap. VI).

Po tych słowach nie ma żadnych podstaw do obawy o zbyt­nie wywyższanie kapłana.

KAPŁAN - ŻYWY WIZERUNEK CHRYSTUSA

W rozdziałach drugiej części dzieła Il Sacro Cuore e il Sacerdozio M. Ludwika Małgorzata omawia główne zalety kapłana według Serca Jezusowego, tj: ducha modlitwy (r. II), dawanie siebie (r. DI), troskę o chwałę Bożą ( r. IV), słodycz (r. V); pokorę (r. VI), czystość (r. VII), miłosierdzie (r. VIII), a przede wszystkim miłość (r. IX).

Oprócz tych zasadniczych cnót, również inne, o których mówi tekst, uzupełniają sylwetkę kapłana. Oto one: umiłowa­nie prawdy (przypomniane 22 razy, co świadczy o wielkiej doniosłości, wymaga wewnętrznej czystości intencji, szczerości itd.), duch ofiarności, zdolność do radości i przekazywania jej (to wymaganie powtarza się wiele razy i wskazuje na kapłana pogodnego, otwartego, który z łączności z Najśw. Sercem Jezusa czerpie siły do działania i osobistego pożytku duchowe- go), umiejętność pocieszania, oddanie się, roztropność, wierność, dyspozycyjność, męstwo w znoszeniu chorób, pozwalające lepiej oceniać kapłana narażonego na ludzkie dolegliwości, następnie delikatność, łagodność, cierpliwość, bezinteresowność, duch umartwienia, studium, prostota, zaufanie, posłuszeństwo.

Na podstawie globalnej oceny tych zalet można lepiej zrozumieć więź, jaka zachodzi między kapłaństwem ustano­wionym a Najśw. Sercem Jezusa. Widać od razu, że nie chodzi o żadne sentymenty, lecz wysoce duchowe podejście do tego zagadnienia. Nigdy M. Ludwika Małgorzata nie faworyzuje duchowych pociech, jakoby Najśw. Serce Jezusa przyciągało kapłanów po to, by ich pocieszać. Jeśli jednak ten aspektmiałby faktycznie miejsce jako najwyższy owoc miłości - prze­cież kapłan prawdziwie zjednoczony z Chrystusem doznaje pocieszenia pośród utrapień - to należy to do porządku ontologicznego. To pokrzepienie podtrzymuje kapłana w głębiduszy, by był zdolny przybliżać ludziom Boga.

Te przytoczone zalety, przenikając do głębi życie kapłana, czynią go prawdziwie żywym wizerunkiem Jezusa w Jego odnoszeniu się tak do Boga, jak i do ludzi (pokora i łagodność).

Chciałbym zwrócić uwagę na jedną zaletę, która może czynić wrażenie nieco triumfalnej, a jednak jest wyraźnym znakiem zdolności wnikania w rzeczywistość Bożą. Tą zaletą jest troska o chwałę Boga.

Święty Ireneusz pisał: Chwata Boga jest człowiek żyjący (Adversus haereses 20, 7). Ta prawda docierająca do nas poprzez wieki stanowi interpretacyjny klucz, pozwala zrozumieć, że chwała Boga polega na udzielaniu życia człowiekowi. Nie tylko żyjący człowiek wchodzi tu w grę, lecz człowiek odkupiony i całkowicie odzyskany przez łaskę.

Troską o chwałę Boga winien kierować się kapłan podobnie jak Boski Mistrz, o którym Matka pisze: gorliwość, żarliwa troska o chwalę Boga i zbawienie ludzi wyniszczała i pochłaniała Jezusa (II Sacro Cuore e il Sacerdozio, p. H, cap IV).

Kapłan odzwierciedlający Chrystusa taki właśnie powi­nien być nie ze względu na triumf, lecz ze względu na zbawie­nie ludzi.

Trudno powiedzieć, czy Matka chciała położyć większy akcent na jakąś konkretną zaletę. Skoro miłość jest największą zaletą obejmującą wszystkie inne, to sądzę, że nie pomylę się twier­dząc, iż jeżeli Matka chciała wyróżniać którąś z tych cnót, to właśnie miłosierdzie charakteryzujące kapłana w odniesieniu do Chrystusa.

NAZYWAJ MNIE MIŁOSIERDZIEM

Znamienne są zapiski Matki z Wielkiego Piątku 1900 r., kiedy objawienie się Jezusa Matce nie miało takiego ukierun­kowania, jaki przybierze później, to znaczy zwrócenia uwagi na kapłaństwo. Czytamy tam m.in.:

Pewnego dnia, kiedy klęczałam u stóp Jezusa i zwałam Go jedynym Dobrem mojej duszy, najwyższą Miłością mego serca, nieskończonym Skarbcem wszelkiego bogactwa, zakończyłam, mówiąc do Niego: „Mój Mistrzu, jak chcesz, by Cię zwano?" Odpowiedział mi: „Nazywaj Mnie miłosierdziem!" (Zapiski osobiste, 13 kwietnia 1900 r).

Trudno powiedzieć, co się kryje pod tymi słowami, ale opierając się na wypowiedzi św. Jana od Krzyża, wiel­kiego mistrza w dziedzinie „substancjalnych słów mowy" dochodzi się do przekonania, że jedno takie słowo sprawia w duszy większe dobro od tego, jakiego mogłaby dokonać w ciągu całego życia (Wejście na górę Karmel, księga 2., rozdz. 31, 1) oraz że:

Bóg udziela niektórym duszom daru mowy substancjal­nej, która ma ogromne znaczenie i wartość, że jest dla nich życiem, cnotą i niezrównanym dobrem (tamże).

Matka Ludwika Małgorzata była do głębi przeniknięta tymi słowami, które między innymi znamionowały obraz Najśw. Serca, jaki namalowała, a który znajduje się w Domu Macierzystym w Vische.

Na aureoli otaczającej głowę Jezusa napisała bardzo zna­mienne słowa: Misericordiam volo, wyrażając nimi bardzo wymownie istotę Najśw. Serca Jezusa.

Ewangelie obszernie przypominają to miłosierdzie, stanowiąc echo starotestamentowego napomnienia:

Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary (Mt 9, 13; Oz 6, 6).

W kantyku Matki Bożej miłosierdzie otwiera Nowe Przymierze:

Ujął się za sługą swoim, Izraelem, pomny na miłosierdzie swoje (Łk l, 54).

Nadto proponowane błogosławieństwo: Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią (Mt 5, 7).

Nie należy również zapominać o przypowieściach i czy­nach Pana Jezusa. To właśnie miłosierdzie Matka Ludwika Małgorzata przypomina kapłanowi pragnącemu żyć prawdzi­wie wedle Serca Jezusa, Boskiego Mistrza. W związku z tym pisze:

Ukazywać Jezusa w Jego najmilszym i najbardziej po­ciągającym aspekcie, starać się, by ta świadomość miłosier­dzia przenikała do głębi człowieka, uwrażliwiała ludzi na zaufanie i miłość - oto zadanie kapłana. Jednak jego słowa niczego nie sprawią, jeśli sam nie będzie uczniem Jezusa współczującym grzesznikom. Musi to uwidaczniać się w tro­sce o zbawienie ludzi, trzeba - wzorem Jezusa - szukać zabłąkanych owiec i nie zniechęcać się przydługą i mozolną drogą. A kiedy odnajdzie się takowych ludzi, okrytych rana­mi grzechu, trzeba im okazać miłosierdzie, pochylić się nad nimi, nalać oliwy na ich rany, wziąć ich na ramiona i przy­bliżyć do Pana.

To ogromna radość dla kapłana być szafarzem miłosier­nego Boga. Serce powinno mu się rozpływać w piersi, gdy w imieniu Jezusa mówi do grzesznika: „Ja cię rozgrzeszam". Nigdy Bóg nie jest tak wielki, jak przebaczając! Również kapłan przebaczający i rozgrzeszający jest najbardziej bliski Bogu i autentycznie Jezusem. (II Sacro Cuore e il Sacerdozio, p. II, c. VIII).

Iluż kapłanów jest bardzo powierzchownych i ogranicze­nie mówi o miłosierdziu Bożym, zapominając że prawdziwa mądrość zaczyna się od świętej bojaźni Boga.

Na zakończenie tej rozprawy możemy powiedzieć, że Matka Ludwika Małgorzata pragnie uwrażliwić kapłanów, by nie ograniczali się do zwykłego spełniania funkcji kapłańskich, lecz by dawali przykład wielkoduszności w każdej życiowej sytuacji tak zewnętrznej, jak i wewnętrznej. Najśw. Serce oczekuje tego od nich, by otworzyć się dla nich ze swoimi darami i zapewnić większą skuteczność ich pracy, posługiwa­niu.


Don Sandro Bonetti
Minusio (Szwajcaria)